8

29 5 0
                                    

Gonzaléz przybył na ośrodek treningowy wcześniej niż zazwyczaj. Miał w sobie pewien dziwny niepokój, coś, co sprawiało, że chciał jak najszybciej rozpocząć dzień. Ostatnie wydarzenia, w tym niemal wypadek na ulicy, wciąż krążyły mu po głowie. Gavi mnie uratował - ta myśl, choć próbował ją zignorować, nie dawała mu spokoju. W głębi wiedział, że ma wobec młodszego piłkarza dług wdzięczności, ale to, jak Gavi się zachowywał - te ciągłe próby nawiązania bliższego kontaktu - doprowadzały go do granic cierpliwości.

Zbliżając się do szatni, zauważył, że tym razem Gavi nie czekał na niego przed wejściem, jak to miał w zwyczaju. Zamiast tego, w środku było cicho, a przez uchylone drzwi Pedri dostrzegł Gaviego już przebrany, siedzącego przy swojej szafce. Młodszy piłkarz był pochylony nad telefonem, coś tam przeglądał, nie zauważając Pedriego wchodzącego do szatni. No proszę, dzisiaj nie rzuca się na mnie jak zwykle - pomyślał z lekkim rozbawieniem Pedri, choć od razu w głębi poczuł ulgę.

Pedri podszedł do swojej szafki, zdjął bluzę, a potem zaczął się przebierać w strój treningowy. Jego ruchy były mechaniczne, jakby wykonywał je na autopilocie, ale jego myśli krążyły wokół Gaviego. Może powinienem z nim porozmawiać. W końcu uratował mi życie. To było coś, czego Pedri nie mógł po prostu zignorować, nawet jeśli jego naturalną reakcją było unikanie bliskości i relacji z innymi.

Po chwili, bez zastanowienia, spojrzał na Gaviego, który wciąż był pochłonięty tym, co działo się na ekranie telefonu.

- Gavi - odezwał się Pedri, przerywając ciszę.

Gavi podskoczył z zaskoczenia, od razu podnosząc głowę. Kiedy zobaczył, że to Pedri, na jego twarzy pojawił się szeroki, niekontrolowany uśmiech.

- Pedri! - zawołał, jakby ten zwykły fakt, że Pedri sam do niego zagadał, był dla niego czymś wyjątkowym.

Pedri poczuł, jak irytacja zaczyna w nim narastać. Dlaczego on zawsze musi tak reagować? Mimo to, starał się zachować spokój. Nie chciał, by Gavi od razu zauważył jego zdenerwowanie. Przetarł twarz ręcznikiem, próbując ukryć, że drażni go ta radość.

- Słuchaj... myślałem, że może w ramach rekompensaty... - zaczął Pedri, mówiąc jakby z przymusu. - Mógłbym cię zaprosić na kawę. W końcu, no... uratowałeś mi życie - dodał, z trudem wypowiadając te słowa.

Gavi patrzył na niego przez chwilę, jakby nie wierząc w to, co właśnie usłyszał. Jego twarz rozświetliła się jeszcze bardziej, a chwilę później rzucił się na Pedriego z radością, mocno go przytulając.

- Serio? Pedri, to świetny pomysł! Wiedziałem, że w końcu się złamiesz! - powiedział, ściskając go z całych sił.

Pedri natychmiast poczuł przypływ irytacji. Złamałem się? On naprawdę to powiedział? Znowu te emocjonalne wybuchy Gaviego, znowu ta natarczywość. Pedri zacisnął zęby, ale tym razem, mimo swojej wrodzonej niechęci do bliskości, delikatnie odwzajemnił uścisk. Może to było bardziej z poczucia obowiązku niż z prawdziwego uczucia, ale było to coś, czego nigdy wcześniej by nie zrobił.

- Ale nie przyzwyczajaj się do tego - warknął Pedri, gdy Gavi nieco się odsunął, choć wciąż trzymał dłonie na jego ramionach. - To jednorazowa akcja. Jasne? Żadnego więcej przytulania.

Gavi wybuchnął śmiechem, jakby słowa Pedriego wcale go nie zniechęciły. Właściwie, wyglądał, jakby czuł się jeszcze bardziej zdeterminowany, by kontynuować te gesty.

- Zobaczymy - rzucił z psotnym uśmiechem. - Ale i tak cieszę się, że odwzajemniłeś ten przytulas. Kto wie, może ci się to spodoba!

- Nie - odpowiedział szybko Pedri, marszcząc brwi. - To było jednorazowe. I nie wracajmy do tego. A teraz chodź, bo trening zaraz się zacznie.

Gavi, mimo że jego radość była wyczuwalna w każdym ruchu, skinął głową i ruszył w stronę boiska. Pedri odetchnął głęboko, próbując uspokoić narastające w nim emocje. Czemu on musi być taki irytująco szczęśliwy? Ale nie mógł zaprzeczyć, że mimo całej swojej zrzędliwości, Gavi naprawdę wnosił coś... dziwnego do jego życia. Coś, czego nie potrafił zrozumieć, ale co nieustannie go drażniło.

Po zakończonym treningu Pedri dotrzymał obietnicy. Razem z Gavim udali się do niewielkiej kawiarni w centrum Barcelony, którą Pedri znał od lat. To było jedno z jego ulubionych miejsc, gdzie mógł uciec przed światem, schować się i na chwilę zapomnieć o wszystkim. Nie spodziewał się jednak, że tego dnia spędzi tam czas w towarzystwie Gaviego.

Usiedli przy jednym z bardziej ustronnych stolików, z dala od reszty klientów. Pedri zamówił swoją zwykłą czarną kawę, a Gavi, oczywiście, wziął coś bardziej ekstrawaganckiego - latte z karmelem i bitą śmietaną. Kiedy napoje przyszły, Gavi natychmiast zaczął mówić, zasypując Pedriego pytaniami i komentarzami.

- Pedri, jak to jest, że zawsze jesteś taki poważny? Naprawdę nigdy się nie uśmiechasz? Nawet jak strzelisz gola? - zapytał, unosząc brwi.

Pedri spojrzał na niego z lekką irytacją, biorąc łyk kawy.

- Nie uśmiecham się, bo nie muszę - odpowiedział sucho, odkładając filiżankę. - Co to zmienia? Gole są po to, żeby wygrywać, nie żeby się cieszyć.

Gavi parsknął śmiechem, jakby odpowiedź Pedriego była dla niego zabawna.

- Serio? Człowieku, czasem wyglądasz, jakbyś grał w jakiejś grze o życie i śmierć. Trochę luzu! - rzucił, biorąc wielki łyk swojej kawy. - No i wiesz, uśmiech też pomaga! A może po prostu boisz się, że ci się mięśnie twarzy zepsują od uśmiechu?

Pedri zmrużył oczy, patrząc na Gaviego z niedowierzaniem. Jak on może się tak ze mnie nabijać?

- Mięśnie twarzy? Serio? - odparł zgryźliwie. - Nie wszyscy muszą się zachowywać jak dzieciaki, Gavi. Niektórzy z nas potrafią się skupić na tym, co ważne.

Gavi tylko uśmiechnął się szeroko, jakby słowa Pedriego wcale go nie zniechęciły. Właściwie, wyglądał, jakby czerpał z tego wszystkiego jeszcze większą satysfakcję.

- No jasne, skupić na tym, co ważne - powtórzył Gavi, przybierając poważny ton, próbując naśladować Pedriego. - Tak, kapitanie powaga, już rozumiem. Tylko nie zapomnij, że życie to coś więcej niż tylko trening i gole. Może kiedyś spróbujesz się rozerwać? No wiesz, jak normalni ludzie.

Pedri westchnął ciężko, wpatrując się w swoją kawę. Dlaczego zgodziłem się na tę kawę? To, co miało być prostą rekompensatą za uratowanie życia, teraz stawało się niekończącą się rozmową, w której Pedri czuł się coraz bardziej zirytowany.

- Gavi, naprawdę musisz tak ciągle gadać? - zapytał w końcu, nie mogąc dłużej powstrzymać swojego zniecierpliwienia. - To jest kawa, a nie wywiad.

- Okej, okej, już się zamykam - odpowiedział Gavi z udawaną skruchą, choć jego uśmiech zdradzał, że wcale nie zamierzał przestać. - Ale wiesz co, Pedri? Cieszę się, że przyszedłeś. Naprawdę. I nawet nie narzekasz tak bardzo, jak myślałem!

Pedri tylko przewrócił oczami, biorąc kolejny łyk kawy. Chociaż to prawda, nie narzekam tak bardzo, jak powinienem. Ale mimo swojej irytacji, gdzieś głęboko w środku czuł, że to, co się dzieje między nimi, było inne. Gavi wnosił coś, czego Pedri nie potrafił zrozumieć. Może był irytujący, może zbyt szczęśliwy, ale... jakoś jego obecność nie była już tak niechciana jak wcześniej.

SMILE | Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz