48.

281 25 29
                                    

Akihito rzadko miał okazję na błogie lenistwo, tak jak dziś. Tym bardziej irytowało go zakłócanie wieczoru, który miał być tylko dla niego i Drake'a. Widząc w drzwiach jego chłopaka aż zmarszczył brwi. Czy Makoto nie uprzedził go, że o tej godzinie nie powinien pałętać się po posiadłości a już na pewno przychodzić do jego sypialni? Jeśli przyszedł z jakąś bzdurą, to każe przyjacielowi go wychłostać a sam z chęcią na to popatrzy.

Mick'a wyraźnie zaskoczył ich widok, gdy leżeli tak jeden na drugim w dwuznacznej sytuacji. Może nawet odrobinę się zakłopotał, bo jego blade policzki odzyskały nieco koloru. Ale gdy bliżej przyjrzał się tym zielonym, dużym oczom, dostrzegł w nich gniew zmieszany z pewnym rozczarowaniem. Aki musiał przyznać, że ich wyraz nieco go zaintrygował.

- P-przepraszam sir, że przeszkadzam... - chłopak odezwał się wreszcie, nieco bojaźliwie, co ciekawie kontrastowało z jego rozognionym spojrzeniem. – Ale czy...

Mick zaciął się, jakby nie wiedział, jak ma się do niego zwrócić. No tak, przecież Drake nie zawierał znajomości z innymi Panami, więc jego chłopaczek nie miał wprawy w tego typu kontaktach. Ten brak ogłady tym bardziej zirytował Akihito, ale czego mógł się spodziewać po wychowanku Drake'a? Przecież ten sam nie zwracał uwagi na tego typu konwenanse.

- Czy pan Akihito może podejść do pokoju... em... chłopaków? Jest... Znaczy... - Mick usiłował inaczej ubrać swoje myśli w słowa, ale ostatecznie się poddał. – Zdarzył się wypadek – przyznał w końcu.

Drake, dotąd w dobrym nastroju, natychmiast spoważniał a Akihito zszedł z niego, wstając z łóżka. Nie trzeba było im mówić nic więcej. Natychmiast ruszyli za chłopakiem do pokoju niewolników Akihito.


Mick stał w progu łazienki, opierając się o framugę drzwi i obserwując z troską Kaname, który zgięty nad muszlą klozetową, niemal zwracał żołądek. Jego chude ciało drżało od wysiłku, a twarz była mokra od potu i co chwilę zmieniała barwę z białej od nudności, po czerwoną z wysiłku, który wyduszał z niego oddech. Biedak co chwilę jęczał cicho, między kolejnymi falami torsji.

Makoto klęczał obok niego, delikatnie wycierając mu usta skrawkami papieru toaletowego i co jakiś czas podając mały łyk wody. Był równie przejęty stanem chłopaka co reszta, ale usilnie skrywana w oczach panika, zdradzała, że myśli już o dalszych konsekwencjach. Natomiast Lu trzymał się z boku i tylko zgryźliwie dogadywał.

- Mówiłem, że nie powinien tyle jeść – prychnął właśnie z wyrzutem, choć w jego tonie można było wyczuć nutę zmartwienia.

Sytuacja ciągnęła się już od niemal godziny i wszyscy zdawali sobie sprawę, że z Kaname jest coraz gorzej. Chłopak opadał z sił, ale wymioty nie ustawały.

- Rzyga już samą żółcią, więc żołądek jest pusty. To nie kwestia przejedzenia... - zauważył Mick, zerkając z roztargnieniem na zegarek.

Dochodziła trzecia nad ranem, kiedy kolejna fala nieczystości spłynęła kanalizacją.

- Musimy powiedzieć waszemu Panu – stwierdził to co powinno być powiedziane już dawno temu.

- Nie, nie możemy! Będziemy mieli przesrane! – Mako błagał z desperacją w głosie. – Byłem tak głupi, że pozwoliłem mu to wszystko zjeść... Co mnie podkusiło?

Lu prychnął, unosząc brew.

- Też się nad tym zastanawiam – rzucił sarkastycznie, ale sam wyglądał na przestraszonego.

Wszyscy troje spojrzeli na Kaname, który wisiał nad toaletą, łkając cicho między kolejnymi falami, które nim wstrząsały. Jego małe, wątłe ciało wydawało się jeszcze bardziej kruche, przez co sam jego widok bolał. Makoto pochylił się do niego i odgarnął mu włosy, które kleiły się do jego mokrej od potu i łez twarzy i wpadały mu w oczy.

Cena Pożądania (Yaoi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz