1

6.2K 195 63
                                    

Uwaga! Powieść dla osób dorosłych!

Rey

- Mówiłem ci! Mówiłem ci, kurwa, żebyś stąd wyszła!

Mój brat uderzył mnie z całej siły w twarz. Zatoczyłam się i wpadłam na ścianę. Głowa niemiłosiernie mnie rozbolała, gdy uderzyłam jej tyłem o ścianę. 

- Nienawidzę cię! Żałuję, że się urodziłaś! To przez ciebie rodzice nie żyją! Teraz sprowadziłaś śmierć na moją dziewczynę!

- Sam, błagam... 

Mój brat zamachnął się na mnie po raz kolejny i znowu mnie uderzył. Tym razem w brzuch. Zabolało tak, że krzyknęłam. Całe moje ciało płonęło z bólu po tym, jak Sam postanowił mnie skatować. 

- Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! Tak bardzo cię, kurwa, nienawidzę!

Osunęłam się na podłogę. Siedziałam na niej, pozwalając na to, aby mój starszy brat mnie bił. Nie miałam z nim szans. Sam był ode mnie o wiele silniejszy. Nigdy nie zrobiłabym mu krzywdy. Nie tylko dlatego, że fizycznie nie byłam w stanie tego zrobić, ale przede wszystkim dlatego, że go kochałam. 

Mój brat jednak nienawidził mnie od dnia moich narodzin. Przyszłam na świat, gdy Sam miał trzy lata. Nie chciał mieć siostry. Marzył o bracie, ale niestety nie byłam chłopcem, więc Sam postanowił obdarzyć mnie nienawiścią. Mimo, że go kochałam i na każdym kroku chciałam być blisko niego, on mnie od siebie odtrącał. 

Nasza mama zmarła, gdy ja miałam siedem lat, a Sam dziesięć. Była ciężko chora i żaden lek by jej nie pomógł. Jako, że żyliśmy w chatce blisko morza, która oddalona była od wszelkiej cywilizacji o co najmniej kilkadziesiąt kilometrów, nie mieliśmy możliwości sprowadzenia mamie leku. Kiedy odeszła, mój brat postanowił znienawidzić mnie jeszcze bardziej. 

Pewnego dnia, gdy ja miałam piętnaście lat, a Sam osiemnaście, nasz tata wypłynął w morze. Nie był to pierwszy raz, gdy wypływał na połów. Tata był rybakiem i świetnie zajmował się domem nawet po tym, jak mama zmarła. Kochał nas i chciał zapewnić nam godne życie. Niestety tamtego dnia nie wrócił do domu. Morze go pochłonęło. Mój brat twierdził, że to ja sprowadzałam nieszczęście na ten dom. Nienawidził mnie i na każdym kroku przypominał mi, że gdybym się nie urodziła, miałby normalne, szczęśliwe życie. Wiedziałam, że nie miał racji, ale nie śmiałam się z nim kłócić. 

Obecnie miałam dwadzieścia pięć lat, a Sam dwadzieścia osiem. Od pięciu lat miał partnerkę o imieniu Amy. Była to urocza dziewczyna, której rodzina postanowiła wybudować domek niedaleko nas. Amy była jedynaczką i od razu ją polubiłam. Kochała zwierzęta i wszystkich traktowała z szacunkiem. Mój brat był dla niej aniołem, ale dla mnie był diabłem. 

Amy zaszła w ciążę kilka miesięcy temu. Miała urodzić Samowi dziecko. Mój brat nie mógł się doczekać, aż zostanie ojcem. Był podekscytowany, ale z Amy nie było dobrze. Źle znosiła ciążę. Była wiecznie zmęczona i słabła z dnia na dzień. 

Dziś Amy umarła. Odeszła w naszym domu, śpiąc w łóżku, które dzieliła z Samem. Miała w brzuchu jego dziecko i ono odeszło razem z nią. 

- To twoja wina! Przyniosłaś mi nieszczęście! Powinnaś zdechnąć!

Mój brat kopnął mnie w łydkę. Niemiłosiernie zapiekło. Jęknęłam przez łzy. 

- Nie pozwolę ci dłużej, kurwa, żyć! Taka szmata jak ty powinna dawno sczeznąć!

- Sam, proszę... 

- Milcz, dziwko! Ty mała, przebrzydła kreaturo! Zrobię z tobą to, co chciałem zrobić już dawno!

Sea MonsterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz