Po długim, wyczerpującym treningu Pedri odczuwał potrzebę powrotu do domu i odpoczynku, ale myśl o nieobecności Gaviego wciąż nie dawała mu spokoju. W jego głowie kłębiły się pytania: Dlaczego go nie było? Czy coś się stało? W końcu, nie zważając na zmęczenie, postanowił pojechać do mieszkania bruneta, by sprawdzić, co się dzieje. Choć zazwyczaj nie był zbyt otwarty na okazywanie troski, teraz nie mógł się powstrzymać.
Kiedy dotarł pod drzwi mieszkania młodszego zawodnika, przez chwilę wahał się, czy rzeczywiście powinien tu być. Może dramatyzuję? Może nic się nie dzieje? - zastanawiał się, ale szybko odsunął te myśli. Wziął głęboki oddech i zapukał do drzwi, nasłuchując odgłosów z wnętrza. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, ale w końcu usłyszał ciche kroki zbliżające się do drzwi. Drzwi uchyliły się powoli, a na progu stanął sewilczyk, wyraźnie osłabiony i zmęczony.
Pedri spojrzał na przyjaciela i od razu zauważył, że coś jest nie tak. Twarz młodszego zawodnika była blada, a oczy miał zaczerwienione i podkrążone, jakby od dłuższego czasu nie mógł zasnąć. Jego włosy były potargane, a na twarzy malowało się zmęczenie i lekki grymas bólu. Z ust Gaviego wydobyło się słabe, chrapliwe powitanie, które brzmiało bardziej jak szept niż rzeczywiste słowa.
- Co ci jest? - zapytał Pedri chłodno, choć wewnątrz czuł lekkie ukłucie niepokoju. Jego ton był pełen ostrożności i troski, której starał się nie okazywać, aby nie wyjść na zbyt zatroskanego. Kanarek nie chciał, aby Gavi myślał, że się o niego martwi - to przecież tylko drobne przeziębienie, prawda?
Sewilczyk, próbując zachować odrobinę lekkości, uśmiechnął się blado i wzruszył ramionami.
- Przeziębiłem się, to wszystko. Nic wielkiego - odpowiedział cicho, a w jego głosie słychać było chrypkę i zmęczenie. Jednak jego oczy, mimo wyraźnego osłabienia, zalśniły na chwilę, jakby sama obecność Pedriego była dla niego powodem do radości.
Pedri, choć próbował zachować obojętność, nie mógł zignorować tego widoku. Nie podobał mu się stan bruneta, a fakt, że ten zbywał to w tak lekki sposób, tylko bardziej go irytował.
- No to na co czekasz? Idź się położyć - powiedział stanowczo, przesuwając się do środka mieszkania, jakby miał zamiar przejąć kontrolę nad sytuacją.
Gavi nie protestował, co samo w sobie było dość niezwykłe. Zazwyczaj miał w sobie energię, by sprzeciwiać się rozkazom, ale teraz, wyraźnie osłabiony, ruszył w stronę swojej sypialni, pozostawiając drzwi otwarte dla gościa. Widać było, że potrzebował odpoczynku, nawet jeśli próbował to zignorować.
Kanarek rozejrzał się po mieszkaniu, aż w końcu skierował się do kuchni. Chłopak naprawdę musi się lepiej o siebie troszczyć - pomyślał z irytacją, przeszukując szafki. Znalazł syrop na kaszel, leki na gorączkę i parę innych drobiazgów, które uznał za przydatne. Ostrożnie przygotował dawkę syropu w strzykawce, wiedząc, że Gavi najprawdopodobniej nie będzie chciał sam się tym zajmować.
Kiedy wszedł do pokoju, zastał bruneta skulonego pod kołdrą. Wyglądał na zmarzniętego, a jego czoło pokrywały krople potu. Pedri zauważył, że sewilczyk trzęsie się lekko, jakby walczył z gorączką. Jego oczy, choć zamknięte, otworzyły się, gdy usłyszał kroki przyjaciela.
- Pedri... - wyszeptał, a w jego głosie słychać było zarówno ulgę, jak i wdzięczność. Choć nie mówił tego na głos, obecność szatyna dawała mu poczucie bezpieczeństwa.
- Dobra, Gavi, otwieraj usta. Masz wypić ten syrop - powiedział Kanarek stanowczo, siadając na skraju łóżka i unosząc strzykawkę z lekami. W jego głosie była nuta zniecierpliwienia, choć pod nią kryło się coś więcej - cicha troska, której sam Pedri nie potrafił w pełni wyrazić.
Brunet spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, mimo że czuł się fatalnie. Sama myśl, że Pedri był przy nim, przynosiła mu ulgę, nawet jeśli starszy piłkarz starał się zachować chłodny ton.
- Jesteś... naprawdę troskliwy - powiedział słabo, z lekkim uśmiechem na twarzy, który zaraz zmienił się w kaszel, przerywający jego słowa.
- Tak, tak, po prostu chcę mieć pewność, że nie rozłożysz się na dłużej - odpowiedział Pedri, choć obaj wiedzieli, że to tylko wymówka. Gavi zresztą chyba zdawał sobie sprawę, że szatynowi naprawdę na nim zależy, choć ten nigdy tego nie przyznał.
Pedri delikatnie wsunął strzykawkę do ust bruneta, a Gavi nie protestował. Przełknął gorzki syrop, choć skrzywił się na jego smak. Był wyraźnie wdzięczny za to, że Pedri się nim zajął, nawet jeśli jego stan wciąż pozostawiał wiele do życzenia.
- A możesz przynieść mi wodę? - zapytał po chwili, kaszląc delikatnie i wpatrując się w przyjaciela z oczami pełnymi wdzięczności. Widać było, że naprawdę liczył na obecność Pedriego.
Kanarek westchnął, starając się ukryć irytację, choć wiedział, że jego zniecierpliwienie to bardziej reakcja obronna niż rzeczywiste uczucie. Wstał, wrócił do kuchni, nalał szklankę wody i przyniósł ją z powrotem do pokoju Gaviego, podając mu ją bez słowa.
Gavi wziął szklankę i upił kilka łyków, starając się zwalczyć chrypkę, która dręczyła go od rana. Odstawił szklankę na stolik obok łóżka, po czym uśmiechnął się słabo do starszego zawodnika.
- Dziękuję, Pedri. Naprawdę... nie wiem, co bym zrobił bez ciebie - powiedział cicho, a w jego głosie dało się wyczuć coś więcej niż tylko wdzięczność. To była szczera radość z obecności przyjaciela, nawet w tak trudnej chwili.
Pedri usiadł ponownie na krawędzi łóżka, starając się zachować pozorną obojętność, choć serce ściskało mu się na widok Gaviego w takim stanie.
- Naprawdę, Gavi? A co takiego byś zrobił? Pewnie leżałbyś tu sam, zapominając, żeby się w ogóle czymś wyleczyć - odpowiedział z udawaną irytacją, choć sewilczyk dostrzegł cień troski w jego spojrzeniu.
Brunet zaśmiał się cicho, ale szybko przerodziło się to w kaszel, który przycisnął dłonią. Jak dobrze, że Pedri tu jest - pomyślał, przytulając się bardziej do koca.
- A mógłbyś... jeszcze przynieść jeden koc? - zapytał Gavi cicho, nieco zawstydzony swoją prośbą, choć wiedział, że Pedri i tak nie opuści go teraz.
Pedri przewrócił oczami, choć w środku czuł, że zrobiłby dla Gaviego wszystko, gdyby tylko mógł mu ulżyć. Wstał po raz kolejny i poszedł po dodatkowy koc, który zarzucił na bruneta. Młodszy piłkarz od razu zaciągnął się ciepłem nowej warstwy, a jego oczy zalśniły wdzięcznością.
- Dzięki, Pedri... - wyszeptał, patrząc na starszego kolegę z ciepłym uśmiechem, który rozjaśnił jego zmęczoną twarz.
Pedri westchnął ciężko, ale w środku poczuł, że jego obecność naprawdę coś znaczy dla bruneta. Usiadł obok niego na łóżku, próbując ignorować to, że sam nie czuł się najlepiej z tą sytuacją - nie z powodu choroby Gaviego, ale z powodu tej bliskości, której nie potrafił w pełni zaakceptować.
- Po prostu się połóż i odpocznij, dobrze? Nie musisz dziękować co chwilę - powiedział sucho, choć jego głos był delikatniejszy niż zwykle.
Zanim jednak zdążył wstać, sewilczyk przysunął się bliżej i wtulił się w jego ramię.
CZYTASZ
SMILE | Gavi x Pedri
FanfictionPedri. Chłopak, który nigdy się nie uśmiecha. Czy nowy piłkarz FC Barcelony - Pablo Gavira, zdoła sprawić, że sie kiedykolwiek uśmiechnie?