Pedri czuł, że musi zrobić coś, by naprawić rysę, którą ich ostatnia rozmowa zostawiła na ich relacji. Widząc smutek i frustrację, jakie odbiły się na Gavim, zrozumiał, że potrzebują wspólnej chwili, daleko od oczekiwań, napięć i ukrywania się przed światem. Pragnął mu wynagrodzić trudne chwile, pokazać, że choć często bywa chłodny i powściągliwy, Gavi naprawdę wiele dla niego znaczył.
Wieczorem Pedri podjechał po Gaviego swoim samochodem. Gavi, choć wciąż trochę zamyślony, usiadł na miejscu pasażera i spojrzał na Pedriego z zaciekawieniem.
- Dokąd mnie zabierasz? - zapytał, starając się ukryć lekki uśmiech.
- Dowiesz się, gdy tam dotrzemy - odpowiedział Pedri, nie patrząc na niego, choć jego głos zdradzał odrobinę rozbawienia. Nie chciał zdradzić wszystkiego od razu - w końcu cała niespodzianka polegała na elemencie tajemnicy.
Gavi przewrócił oczami, ale w końcu poddał się, zrezygnowany, że Pedri jak zwykle pozostanie tajemniczy. Mimo to poczuł ekscytację. Lubił takie niespodzianki, szczególnie gdy były tak starannie zaplanowane przez Kanarka.
W drodze śmiali się, rozmawiali o błahostkach i puszczali ulubioną muzykę. W pewnym momencie Pedri sięgnął dłonią na bok i położył ją na udzie Gaviego. Ten gest, choć zwyczajny, wywołał u Gaviego ciepło w sercu. Ich dłonie splecione w milczeniu przypominały mu, że choć ich związek był pełen wyzwań, było w nim coś wyjątkowego, co nie potrzebowało słów.
Po około godzinie jazdy dotarli do miejsca, które wydawało się kompletnie odosobnione. Przed nimi rozciągała się mała, dzika plaża, daleko od turystycznych tłumów, jakby ukryta przed światem. Gavi wysiadł z samochodu, zdumiony widokiem. Słyszał jedynie szum fal uderzających o brzeg i widział pomarańczowe promienie zachodzącego słońca odbijające się w wodzie.
- Pedri... to jest niesamowite - szepnął, spoglądając na swojego chłopaka, który z uśmiechem zadowolenia patrzył na jego reakcję.
- Pomyślałem, że zasługujesz na coś wyjątkowego - odpowiedział Pedri, lekko pochylając głowę, jakby chciał ukryć swoje zawstydzenie. Mimo że zawsze starał się utrzymać dystans, wiedział, że dla Gaviego warto czasem złamać swoje zasady.
Nieco później, gdy słońce całkiem zniknęło za horyzontem, rozpalili małe ognisko przy brzegu. Pedri zadbał o wszystko - przywiózł ze sobą koc, na którym obaj mogli się położyć, a także prowiant, by nie zabrakło im niczego tej nocy. Oboje siedzieli w blasku ogniska, patrząc na gwiazdy, które pojawiły się na ciemniejącym niebie.
- Kiedy byłem mały, marzyłem, żeby kiedyś być sławny - powiedział Gavi, przerywając ciszę. - Wyobrażałem sobie, że ludzie będą mnie podziwiać, że będę ważny... a teraz, kiedy to się dzieje, czasami czuję się zmęczony. Ale patrząc na to miejsce, zapominam o wszystkim. Dziękuję, Pedri.
Pedri spojrzał na niego, cichy i zamyślony, jakby próbował przetrawić słowa Gaviego. Czuł podobnie. Świat futbolu, choć pełen chwały, był również brutalny, pełen presji i oczekiwań. Był w nim zbyt długo, by nie rozumieć, jak bardzo mógł przytłoczyć człowieka.
- Ja nigdy nie marzyłem o sławie - powiedział cicho, nie odrywając wzroku od płomieni. - Chciałem po prostu grać. Futbol zawsze był moją ucieczką. Kiedy byłem na boisku, nikt nie mógł mi powiedzieć, kim powinienem być. Byłem tylko ja i piłka.
Gavi spojrzał na niego, zdumiony. Rzadko kiedy Pedri otwierał się w taki sposób. Zwykle skrywał swoje emocje, zamykając się w swojej lodowej skorupie. Tymczasem dzisiejszej nocy, pod gwiazdami, wydawał się bardziej ludzki, bardziej wrażliwy.
- Czasem myślę, że jesteś jak ten klif - powiedział Gavi z uśmiechem. - Twardy, nieugięty, niedostępny. Ale... może po prostu potrzeba czasu, żeby cię lepiej zrozumieć.
CZYTASZ
SMILE | Gavi x Pedri
FanfictionPedri. Chłopak, który nigdy się nie uśmiecha. Czy nowy piłkarz FC Barcelony - Pablo Gavira, zdoła sprawić, że sie kiedykolwiek uśmiechnie?