Święta w Barcelonie miały swój unikalny klimat. Choć zimno nie przypominało tego, które można było spotkać na północy Europy, ciepła atmosfera bijąca od świątecznych świateł, ozdób na ulicach i rodzinnych spotkań była równie magiczna. Pedri i Gavi postanowili spędzić ten wieczór razem - pierwszy raz oficjalnie jako para, choć wciąż w ukryciu przed światem zewnętrznym.
W ich wspólnym planie Pedri miał jeden cel: upewnić się, że ten wieczór będzie niezapomniany. Wiedział, jak ważne są święta dla Gaviego - dla sewilczyka, który zawsze cenił rodzinne tradycje, radość z drobiazgów i wspólne chwile z bliskimi. Sam Pedri nie był tak otwarty, ale Gavi z każdym dniem coraz bardziej otwierał jego serce.
Wieczór rozpoczął się od kolacji w domu Pedriego, która miała być prosta i kameralna. Pedri postarał się przygotować coś wyjątkowego - przy pomocy przepisu od mamy ugotował tradycyjną potrawę z ich rodzinnych stron, a wszystko to, by zobaczyć błysk radości w oczach młodszego bruneta.
- Nie wiedziałem, że umiesz gotować - zaśmiał się Gavi, gdy Pedri podał talerz na stół. - Myślałem, że jedyne, co potrafisz, to zamawiać jedzenie przez telefon.
Pedri spojrzał na niego z chłodnym wyrazem twarzy, ale w jego oczach pojawiło się coś, co mogło uchodzić za cień rozbawienia.
- Nie przesadzaj - odparł, siadając naprzeciwko. - Nie jestem mistrzem kuchni, ale chciałem, żebyś miał coś, co przypomni ci dom.
Gavi, lekko zaskoczony, spojrzał na jedzenie, a potem na Pedriego. Był to gest, który znaczył więcej, niż słowa. Sewilczyk szybko uśmiechnął się szeroko, jakby jego wcześniejsze dokuczanie było tylko przykrywką dla wzruszenia.
- Dziękuję, Pedri - powiedział cicho, zanim zaczął jeść.
Po kolacji Pedri zaproponował spacer. Było już ciemno, ale miasto wciąż żyło - ulice były pełne ludzi, świąteczne dekoracje rozświetlały każdy zakątek, a chłodne powietrze nadawało wszystkiemu wyjątkowy nastrój. Gavi z entuzjazmem przyjął propozycję, łapiąc Pedriego za rękę, zanim ten zdążył się zorientować.
- Chodź, chcę zobaczyć te wielkie światełka na Placu Katalońskim - powiedział z uśmiechem.
Pedri zerknął na ich splecione dłonie, nieco spięty. Mimo że byli tylko dwójką chłopaków w tłumie, czuł na sobie spojrzenia przechodniów. Nie było to coś, z czym czuł się komfortowo, ale Gavi nie wyglądał na zmartwionego. Sewilczyk był zbyt zajęty zachwytem nad atmosferą miasta.
- Może... puścimy ręce? - zaproponował Pedri, patrząc w bok.
- Nie - odparł Gavi, nie dając mu szansy na dalszą dyskusję. - Święta są tylko raz w roku. Poza tym, co z tego? Niech patrzą.
Pedri westchnął, ale pozwolił mu na ten drobny bunt. W końcu to była część tego, kim Gavi był - nie bał się być sobą, nawet jeśli oznaczało to wyzwanie dla norm i oczekiwań.
Po spacerze wrócili do domu Pedriego. W salonie czekała na nich nieduża, ale pięknie ozdobiona choinka, pod którą leżały starannie zapakowane prezenty. Gavi od razu rzucił się w ich kierunku, ciekawy, co tam znajdzie.
- Okej, Pedri, co dla mnie masz? - zapytał z uśmiechem, grzebiąc wśród pudełek.
- Spokojnie, mały - odpowiedział Kanarek, podchodząc do niego. - Wszystko w swoim czasie.
Gavi spojrzał na niego z udawaną pretensją.
- W swoim czasie? To brzmi, jakbyś chciał mi dać coś, co wymaga przygotowań. No dawaj, pokaż mi, co tam masz.
Pedri przewrócił oczami, ale sięgnął po pudełko, które ukrył za choinką. Było owinięte w elegancki papier i przewiązane czerwoną wstążką. Podał je Gaviemu, który od razu zerwał opakowanie.
CZYTASZ
SMILE | Gavi x Pedri
FanfictionPedri. Chłopak, który nigdy się nie uśmiecha. Czy nowy piłkarz FC Barcelony - Pablo Gavira, zdoła sprawić, że sie kiedykolwiek uśmiechnie?