Czekałam na ten moment chyba tak samo mocno, jak Wy.
To było moje największe wyzwanie pisarskie. Zrobiłam to najlepiej, jak umiałam, chciałam, żeby wszyło perfekcyjnie. Jestem z siebie bardzo dumna.
A Was z góry przepraszam.
Neil
Wszedłem do domu Rachel, zdjąłem kurtkę i odwiesiłem ją na haczyk, a kiedy już miałem udać się do sypialni przyjaciółki, niechcący spojrzałem w lustro. Od kilku dni próbowałem unikać miejsc, w których ewentualnie mógłbym zobaczyć swoje odbicie, więc gdy wreszcie dostrzegłem bladą, przemęczoną, wychudzoną postać, aż się wzdrygnąłem.
Moje sińce pod oczami były o wiele większe, niż parę dni temu, policzki zapadnięte, skóra niemalże przezroczysta. Uwierał mnie fakt, że nie zdążyłem nawet wrócić do formy po porwaniu, a znów wyglądałem jak gówno.
Zacisnąłem spierzchnięte wargi w wąską linię, po czym ruszyłem do pokoju Rachel.
– Cześć – przywitałem się, jak zwykle.
– Hej, Neil – kobieta sięgnęła po zakładkę, wsunęła ją między kartki, odłożyła książkę na szafkę i dopiero wtedy na mnie zerknęła. – O rany, coraz gorzej z tobą.
Parsknąłem śmiechem.
– Dzięki.
– Mówię poważnie. Przypominasz...
– Co? – rzuciłem wyzywającym tonem. – No śmiało, powiedz. Śmierć?
Rachel zamilkła. Prawdopodobnie wiedziała, że świetnie zdawałem sobie sprawę ze swojego stanu, toteż dołowanie mnie uznała za całkowicie zbędne. Przecież wyglądałem tak, jak się czułem, czyli tragicznie. Nie było w tym nic zaskakującego.
– Kiedy z nimi porozmawiasz? – zmiana tematu przyszła jej z niebywałą łatwością.
Wzruszyłem ramionami i podszedłem do łóżka, by następnie opaść na nie bez sił. Uwielbiałem przesiadywać u Rachel, odkąd odkryłem, że mam u niej święty spokój. Nikt się mnie nie czepiał, nikt nie stawiał mi wkurwiających diagnoz, nikt nie twierdził, że jestem czubkiem.
– Niby z kim? – burknąłem. – Mason nie wrócił jeszcze ze szpitala.
– A Christian?
– On mnie nie rozumie.
– To może Alice? – podsunęła Rachel.
Momentalnie zrobiło mi się cholernie przykro. Kiedyś zarówno z Christianem, jak i z Alice mogłem pogadać o wszystkim, a teraz jedynie pokręciłem głową.
– Alice również uważa, że zwariowałem. Razem z Olivią próbują namówić mnie na leczenie.
– Więc może się zgódź.
– Nie ma mowy – odpowiedziałem ostro. – To oni mają problem, nie ja.
Rachel przekręciła się na bok i spojrzała mi prosto w oczy.
– Nie jesteś dla nich trochę zbyt surowy? – przez twarz przyjaciółki przemknął delikatny, czuły uśmiech. – Sam wiesz, ile to wszystko cię kosztowało. Przyznaj, że załamałeś się po tym wypadku.
– Daj spokój.
– A co z bólami głowy? Jak długo będziesz to znosił?
Jeżeli ktokolwiek powiedział kiedyś, że jestem uparty, to chyba nie rozmawiał z Rachel.
Westchnąłem, przyciskając policzek do poduszki.
– Jakoś sobie poradzę, okej? – wymamrotałem na odczepnego. Miałem nadzieję, że kobieta odpuści i tak jak zawsze pójdziemy spać na dwie, trzy godzinki.
Rachel jednak nie dawała za wygraną.
– Dlaczego odsunąłeś się od Christiana?
Słowa przyjaciółki zdenerwowały mnie tak bardzo, że aż musiałem zacisnąć zęby. Pomimo potwornego zmęczenia, przez moje ciało przetoczyła się fala gniewu.
– To nie ja odsunąłem się od Christiana, tylko on ode mnie – przypomniałem. Przecież mówiłem jej o tym już setki razy, powinna była zapamiętać.
– Mhm. Uważasz tak, bo...?
– Co to za durne pytanie? – stawałem się coraz bardziej wkurzony. – Nie widzisz, jak mnie traktuje?
Rachel zamrugała, wyraźnie rozbawiona.
– Neil, a może to ty wyobrażasz sobie sceny, które w rzeczywistości się nie dzieją?
– Aha, więc niby wkręcam sobie to, że Christian się na mnie wyjebał? – słowa Rachel były tak idiotyczne, że nie byłem pewien, jak je skomentować. Pod tymi czerwonymi kudłami na bank nie krył się żaden prawidłowo funkcjonujący organ. – Jeśli chcesz wiedzieć, u Alberto właśnie trwa kolejna narada.
Kobieta uniosła brwi.
– No i?
– No i po raz kolejny nikt mnie o niej nie powiadomił.
– Skandaliczne zachowanie – rzekła z całkowitą powagą, choć jej oczy zdradzały, że ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. – A nie pomyślałeś, że to oznaka troski?
Troski? Żałosne.
– Nie. – odpowiedziałem.
– Cóż, myślenie nigdy ci nie wychodziło.
Mój kącik ust lekko zadrżał.
– To akurat było zabawne. – musiałem przyznać.
– Wiesz, co jeszcze jest zabawne?
Omiotłem Rachel wesołym spojrzeniem.
– Że wciąż nie urosły ci cycki?
– Spieprzaj – szturchnęła mnie w ramię, szeroko się przy tym szczerząc. Prędko jednak spoważniała, jakby przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym. – Ja ci powiem, co jest zabawne. Ty, Neil. A raczej twoje zachowanie.
Łypnąłem na kobietę z konsternacją.
– Nie rozumiem?
Rachel przewróciła oczami. Uwielbiałem, kiedy się denerwowała, bo czerpałem ogromną przyjemność z obserwowania, jak zapomina o magicznych mocach tych swoich uspokajających medytacji, naparów z liści chuj wie czego, siedzenia po turecku i wydawania z siebie dziwnych, przeciągłych dźwięków, czy rozluźniającej jogi, o ile w ogóle można się rozluźnić podczas zakładania sobie nogi za głowę.
– Widzę, że nie rozumiesz – oznajmiła z przekąsem. – Posłuchaj, chodzi mi o to, że nie powinieneś siedzieć teraz ze mną. Ja już jestem bezpieczna, Neil. Nie musisz mnie ciągle pilnować.
Zacisnąłem pięści na poduszce.
– Wcale cię nie pilnuję. – zaprotestowałem.
– Nie? Codziennie do mnie przychodzisz.
– Mogłaś po prostu powiedzieć, że ci to przeszkadza.
– Nie przeszkadza mi twoja obecność w moim domu, głupku – Rachel cmoknęła ze zniecierpliwieniem. – Przeszkadza mi fakt, że wolisz przebywać tutaj, niż z pozostałymi członkami rodziny. A to wszystko dlatego, że nie chcesz im powiedzieć, jak naprawdę się czujesz.
Drażliwy temat poruszony przez przyjaciółkę sprawił, że musiałem wstać z łóżka. Nie byłem w stanie wyleżeć w miejscu.
– Odpuść walkę z własnymi emocjami – kontynuowała. – Słyszysz? Porozmawiaj z Olivią, Alice czy Christianem, oni chcą ci tylko pomóc. Odważ się odciąć od tego co było i zrzuć z siebie ten ciężar, bo Malbat cię potrzebuje.
Przysiadłem na skraju materaca, oparłszy łokcie na kolanach.
– Nie wiem, czy dam radę, Rachel...
– Spróbuj – nie przestawała mnie zachęcać. – Zacznij od małych kroczków. Wróć teraz do domu, połóż Lillian spać, a później spędź czas z narzeczoną. Podziel się z nią swoimi przemyśleniami. Zobaczysz, że zrobi ci się lżej.
Chciałem uwierzyć przyjaciółce, ale chyba nie potrafiłem. Wolałem tkwić w pozornie bezpiecznej bańce i z każdym dniem coraz bardziej odcinać się od tego, co działo się wokół.
Mimo wszystko, gdy Rachel przestała mówić, pokiwałem głową na znak zrozumienia.
– Porozmawiam z Olivią – obiecałem, po czym dodałem, nim sama zdążyła zwrócić mi uwagę: – Z Christianem, Alice i resztą również.
Moja odpowiedź bezsprzecznie ją ucieszyła.
– Świetnie, powodzenia – Rachel pokazała zęby w uśmiechu. – Zobaczysz, że warto odciąć się od bolesnych wspomnień.
Podniosłem tyłek z łóżka i niechętnie ruszyłem do drzwi.
Spodziewałem się, że przyjaciółka chciała mnie wykopać, bo była zmęczona moimi ciągłymi odwiedzinami, ale miałem szczerą nadzieję, że szybko odpocznie i sama zadzwoni z prośbą, żebym do niej wpadł.
– Do zobaczenia, płaska decho – rzuciłem z braterską miłością tuż przed wyjściem z pokoju.
Kobieta zachichotała uroczo.
– Byle nie za szybko – pogroziła mi palcem, po czym poprawiła kołdrę i odwróciła się na drugi bok.
Opuściłem sypialnię. Przejście przez pustą, cichą willę zajęło mi zaledwie parę sekund, ale tyle wystarczyło, bym po dotarciu do holu zrozumiał znaczenie słów Rachel.
Świetnie...
Ta uparta kretynka nie chciała, żebym ją odwiedzał, dopóki nie pogadam z pozostałymi członkami Malbatu. Problem polegał na tym, że nie wiedziałem, jak to zrobić.
***
Kiedy wszedłem do domu, ucieszyłem się, że Lillian jeszcze nie spała.
Już jakiś czas temu obiecałem sobie, że moje problemy nie odbiją się na samopoczuciu małej i zamierzałem tego słowa dotrzymać. Właśnie dlatego, gdy tylko przekroczyłem próg salonu, od razu obrałem kurs na kanapę, aby dołączyć do Lilly i Balto. Znów oglądali Beethovena z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego, więc nic dziwnego, że nasz psiak śledził poczynania bohaterów z autentycznym zainteresowaniem.
Położyłem się obok córeczki, a ona momentalnie do mnie przylgnęła. Jej długie blond włosy zakryły mi prawie całą twarz, ale i tak dzielnie udawałem, że oglądam film i że strasznie mi się on podoba. Lillian ewidentnie nie przeszkadzał fakt, że oboje znaliśmy go na pamięć.
Odpadłem jakoś w połowie seansu, a gdy ponownie uchyliłem powieki, na ekranie przewijały się napisy końcowe. Lilly również spała jak kamień.
Mimo potwornych zawrotów głowy, jakimś cudem zwlokłem się z kanapy, po czym zaniosłem nieprzytomną Lillian do jej pokoju. Balto grzecznie podreptał za mną, a gdy wreszcie położyłem pchełkę do łóżka, w mig znalazł się przy niej. Zwinął się w kłębek i zasnął, ułożywszy pysk na kołdrze.
Widok wielkiego psa i mojej małej, słodkiej dziewczynki kompletnie mnie rozbroił. Zabranie tego wielkiego cielaka z kliniki było świetną decyzją.
Zamknąłem za sobą drzwi od sypialni, przeszedłem przez korytarz, a później – unikając po drodze wszystkich możliwych luster – powolnym, nieco niestabilnym krokiem udałem się do kuchni. Miałem zamiar nalać sobie wody i niepostrzeżony czmychnąć do łóżka, ale na moje nieszczęście Olivia siedziała już przy stole.
Dwa talerze stojące przed kobietą niewątpliwie świadczyły o tym, że czekała aż dołączę do kolacji, przez co poczułem okropne wyrzuty sumienia. Nie chciałem sprawiać Oli przykrości, ale doskonale wiedziałem, że wspólne zjedzenie posiłku będzie niemożliwe. Na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze.
– Smacznego, kochanie – mruknąłem niewyraźnie, kiedy minąłem kobietę, po czym dotarłem do blatu i złapałem pierwszą lepszą szklankę. Spieszyłem się, mając naiwną nadzieję, że dzięki temu Olivia nie zdąży rozpocząć tematu kolacji.
Uniosła wzrok znad talerza.
– Usiądź ze mną – poprosiła spokojnym tonem. Patrzyła to na mnie, to na talerz z sałatką, kurczakiem i bagietką czosnkową.
Zemdliło mnie.
– Nie jestem głodny – skłamałem, a następnie odkręciłem kurek z wodą. Przyjemny, kojący szum zaczął stopniowo zagłuszać wrzask mojego krwawiącego serca. Nauczyłem się tego pod prysznicem, lodowata woda potrafiła zdziałać cuda, niekiedy odcinała mnie na kilkadziesiąt minut. Uwielbiałem czuć tę ulgę. – Ale dziękuję. Jestem przekonany, że przygotowałaś coś pysznego.
Wyraz twarzy Olivii się nie zmienił. Jej oczy wciąż pozostawały smutne, przygaszone.
– Chociaż spróbuj – poleciła, przesuwając talerz w moim kierunku.
– Nie, dziękuję.
– Dlaczego?
– Już mówiłem – odstawiłem szklankę na blat. Nie byłem już spragniony, a coraz mocniejsze pulsowanie w skroniach dawało mi dość jasny przekaz. Musiałem jak najprędzej się położyć, uciec przed niewygodnym tematem. – Nie jestem głodny. Dobranoc, Oli.
Kobieta parsknęła oschle i pokręciła głową, gdy ruszyłem w stronę schodów.
– Ile to już trwa? – Olivia rozłożyła bezradnie ręce. – Prawie dwa tygodnie. – Sama sobie odpowiedziała.
Pisk w uszach, wrażenie ściskania czaszki.
Bolało. Tak bardzo mnie bolało.
– Niby o co ci chodzi? – warknąłem.
– Od kilkunastu dni praktycznie nic nie jesz, przypominasz cień człowieka! – Oli po raz pierwszy uniosła głos. Gdyby zdawała sobie sprawę, że czułem się, jakby ktoś grzebał mi kijem w mózgu, pewnie zachowywałaby się ciszej. – Neil, ja dłużej tak nie mogę! Porozmawiaj ze mną, do cholery!
Kiedy Olivia gwałtownie wstała od stołu, odruchowo zrobiłem krok w tył. Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Nie chciałem usłyszeć prawdy.
– Uszanuj to, że nie mam ochoty na pieprzenie o lekarzach i terapiach – odpowiedziałem ostro. Denerwowałem się, więc ból głowy z każdą sekundą przybierał na sile. – Dlaczego nie możecie się po prostu ode mnie odczepić?!
– A dlaczego ty nie możesz przyznać, że to wszystko cię przerosło!
Pisk. Ścisk. Ból.
Podparłem się dłonią o ścianę, nogi zaczęły mi mięknąć.
Nim zdążyłem odkrzyknąć, że nic mnie, kurwa, nie przerosło, Olivia kontynuowała swoją bezsensowną paplaninę. Słyszałem ją jak przez mgłę, wypierałem wszystko, czego nie byłem w stanie zaakceptować.
– Załamałeś się! – Olivia wycelowała we mnie palcem. – Cały czas tkwisz w bagnie, którego doświadczyłeś, nie możesz się uwolnić! To cię niszczy! Porwanie, tortury, gwałt, wypadek Masona...
Moje skronie prawie wybuchły, zgarbiłem plecy, gdy szarpnął mną odruch wymiotny. Dobrze, że nie miałem czym rzygać.
– Przestań! – wrzasnąłem, zebrawszy w sobie całą siłę, jaka jeszcze mi pozostała. Szkoda, że niewiele jej było. – Nie masz pojęcia, co czuję! Nie wmawiaj mi, że jestem jebanym świrem!
Oli wsunęła sobie palce we włosy. Widziałem, jak cierpiała z mojego powodu, ale nie mogłem nic zrobić.
– Oczywiście, że nie mam pojęcia – zaśmiała się gorzko. W jej oczach błyszczały łzy. – Nie mam pojęcia, bo o niczym mi nie mówisz. Wszyscy chcemy ci pomóc, ale nam to utrudniasz! Dlaczego? Dlaczego nie pozwalasz nam się do ciebie zbliżyć, Neil?
Zacisnąłem pięści, było mi tak słabo, że zastanawiałem się, czy aby nie usiąść na podłodze.
– Nie chcę waszej pomocy – wykrztusiłem cherlawo.
– Świetnie. A może spróbujesz się postawić w mojej sytuacji?! – wypowiedź kobiety zakrawała już o histerię. Płakała i nie wiedziałem, czy powodem owej rozpaczy był smutek, czy przepotężna złość. – Zmieniłam dla ciebie całe życie, Lewis! Zostawiłam Filipa, zrezygnowałam z pracy! Jezu, odkąd tylko poznałam członków Malbatu, próbowałam od was nie odstawać, nauczyłam się strzelać z pieprzonej broni! Zakochałam się w tobie, rozumiesz? I myślałam, że ty również mnie kochasz, a teraz okazuje się, że nie zasługuję nawet na durną rozmowę!
Przyłożyłem dłoń do spoconego czoła. Cały dygotałem z zimna, lecz równocześnie paliła mnie skóra, nie umiałem pozbierać myśli. Słowa kobiety, za którą bez wahania oddałbym życie, sprawiły, że serce niemalże wylazło mi przez gardło. Dławiłem się żalem i własną, żałosną bezsilnością.
Potrafiłem znieść naprawdę wiele, ale jeżeli Olivia wątpiła w moją miłość, to co tak naprawdę mi pozostało? Kim tak właściwie byłem? Bo przecież nie sobą...
– Czemu mi to robisz? – ciągnęła desperacko Oli. Darła się, a ja z coraz większym trudem znosiłem jej krzyk. Mój łeb dosłownie pękał, niczym powolnie zgniatany orzech. – Nie krzywdź mnie swoim milczeniem!
– Odczep się – syknąłem, mocno zaciskając zęby.
– Nie masz prawa traktować mnie jak intruza, kiedy oddałam ci całą siebie! Nie jestem twoją zabawką, Neil!
Zastygłem z uchylonymi ustami.
Nie jestem twoją zabawką...
Nie.
Jestem.
Twoją.
Zabawką.
Czas jakby się zatrzymał. W pomieszczeniu zapanowała martwa cisza, nie słyszałem nawet własnego oddechu i jedynie szept bolesnej przeszłości, do której już nigdy nie chciałem wracać, odbijał się echem w mojej głowie.
Wszystkie wspomnienia stały się nagle niewiarygodnie wyraźne, widziałem rzeczy, których nie powinienem był widzieć, czułem zapachy, których nie miałem prawa czuć, stałem w miejscu, które nie było moim domem, a obskurnym pokojem. Znów byłem więźniem Olgierda. Wpadłem w pułapkę własnego umysłu.
– Neil... – drżący głos Olivii przedarł się przez wyimaginowaną, czarną chmurę. Ledwo łapałem powietrze, nie mogłem swobodnie oddychać. Nieistniejący dym wpadał mi do płuc. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Ponownie zacisnąłem dłonie w pięści, próbując przekonać samego siebie, że Olivia była kompletnie nieświadoma, nie chciała mnie skrzywdzić, niefortunnie dobrała słowa... ale nie mogłem nad sobą zapanować – gniew, strach, obrzydzenie, wszystko to rozlewało się po moim wnętrzu niczym paląca, wyniszczająca ciecz.
Bolało mnie już za bardzo. Przegrałem walkę.
Nie zarejestrowałem momentu, w którym podszedłem do stołu. Pamiętam jedynie, że kiedy złapałem pierwszy talerz i cisnąłem nim o ścianę, ledwo trzymałem się na nogach.
Olivia zaczęła krzyczeć, robiła wszystko, by mnie uspokoić, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Furia napędzała moje słabe ciało do działania, dawała mi siłę do czynienia zła, więc gdy blat był już całkowicie pusty, chwyciłem za stół.
– Christian?!
Otumaniony szaleństwem, odwróciłem się przez ramię. Olivia stała z telefonem przyciśniętym do ucha, wyglądała na śmiertelnie przerażoną, ale wpadłem w zbyt wielką psychozę, by odczuwać wobec niej jakiekolwiek współczucie. Wręcz przeciwnie – fakt, że zadzwoniła do mojego najlepszego przyjaciela, dodatkowo mnie wkurwił.
– Błagam cię, pomóż mi! – zaczęła skomleć do słuchawki. Sprowokowany, podniosłem stół i pierdolnąłem nim na oślep, wylądował gdzieś pod oknem. Następne w kolejce było krzesło. – Neil oszalał! Rzuca meblami!
Neil oszalał? Czy Olivia naprawdę to powiedziała?
Głowa zaczęła mi się kurczyć tak boleśnie, że nie wytrzymałem – cisnęłam krzesłem, wydając z siebie przeraźliwie głośny wrzask.
Oli zaniosła się płaczem.
– Christian, zrób coś!
Nie chciałem słuchać, jak Olivia i Christian robią ze mnie świra. Nie chciałem ich widzieć. Nie chciałem im się tłumaczyć. Nie chciałem, by powiedzieli mi coś, czego mój organizm nie byłby w stanie udźwignąć.
Pisk. Ścisk. Ból. Przeraźliwy, odbierający zmysły ból.
Ruszyłem do przedpokoju. Kobieta ruszyła za mną.
– Neil! Dokąd idziesz?!
– A jak myślisz? Do Rachel – wymamrotałem, wciskając na stopy adidasy. Moje słowa zlewały się w niewyraźny bełkot, krzyk Olivii pomału przestawał do mnie docierać.
– Skarbie, zaczekaj! Christian zaraz tu będzie!
– Mam go w dupie. Wychodzę.
– Ale przecież...
Pisk. Ostry pisk w uszach.
Zachwiałem się, gdy wypadłem na mroźne powietrze, ale szybko odzyskałem równowagę i zacząłem przemierzać podwórko. Trzymałem się wydeptanej ścieżki.
Nie minęło pół minuty, a za moimi plecami rozległo się męskie darcie ryja.
– Co ty odwalasz?! – Christian nie silił się na uprzejmość, od razu na mnie naskoczył.
Właściwie niczego innego się po nim nie spodziewałem, więc przyspieszyłem kroku, ignorując durne pytanie przyjaciela. Nie zwiałem jednak daleko, bo dogonił mnie parę sekund później. Nie miałem siły, żeby biec.
– Dokąd idziesz, co? – zagadnął Collins, przyjmując inną taktykę. Tym razem jego ton był luzacki, wręcz rozbawiony, choć wątpiłem, by naprawdę było mu do śmiechu.
Zacząłem szurać nogami po lodzie, robiło mi się coraz bardziej słabo.
– Nie twój zasrany biznes – wydusiłem, nawet nie patrząc na śledzącego mnie mężczyznę.
Pociemniało mi przed oczami, kiedy moja głowa niespodziewanie uderzyła o twardy, ubity śnieg. Nie zemdlałem, choć w pierwszym momencie tak sądziłem. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to Christian bezczelnie mnie powalił, a następnie obrócił z brzucha na plecy i swoim ciężarem przycisnął do lodowatej ziemi.
Byłem tak wściekły, że zabrakło mi tchu.
– No powiedz – zarechotał szorstko, gdy wygodnie rozsiadł się na moich biodrach, tym samym uniemożliwiając mi ucieczkę. – Gdzie idziesz? Do Rachel?
– Tak – warknąłem. – Odpierdol się!
– I co będziesz tam robił?
Zacząłem mimowolnie drżeć i niestety nie była to wina niskiej temperatury. To mój organizm walczył. Walczył, bo nie był w stanie dłużej tego ciągnąć. Walczył, bo nie mógł już znieść bólu... a moja głowa wciąż bolała. Tak strasznie bolała.
– Co będziesz tam robił, Neil? – Christian nie przestawał się nade mną pastwić.
Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Głos przyjaciela wydawał się nierealistyczny, ale wiedziałem, że był prawdziwy. Był tak kurewsko prawdziwy, że przy każdym wypowiedzianym słowie wbijał mi nóż w serce.
– Zamknij się!
– Znów będziesz leżał w jej łóżku...?
– ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ SIĘ! – wrzeszczałem, aż ochrypłem.
– Znów będziesz tępo gapił się w sufit? – Collins ułożył dłonie na moich ramionach, gdy ostatkiem sił zacząłem się szarpać. – I może jeszcze pogadasz sam do siebie, co? Bo przecież nie mówisz do Rachel...
– Christian! Nie!
– Jej już nie ma! – ryknął na całe gardło. – Niech to wreszcie do ciebie dotrze! Rachel tu nie ma! Zasłoniła cię, a Elvis ją zastrzelił!
Zacisnąłem powieki.
Chciałem zniknąć, schować się przed prawdą, ale było to niemożliwe... Dogoniła mnie.
Moja wewnętrzna brama została brutalnie sforsowana, mechanizm obronny polegający na wyparciu traumatycznych wspomnień – przestał działać.
Wszystko wróciło.
![](https://img.wattpad.com/cover/371514254-288-k23062.jpg)
CZYTASZ
MALBAT TOM 5
Mystery / ThrillerBędzie mocno, będzie bardzo krwawo, będzie mrocznie, będzie śmiesznie. Kiedyś wymyślę lepszy opis... Albo i nie :) OSTRZEŻENIE: Opowiadanie zawiera opisy przemocy, brutalnych tortur, przemocy seksualnej, narkotyków, wulgaryzmy.