2

194 12 0
                                    

Pedri nigdy nie lubił, kiedy ktoś narzucał mu swoją obecność, a już zwłaszcza, gdy chodziło o młodych, ambitnych piłkarzy, którzy myśleli, że świat piłki stoi przed nimi otworem. Dla niego, wszystko to było dziecinną naiwnością, marzeniem, które miało prawo trwać tylko wtedy, gdy człowiek trzymał się zasad - wytrwałości, dyscypliny i pracy. Dlatego, gdy Pablo Gavira, czyli Gavi, zaczął go niemal zmuszać do tego, by się spotkali poza treningiem, Pedri czuł narastającą irytację.

Już po kilku tygodniach od przybycia Gaviego do Barcelony, młody piłkarz pokazał, że nie zamierza się poddać. O ile wielu innych młodych zawodników zwykle wycofywało się po kilku chłodnych słowach, ten sewilczyk zdawał się być zdeterminowany, by nawiązać z Pedrim kontakt, mimo że kanarek dawał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma najmniejszej ochoty na jakiekolwiek znajomości. Gavi jednak nie tylko ignorował tę chłodną postawę, ale wręcz szukał sposobów, by zmusić go do kontaktu.

Tego dnia, po jednym z intensywnych treningów, Pedri wracał do szatni, cichy i zamyślony. Jego twarz, jak zwykle, była poważna, pozbawiona emocji. Gdy przechodził przez korytarz stadionu, czuł, że jego ciało obciążone jest zmęczeniem, ale to nie było nic nowego. Był do tego przyzwyczajony - gra w najwyższej klasie rozgrywkowej wymagała od niego nieustannego wysiłku fizycznego i mentalnego. Ale nawet to, co było codziennością dla Pedriego, nie było w stanie zneutralizować uczucia irytacji, które narastało, gdy tylko pomyślał o nadchodzącej konfrontacji z Gaviem.

Młody sewilczyk czekał na niego przy wyjściu. Pedri zauważył go kątem oka i od razu poczuł, że nie ma ochoty na to spotkanie. Ostatnie, czego chciał, to rozmowy z nowym zawodnikiem. Gavi jednak, jak zwykle, nie dał mu wyboru.

- Pedri, musimy porozmawiać - powiedział Gavi, podchodząc do niego z pewnym siebie krokiem.

Szatyn, chociaż zmęczony, od razu wiedział, że młody nie odpuści. Nawet jeśli unikał jego wzroku, czuł na sobie jego obecność. Zamiast odpowiedzieć, Pedri jedynie wzruszył ramionami, mając nadzieję, że to wystarczy, by dać mu spokój. Niestety, Gavi miał inne plany.

- Spotkajmy się dziś, po treningu - Gavi nie pytał, raczej stwierdzał. Jego ton był przyjacielski, ale nie dawał możliwości odmowy.

Pedri zatrzymał się i spojrzał na młodszego z chłodnym spojrzeniem. Wiedział, że musi to zakończyć szybko.

- Nie mam na to ochoty - odpowiedział zimno, z wyraźnym gniewem w głosie.

Ale Pablo, z typowym dla siebie uporem, uśmiechnął się lekko i rzucił:

- To tylko chwila, obiecuję. Spotkajmy się w parku, nie daleko stadionu. Dam ci spokój, jeśli naprawdę nie będziesz chciał kontynuować tej rozmowy.

Szatyn z trudem powstrzymał irytację. Wolałby, żeby Gavi po prostu przestał się wtrącać w jego życie. Ale sewilczyk nie dawał mu spokoju. Wiedział, że jakakolwiek dalsza odmowa i tak nic nie da - Gavi znajdzie sposób, by go zmusić do tej rozmowy prędzej czy później. Pedri w końcu westchnął i, nie patrząc nawet na młodego, rzucił sucho:

- Dobra, niech będzie. Ale nie licz na to, że będę miły.

Pedri dotarł do parku późnym popołudniem. Słońce leniwie schodziło w dół, rzucając długie cienie na trawę i alejki. Park, położony niedaleko stadionu, był miejscem, gdzie czasami przechadzali się piłkarze, by zrelaksować się po treningach. Dla Pedriego jednak to miejsce nie miało żadnego szczególnego znaczenia - traktował je jak każdą inną przestrzeń, przez którą przechodził. Ale dzisiaj było inaczej - dzisiaj musiał spotkać się tutaj z Gavim, co samo w sobie było irytujące.

Gdy dotarł na umówione miejsce, zobaczył Gaviego siedzącego na ławce, z typowym dla siebie uśmiechem. Pedri poczuł przypływ gniewu - nie cierpiał, gdy ktoś starał się być tak optymistyczny i beztroski w jego obecności. Podszedł powoli, ręce wsunął w kieszenie, a jego twarz, jak zwykle, była pozbawiona emocji.

- Co chcesz? - zapytał bez owijania w bawełnę, rzucając zimne spojrzenie w kierunku sewilczyka.

Gavi uśmiechnął się szeroko i odpowiedział, tym razem spokojniej, bez tej nadmiernej ekscytacji, którą zwykle okazywał.

- Chciałem tylko pogadać, Pedri. Chcę cię lepiej poznać, to wszystko.

Pedri spojrzał na niego przez chwilę, zastanawiając się, co młody właściwie chce osiągnąć. Był zmęczony i zirytowany. To była ostatnia rzecz, jaką chciał robić po długim treningu - spędzać czas z Gavim, który zdawał się nie rozumieć, jak bardzo nie miał ochoty na to spotkanie.

- Nie interesują mnie twoje rozmowy - rzucił chłodno. - A jeśli myślisz, że się zakolegujemy, to lepiej znajdź sobie kogoś innego. Ja nie mam ochoty na to gówno.

Mimo wulgaryzmów, które Pedri rzucił z zimnym spokojem, Gavi nie zrezygnował. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że jego determinacja tylko rosła. Pedri nie mógł tego zrozumieć - dlaczego ten chłopak nie odpuszczał? Zamiast poczuć się urażonym, sewilczyk sięgnął do kieszeni i wyjął drobne.

- No to co powiesz na coś słodkiego? - zapytał, patrząc w stronę pobliskiego wózka z lodami.

Pedri spojrzał na niego z niedowierzaniem. Naprawdę zamierzał mu kupić loda, jakby to miało w jakiś sposób poprawić sytuację? Sewilczyk jednak nie czekał na odpowiedź. Szybko wstał z ławki i podszedł do sprzedawcy lodów, zamawiając dwa lody czekoladowe.

Pedri westchnął. Lodami? Naprawdę? To miała być jakaś próba zjednania go? Mimo swojego chłodnego usposobienia, nie mógł powstrzymać się od lekkiego uczucia rozbawienia, które pojawiło się w jego myślach. Cała sytuacja była absurdalna - on, doświadczony piłkarz, siedzący w parku z młodym chłopakiem, który kupuje mu loda, jakby byli dziećmi.

Gavi wrócił z dwoma lodami i podał jeden Pedriemu. Kanarek spojrzał na niego z chłodnym wyrazem twarzy, nie ruszając ręki.

- Serio? - zapytał sucho. - Myślisz, że czekoladowy lód sprawi, że nagle będziemy kumplami? Masz mnie za jakiegoś pieprzonego dzieciaka?

Gavi, zamiast się zniechęcić, tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. Wręczył Pedriemu loda, a szatyn, choć z wyraźnym oporem, w końcu go wziął. Chociaż to była niewielka rzecz, sewilczykowi udało się go przynajmniej na moment przekonać do przyjęcia tego niewielkiego gestu.

Pedri nie zjadł od razu. Przez chwilę trzymał loda w ręce, zastanawiając się, jak absurdalna była ta sytuacja. W końcu jednak zaczął go jeść, choć wciąż z chłodnym wyrazem twarzy.

- To nie zmienia niczego - powiedział, nie patrząc na młodego. - Możesz próbować, ile chcesz, ale ja nie szukam przyjaciół, zwłaszcza nie takich jak ty. Jesteś tylko dzieciakiem z marzeniami, które prędzej czy później zgasną.

Słowa Pedriego były ostre, niemal bolesne, ale Gavi, jak zawsze, nie pozwalał sobie na żadne oznaki zniechęcenia.

Pedri z trudem mógł to zrozumieć. Nawet teraz, gdy celowo starał się być chłodny i wulgarny, Gavi zdawał się być niewzruszony. Chłopak patrzył na niego, jakby widział w nim kogoś więcej niż zimnego, wyrachowanego piłkarza. Kanarek nie wiedział, jak to możliwe, że sewilczyk wciąż chciał kontynuować tę dziwną próbę nawiązania kontaktu.

- Myślisz, że naprawdę cię potrzebuję? - Pedri odwrócił się do niego, przerywając jedzenie lodów. - Nawet gdybyś miał talent na miarę złotego chłopca, niczego to nie zmienia. Ja gram dla siebie, nie dla ciebie, nie dla nikogo.

Sewilczyk nie odpowiedział od razu. Stał tylko i patrzył, jak Pedri, mimo swojego chłodu, powoli kończy loda. To było coś - drobna oznaka, że może w tym chłodnym szatynie kryje się jednak ktoś, kto wciąż potrafi dać sobie coś narzucić, choćby to był lód kupiony przez młodego piłkarza. Ale Pedri, jak zawsze, nie dał po sobie poznać żadnych uczuć.

- Zresztą, koniec tego - powiedział Pedri, wstając i rzucając pusty patyczek po lodzie do pobliskiego kosza. - Następnym razem nie trać na mnie czasu.

Chociaż jego słowa były zimne, sewilczyk tylko skinął głową, jakby w ogóle go nie ruszyły. Młody Pablo widział więcej niż inni, miał w sobie coś, co pozwalało mu dostrzegać, że może pod tym zimnym, nieprzystępnym zachowaniem kryje się coś więcej. Ale Pedri nie chciał dać mu tej satysfakcji - jeszcze nie teraz.

Zimny i nieprzejednany, szatyn ruszył w stronę wyjścia z parku.

SMILE | Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz