7

29 6 0
                                    

Dzień zaczął się jak każdy inny. Pedri, mimo całej frustracji i złości, które narastały w nim od kilku dni, zgodził się na spacer z Gavim. Nie wiedział, dlaczego właściwie to zrobił. Może chciał pokazać młodszemu piłkarzowi, że mimo ich ciągłych nieporozumień i napięć, potrafi zachować normalność. A może, gdzieś głęboko, miał nadzieję, że ten dzień przyniesie coś, co pomoże mu zrozumieć, co tak naprawdę się z nim dzieje.

Spacerowali przez centrum Barcelony, mijając tętniące życiem ulice i głośne place, pełne turystów i mieszkańców. Gavi, jak zwykle, był w doskonałym humorze. Paplał o czymś, choć Pedri słuchał go tylko jednym uchem. Sewilczyk zdawał się nie przejmować chłodem, który Pedri ciągle emanował. W rzeczywistości, Gavi wydawał się wręcz cieszyć tym, że Pedri zgodził się spędzić z nim czas. A Pedri? Cóż, on sam nie był pewien, co myśleć o całej sytuacji.

- A więc... słyszałeś o nowym filmie, który grają w kinach? Może kiedyś się wybierzemy? - zaproponował Gavi, podskakując na chodniku z dziecięcą energią.

Pedri odpowiedział jedynie cichym pomrukiem, nawet nie zadając sobie trudu, by spojrzeć w stronę Gaviego. Szedł z rękami wsuniętymi w kieszenie bluzy, jego twarz była zacięta, a oczy skupione na odległym punkcie przed sobą. Jego myśli krążyły wokół ostatnich wydarzeń. Dlaczego ciągle mnie ściga? Dlaczego tak bardzo się stara? Nie potrafił tego zrozumieć, a każda kolejna chwila z Gavim sprawiała, że czuł się coraz bardziej rozdarty.

Szli wzdłuż jednej z głównych ulic miasta, mijając kawiarnie, sklepy i grupy przechodniów. Ludzie krzątali się wokół nich, zajęci swoimi sprawami, a gwar miasta mieszał się z odgłosami samochodów. Pedri spojrzał na drugą stronę ulicy i bez namysłu zrobił krok do przodu, jakby chciał przejść na drugą stronę.

Było to odruchowe, niemal mechaniczne działanie. Nie zastanawiał się nad tym, nie patrzył na ruch uliczny ani na światła. Po prostu ruszył przed siebie, zbyt zamyślony, by zwrócić uwagę na to, co się dzieje wokół niego.

- Pedri! - usłyszał nagle głos Gaviego, pełen paniki.

Zanim zdążył zrozumieć, co się dzieje, poczuł mocne szarpnięcie, a chwilę później wpadł na chodnik z powrotem, potykając się o własne nogi. Stracił równowagę, ale Gavi trzymał go mocno za ramię, wciągając go z powrotem na bezpieczną stronę.

W tym samym momencie tuż przed nimi z piskiem opon przejechał samochód. Pedri poczuł na swojej twarzy podmuch powietrza od mijającego go auta. Zamarł, a jego serce zaczęło bić jak oszalałe. Przez chwilę nic nie mówił, nie mógł wydobyć z siebie słowa. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, co właśnie się stało. Gdyby nie Gavi, mógłby zostać potrącony.

Pedri spojrzał na młodszego piłkarza zszokowany, jakby po raz pierwszy dostrzegł, jak wielkie znaczenie miała jego obecność. Gavi patrzył na niego z przerażeniem, a jednocześnie z ulgą, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mógł stracić swojego starszego kolegę.

- Pedri, jesteś cały? - zapytał Gavi, a jego głos drżał od emocji. Mimo to, nie czekał na odpowiedź. Zamiast tego przytulił Pedriego mocno, jakby chciał upewnić się, że ten naprawdę jest cały.

Pedri stał w miejscu, wciąż w szoku. Jego ciało było spięte, serce nadal waliło, a głowa pulsowała od myśli. Nie wiedział, co powiedzieć. Gavi mnie uratował. Ta myśl wciąż nie mogła do niego dotrzeć. Z jednej strony czuł wdzięczność, z drugiej - ten nagły, intensywny gest bliskości znów go wystraszył. Poczuł, jak wzbiera w nim coś, czego nie potrafił zidentyfikować - złość? Frustracja? A może strach przed tym, że Gavi, ten uparty dzieciak, coraz bardziej wdzierał się w jego życie.

- Co ty robisz? - warknął w końcu Pedri, odpychając Gaviego od siebie. Sewilczyk puścił go niechętnie, ale wciąż patrzył na niego z troską i niepokojem.

- Pedri, prawie cię potrąciło... musiałem cię ściągnąć... - zaczął Gavi, próbując uspokoić starszego kolegę.

- Nie potrzebowałem twojej pomocy! - krzyknął Pedri, a jego głos brzmiał ostrzej niż zamierzał. Jego ciało drżało od adrenaliny, a w oczach widać było błysk gniewu. - Mogłem sam o siebie zadbać!

Gavi patrzył na niego z niedowierzaniem. Wiedział, że Pedri bywał chłodny, że często reagował wrogo, ale teraz wyglądał, jakby naprawdę był wściekły. A przecież Gavi chciał tylko pomóc.

- Ale... ja tylko chciałem cię uratować - powiedział cicho, jego głos był pełen bólu. Mimo to, nie cofnął się, nie poddał się złości Pedriego. Nadal patrzył na niego, jakby wierzył, że Pedri w końcu to zrozumie.

Pedri zacisnął zęby, próbując się uspokoić, ale każde słowo Gaviego tylko go bardziej rozjuszało. Nie mógł znieść tego, że młodszy piłkarz traktował go, jakby był bezradny, jakby potrzebował kogoś, kto będzie go ratować. A przecież przez całe życie dbał o to, by nikogo nie potrzebować.

- Nie rozumiesz, Gavi - powiedział Pedri, a jego głos drżał od emocji. - Nie potrzebuję, żebyś ciągle mnie ratował. Nie potrzebuję, żebyś wchodził mi w życie. Przestań próbować być kimś, kim nie jesteś!

Gavi patrzył na niego z bólem w oczach, ale nie zamierzał się poddać. Wiedział, że Pedri w głębi serca nie był taki, jak próbował udawać. Wiedział, że ten chłód to tylko maska, za którą starszy piłkarz skrywał swoje prawdziwe emocje.

- Pedri, nie musisz być sam - powiedział cicho, ale stanowczo. - Możesz na mnie polegać. Wiem, że teraz się złościsz, ale w głębi serca wiesz, że nie jestem twoim wrogiem.

Pedri poczuł, jak złość wzbiera w nim jeszcze bardziej. Dlaczego Gavi tak dobrze mnie rozumie? Dlaczego nie mogę się od niego odciąć? Jego umysł walczył z tymi myślami, ale jego ciało nie reagowało. Czuł się zagubiony, rozdarty między chęcią ucieczki a czymś, co trzymało go blisko Gaviego.

- Może i nie jesteś moim wrogiem, ale to nie znaczy, że musisz być moim przyjacielem - odpowiedział ostro, odwracając się na pięcie i ruszając w stronę ulicy.

- Pedri, poczekaj! - zawołał za nim Gavi, ale Pedri nie odwrócił się. Nie chciał już słyszeć jego słów, nie chciał, by Gavi wchodził mu w drogę. Każda chwila spędzona z nim sprawiała, że czuł się coraz bardziej zagubiony we własnych emocjach. I to go przerażało.

Pedri szedł szybko, nie patrząc za siebie. Jego serce biło mocno, a myśli kłębiły się w głowie. Dlaczego mnie to tak rusza? Dlaczego nie mogę po prostu go odepchnąć? W końcu skręcił w boczną uliczkę, znajdując mały park, gdzie mógł usiąść i odetchnąć. Usiadł na ławce, chowając twarz w dłoniach. Jego oddech był ciężki, a w głowie wciąż brzmiały słowa Gaviego.

Siedział tam przez kilka minut, próbując się uspokoić. Myślał o tym, co się stało. Gavi uratował mu życie. Gdyby nie on, mógłbym teraz leżeć w szpitalu. Ta myśl wciąż nie dawała mu spokoju. Czuł wdzięczność, ale jednocześnie złość na samego siebie, że pozwolił sobie na taką słabość. Zawsze dbał o to, by być niezależnym, by nie potrzebować nikogo. A teraz... teraz Gavi pokazał mu, że czasem potrzebował kogoś obok.

Pedri westchnął ciężko, czując, jak frustracja powoli ustępuje miejsca zmęczeniu. Wiedział, że nie może uciekać przed tym, co się dzieje. Ale nie wiedział też, jak poradzić sobie z tym wszystkim. Co teraz?

W tym momencie usłyszał kroki. Podniósł wzrok i zobaczył Gaviego, który szedł w jego stronę. Sewilczyk wyglądał na zmartwionego, ale nie przestraszonego. Kiedy dotarł do ławki, usiadł obok Pedriego, zachowując ciszę. Przez chwilę żaden z nich nie mówił ani słowa. Tylko odgłos miasta wypełniał przestrzeń między nimi.

- Dziękuję - powiedział w końcu Pedri, łamiąc ciszę. Jego głos był cichy, ale szczery.

Gavi spojrzał na niego z zaskoczeniem, ale potem uśmiechnął się delikatnie.

- Nie ma sprawy, Pedri. Zawsze będę przy tobie, kiedy będziesz tego potrzebował.

Pedri odwrócił wzrok, nie wiedząc, co powiedzieć. Może Gavi miał rację - może nie musiał być sam.

SMILE | Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz