Prolog

37K 1K 201
                                    

- Kochanie, musimy już jechać - powiedziała mama, zaglądając do mojego pokoju - Pięknie wyglądasz.

Nie ruszyłam się z miejsca. Ciągle patrzyłam w lustro, w którym się odbijałam. Miałam na sobie czarno-białą sukienkę bez ramiączek. Pomiędzy piersiami przechodziły na zmianę białe i czarne kwiatki, a na talii miałam pasek, który ładnie uwydatniał moje kształty.

 Pomiędzy piersiami przechodziły na zmianę białe i czarne kwiatki, a na talii miałam pasek, który ładnie uwydatniał moje kształty

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Wszystko gra - zapytała. 

- Mam dziwne przeczucie, że coś się dzisiaj stanie - mruknęłam.

- Nie martw się. A teraz chodź, ojciec czeka na nas w samochodzie.

Mama wyszła pierwsza. Szybko chwyciłam z fotela turkusową marynarkę, zgasiłam światło i dołączyłam do rodziców. Jechaliśmy na bal charytatywny, który organizował szef ojca. Jest on jakimś wielkim biznesmenem. Ale wracając... Byliśmy w drodze od jakiś 10 minut. Po kolejnych 5 byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z samochodu. Oślepiły mnie flesze aparatów. Na twarz przykleiłam sztuczny uśmiech, który towarzyszył mi prawie od zawsze na takich imprezach. Wszyscy razem ruszyliśmy do drzwi, które były otworzone. Już w wejściu czekał na nas organizator balu. Przywitaliśmy się z nim i poszliśmy dalej.

 W wielkiej sali pod ścianami były porozstawiane czteroosobowe stoły, przy wejściu stoły z przystawkami, a na środku było miejsce do tańczenia. 

Nie powiem, ale w pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo ludzi. Chodziłam za rodzicami jak pies, żeby się przywitać z każdym ważnym gościem. Kiedy skończyliśmy z radością udałam się z nimi do przydzielonego nam stolika. Siedząc i czekając, aż kelnerzy przyniosą dania główne, zobaczyłam bardzo przystojnego chłopaka. Stał w przejściu i rozglądał się po sali. Gdy jego wzrok spotkał się z moim, podniósł rękę do ust i tak jakby coś zaczął mówić, ale mogłam się równie dobrze pomylić, bo z takiej odległości ledwo widziałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy przede mną postawili talerz z jedzeniem. Już miałam nabijać liść sałaty na widelec, ale przeszkodził mi dźwięk rozbijającego się szkła o marmurową posadzkę. Spojrzałam na oszklony dach, a raczej dziurę, która została. Unosił się nad nią helikopter. Każdy na sali przestał rozmawiać i patrzył w górę. Po chwili do sali wpadło kilka lin spuszczonych ze śmigłowca, a po nich spuściło się kilku uzbrojonych mężczyzn. Nie wiedziałam, że cisza jaka zapadła, wyryje się w mojej pamięci. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Facet najbliżej nas odblokował karabin i strzelił do mamy. Krzyknęłam tylko i rzuciłam się do niej. Kiedy nie patrzyłam, drugi mężczyzna zastrzelił mojego ojca. Po tym wszystkim, jakby nigdy nic złapali się lin i odlecieli. Ciszę na sali przerywał tylko mój płacz i krzyk.

- Clarissa, chodź - usłyszałam jak przez mgłę czyjś głos.

Poczułam silne ramiona na mojej talii.

- Clar, proszę cię, chodź.

- Zostaw mnie - krzyknęłam.

Pod wpływem strachu wyrwałam się i przyczaiłam się jak dzikie zwierzę. Kiedy chłopak chciał podejść, rzuciłam się do drzwi. Wybiegłam na dwór. Nie wiedziałam, w którą stronę mam biec. Ruszyłam przed siebie na ślepo. 

Wycieńczona zatrzymałam się kilka przecznic od mojego domu. Biegłam dalej, nie zważając na nic. 

GangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz