38

25 6 0
                                    


Noc nad Barceloną była spokojna i cicha. Miasto tętniło życiem gdzieś daleko w dole, a gwiazdy na niebie wydawały się jaśniejsze niż zwykle, jakby same wyczuwały wyjątkowy moment między Pedrim a Gavim. Obaj stali na klifie, wciąż owiani lekkim chłodem, a uczucia, które w nich kipiały, były silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

Pedri nie wypuszczał dłoni Gaviego, ich palce splecione były ze sobą mocno, a wokół nich panowała ta pełna zrozumienia cisza, która wcale nie wymagała słów. Byli teraz tylko oni - dwaj młodzi chłopcy stojący na granicy czegoś większego i bardziej znaczącego niż cokolwiek, co wcześniej doświadczyli.

- Chodźmy - powiedział w końcu Kanarek, łamiąc ciszę. Jego głos był niski, niemal szeptany, ale w jego słowach kryła się pewność.

Gavi spojrzał na niego, zaskoczony, ale nie protestował. Pedri pociągnął go za rękę, prowadząc z powrotem w stronę samochodu. Samotna droga na klifie wydawała się teraz bardziej intymna, otulona ciepłem ich obecności. Gdy dotarli do samochodu, Pedri otworzył drzwi pasażera, czekając, aż Gavi wsiądzie.

Brunet usiadł na miejscu i zerknął na Pedriego, który obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Chłopak spojrzał przez szybę, czując dziwny spokój. Ich dłonie nie były już splecione, ale wystarczyło spojrzenie, by przypomnieć sobie tamten moment sprzed kilku chwil. Pedri uruchomił silnik, a cichy warkot przebił nocną ciszę.

Przez chwilę jechali w ciszy, obaj zanurzeni we własnych myślach, choć nie było w tym napięcia, które często im towarzyszyło. W tej ciszy było coś kojącego, niemalże rodzinnego.

- Myślałeś kiedyś o tym, co się z nami stanie? - zapytał w końcu Gavi, łamiąc ciszę. Jego głos był delikatny, pełen niepewności, jakby bał się odpowiedzi.

Pedri nie odpowiedział od razu. Patrzył przed siebie, skoncentrowany na drodze, ale w jego spojrzeniu pojawiła się iskierka namysłu. Wiedział, że to pytanie wymagało odpowiedzi, ale jednocześnie nie chciał mówić pochopnie.

- Czasami - odpowiedział w końcu, bez zbędnych emocji, jego głos był chłodny, jak zwykle. - Ale nie staram się tego analizować. Wolę po prostu... czuć.

Gavi przytaknął, ale jego spojrzenie pozostawało pełne ciekawości.

- A co czujesz teraz? - zapytał, nachylając się nieco w jego stronę.

Pedri zerknął na niego kątem oka, ale szybko wrócił wzrokiem na drogę. Jego twarz była, jak zwykle, niewzruszona, ale w oczach pojawiło się coś miękkiego, niemal czułego.

- Czuję, że jestem tam, gdzie powinienem być - odpowiedział, nie spuszczając wzroku z jezdni. Jego słowa były proste, ale miały w sobie ukrytą głębię, którą Gavi wyczuwał bez problemu.

Obaj milczeli przez resztę drogi, ale Gavi czuł, że słowa Pedriego ciągle brzmią w jego głowie. To jedno zdanie, wypowiedziane bez cienia uśmiechu, ale z pewnością, jakiej potrzebował. Czuł, że ta noc zmieniła ich obu, choć być może jeszcze nie do końca to rozumieli.

Gdy dotarli pod dom Pedriego, obaj wysiedli z samochodu. Pedri zamknął drzwi, a potem spojrzał na Gaviego, nie mówiąc ani słowa. W ciemności jego oczy były niemalże czarne, a ich spojrzenie pełne niewypowiedzianych emocji.

- Chodź ze mną - powiedział w końcu, łapiąc Gaviego za rękę i prowadząc go w stronę domu.

Brunet nie protestował. Weszli po schodach, kierując się w stronę pokoju Pedriego. Gdy weszli do środka, zamknął za nimi drzwi, a potem spojrzał na Gaviego z mieszanką powagi i czułości.

- Czy teraz wiesz, dlaczego zabrałem cię na klif? - zapytał, a jego głos był miękki, niemalże szeptany.

Gavi przytaknął, choć nie był pewien, czy rozumie wszystko. Ale wiedział jedno - chciał być z Pedrim, niezależnie od tego, co przyszłość mogła przynieść.

Szatyn położył dłoń na jego ramieniu, przyciągając go do siebie. Ich twarze były teraz tak blisko, że czuł jego oddech na swojej skórze. Pedri spojrzał mu w oczy, a potem delikatnie musnął jego wargi swoimi. Pocałunek był czuły, pełen emocji, które obaj starali się ukrywać przez cały ten czas.

Nie odrywając się od Gaviego, Pedri powoli poprowadził go w stronę łóżka, gdzie obaj usiedli. Gavi poczuł, jak Pedri przyciąga go bliżej, aż w końcu brunet znalazł się na jego kolanach, okrakiem. Objął go, jakby bał się, że może go stracić, a jego dłonie delikatnie przesuwały się po plecach Gaviego, dając mu poczucie bezpieczeństwa.

W tej chwili, z Gavim na swoich kolanach, Pedri poczuł, że nic więcej nie jest mu potrzebne. Był w miejscu, gdzie zawsze chciał być - obok osoby, która rozumiała go lepiej niż ktokolwiek inny. Obaj wiedzieli, że życie nie będzie łatwe, że będą musieli zmierzyć się z trudnościami, ale w tej chwili liczyło się tylko to, co czuli.

- Dziękuję - szepnął Gavi, patrząc mu prosto w oczy. Jego głos był cichy, ale pełen szczerości.

Pedri nie odpowiedział, tylko spojrzał na niego, a w jego oczach pojawiło się coś, co rzadko pokazywał innym - pełne zrozumienie i akceptacja. Oboje wiedzieli, że nie potrzebują słów, by zrozumieć, co ich łączy. To było coś, co nie dało się wyrazić prostymi zdaniami, coś głębszego, co sprawiało, że byli silniejsi razem niż osobno.

Przez długie chwile siedzieli razem, zanurzeni w ciszy, która była bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa. Pedri objął Gaviego mocniej, czując, że w jego ramionach znalazł swoje miejsce na ziemi.

SMILE | Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz