Pedri wstał wcześnie, jak zwykle. Poranne słońce wpadało przez zasłony jego sypialni, rzucając na ściany delikatne refleksy. Mimo że był to kolejny, typowy dzień, Pedri czuł, że coś jest inaczej. Jego myśli ciągle wracały do Gaviego, do ich wczorajszej rozmowy, a zwłaszcza do tego, co sewilczyk powiedział, zanim odszedł: „Prędzej czy później zaakceptujesz, że nie musisz być sam." Te słowa wciąż brzmiały w jego głowie, jakby młodszy piłkarz zasiać w nim wątpliwość, której Pedri nie chciał w sobie dopuścić.
Pedri od razu poczuł rosnącą irytację. Nie mógł pozwolić sobie na słabość. Złamałem się raz, ale to się więcej nie powtórzy - powtarzał sobie w myślach. Nie mógł pozwolić, żeby Gavi, czy ktokolwiek inny, zburzył mury, które przez lata budował wokół siebie. Nie jestem taki, jak on myśli.
Ubrał się w swoje standardowe, czarne baggy jeansy i brązową bluzę z kapturem, jakby te ubrania miały go osłonić przed światem. Z każdym krokiem, jaki stawiał w stronę stadionu, czuł, jak rośnie w nim napięcie. Wiedział, że Gavi nie odpuści, że znów spróbuje do niego podejść. Ale Pedri nie zamierzał dać się złamać. Muszę to zakończyć, zanim on pójdzie za daleko.
Kiedy Pedri wszedł na stadion, wiedział, że Gavi na niego czeka. Młodszy piłkarz stał przy wejściu do szatni, jakby specjalnie czekał, aż Pedri się pojawi. Jego twarz, jak zwykle, promieniała pewnością siebie, ale w oczach widać było błysk czegoś więcej - nadziei, której Pedri nie chciał zauważyć. Sewilczyk niemal natychmiast podszedł do niego, nie dając mu szansy na unik.
- Pedri! - zawołał z radością Gavi, jakby wczorajsza rozmowa nigdy się nie wydarzyła. Zanim Pedri zdążył cokolwiek powiedzieć, Gavi wpadł na niego i przytulił się do niego mocno.
Pedri zamarł. Znowu to robi - pomyślał z irytacją. Chciał odsunąć Gaviego, odepchnąć go tak jak wczoraj, ale zanim zdążył zareagować, Gavi zaczął go prosić.
- Proszę, Pedri, przyjdź dzisiaj do mnie do domu! Obiecuję, że będzie fajnie. Zobaczymy film, zrelaksujemy się. Po prostu... - Gavi spojrzał na niego z błagalnym wyrazem twarzy. - Zrób to dla mnie.
Pedri poczuł, jak wzbiera w nim gniew. Z jednej strony chciał natychmiast odmówić, ale z drugiej strony czuł coś, co go powstrzymywało. Dlaczego nie mogę po prostu go odepchnąć? - zastanawiał się. Może to przez ten natrętny uśmiech Gaviego, może przez jego upór, a może przez to, że młody piłkarz po prostu nie dawał za wygraną.
- Dobra, przyjdę - burknął w końcu Pedri, odwracając wzrok, jakby chciał dać do zrozumienia, że robi to tylko z obowiązku, a nie dlatego, że tego chce.
Gavi natychmiast rozpromienił się, jakby właśnie wygrał najważniejszy mecz w swoim życiu. Puścił Pedriego i zaczął mówić coś o filmach, które mają obejrzeć, o tym, co przygotuje do jedzenia, ale Pedri ledwo słyszał jego słowa. Jego myśli były gdzie indziej - myślał o tym, jak skończyć to wszystko raz na zawsze.
Wieczorem, Pedri zjawił się pod domem Gaviego. Stojąc przed drzwiami, poczuł niechciane uczucie niepokoju. Co ja tu w ogóle robię? - zastanawiał się, wciąż mając nadzieję, że może po prostu zrezygnować i wrócić do domu. Ale zanim zdążył odwrócić się na pięcie, drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanął Gavi z szerokim uśmiechem.
- Pedri, wchodź! - powiedział z entuzjazmem, jakby ten wieczór był dla niego spełnieniem marzeń.
Pedri wszedł niechętnie, z rękami wsuniętymi w kieszenie. Rozejrzał się po wnętrzu domu Gaviego, które było ciepłe i przytulne, zupełnie inne od jego własnego mieszkania, które przypominało bardziej sterylną, chłodną przestrzeń. Pedri poczuł dziwne uczucie, jakby tu nie pasował.
- Mam już wszystko gotowe! Zrobimy popcorn, napoje są w lodówce, a film już wybrałem! - Gavi paplał bez końca, krzątając się po kuchni.
Pedri usiadł na kanapie, czując, że każda minuta spędzona tutaj była dla niego kolejnym krokiem w stronę czegoś, czego nie chciał. Gavi tymczasem przyniósł miskę popcornu, dwa napoje i usiadł obok Pedriego, uśmiechając się szeroko.
- Dobra, zaczynamy! - powiedział, włączając film.
Pedri ledwo zwracał uwagę na to, co leciało na ekranie. Jego myśli były skupione na Gavim, który siedział blisko, może nawet zbyt blisko. Z każdą minutą sewilczyk zdawał się przesuwać coraz bliżej, jakby specjalnie starał się zbliżyć do Pedriego. Na początku kanarek próbował to ignorować, wpatrując się w ekran i starając się udawać, że go to nie obchodzi, ale kiedy Gavi nagle położył głowę na jego ramieniu, Pedri poczuł, jak wzbiera w nim frustracja.
- Co ty robisz? - zapytał szorstko, nie ruszając się z miejsca, ale jego głos był pełen irytacji.
- Zrelaksuj się, Pedri - odpowiedział Gavi cicho, jakby nie zauważając, że jego bliskość wywołuje w starszym piłkarzu gniew. - Po prostu się odpręż.
Pedri zacisnął zęby. Relaks? Jak mógł się zrelaksować, kiedy Gavi zachowywał się w ten sposób? Czuł, jak napięcie w jego ciele rośnie. Był na granicy wybuchu, ale starał się jakoś powstrzymać. To tylko wieczór, dam radę.
Jednak wszystko zmieniło się, kiedy po kilku minutach Gavi specjalnie położył się bliżej Pedriego i zasnął na jego ramieniu. Sewilczyk oddychał równomiernie, a jego twarz miała spokojny, wręcz dziecinny wyraz. Pedri poczuł, jak krew napływa mu do głowy. To, co Gavi zrobił, było celowe. Pedri wiedział, że ten „sen" nie był przypadkowy, że sewilczyk robił to specjalnie, próbując złamać jego obronę.
- Cholera jasna - wymamrotał Pedri pod nosem, próbując delikatnie odepchnąć Gaviego, ale ten spał głęboko, jakby celowo ignorując próby Pedriego.
Pedri poczuł, jak frustracja zamienia się w gniew. Dlaczego on to robi? Dlaczego ciągle próbuje mnie zmusić do czegoś, czego nie chcę? Gavi zachowywał się, jakby Pedri był kimś, kto potrzebuje bliskości, jakby próbował przekonać go, że nie musi być sam. Ale Pedri nie chciał tego. Nie potrzebował przyjaciół, nie potrzebował tego, by ktoś próbował „naprawić" jego życie.
- Wstawaj - warknął Pedri, odpychając Gaviego nieco mocniej. Młodszy piłkarz obudził się, ale nie wyglądał na zaskoczonego ani obrażonego. Zamiast tego spojrzał na Pedriego z uśmiechem, jakby cieszył się, że jego plan zadziałał.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, Pedri - powiedział Gavi, przeciągając się i przecierając oczy. - Ale nie musisz być taki zimny. W końcu się przyzwyczaisz.
Pedri spojrzał na niego, a jego twarz wyrażała mieszaninę gniewu i strachu. Nie mógł znieść tych słów. Nie chciał, by ktoś wmawiał mu, że potrzebuje zmiany, że coś z nim jest nie tak. Nie mogę się złamać.
- Przyzwyczaję się? - Pedri parsknął, wstając z kanapy gwałtownie. - Myślisz, że to wszystko jest takie proste? Że wystarczy się „zrelaksować" i nagle będziemy najlepszymi kumplami? To nie działa w ten sposób.
Gavi patrzył na niego z niewzruszoną miną, jakby nic, co Pedri mówił, nie mogło go zniechęcić.
- Nie powiedziałem, że to będzie łatwe - odpowiedział Gavi spokojnie, wstając z kanapy i stając naprzeciw Pedriego. - Ale wiem, że prędzej czy później zrozumiesz, że nie musisz być sam. Może teraz jesteś wściekły, ale to minie. Będę tu, kiedy będziesz gotowy.
Pedri poczuł, jak jego serce wali mocno w piersi. Jak on może być taki pewny siebie? Jak może myśleć, że wie, co jest dla mnie najlepsze?
- Nie rozumiesz - syknął Pedri, zaciskając pięści. - Nie chcę tego. Nie potrzebuję tego. I nigdy nie będę potrzebował. Więc przestań próbować zmieniać mnie na siłę.
Z tymi słowami odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, gotowy opuścić dom Gaviego tak szybko, jak to możliwe. Gavi jednak nie ruszył się z miejsca, patrząc na niego z pewnym siebie uśmiechem.
- Wiesz, gdzie mnie znaleźć - powiedział cicho na odchodne, a Pedri poczuł, jak jego złość rośnie jeszcze bardziej. Dlaczego on po prostu nie odpuszcza?
Opuszczając dom Gaviego, Pedri czuł się bardziej zagubiony niż kiedykolwiek.
CZYTASZ
SMILE | Gavi x Pedri
FanfictionPedri. Chłopak, który nigdy się nie uśmiecha. Czy nowy piłkarz FC Barcelony - Pablo Gavira, zdoła sprawić, że sie kiedykolwiek uśmiechnie?