Ona - dziewczyna, która została osierocona.
Jej rodzice zostali zastrzeleni na balu charytatywnym. Próbuje odnaleźć starszego brata, który znikną kilka lat temu.
On - chłopak, który uciekł od rodziny, bo dołączył do gangu.
Kiedy dowiedział s...
Reszta dnia minęła spokojnie. Byli nawet chłopaki, żeby posiedzieć ze mną. Max przynosił mi rzeczy, na które miałam ochotę. Kiedy za którymś razem Max wrócił ze sklepu z moją zachcianką, oprócz niej, dał mi pudełko z dziurkami przy pokrywce...
Otworzyłam wieko pudła. To co w nim zobaczyłam, nie śniło mi się nawet jak byłam mała. W środku było szczenie maltańczyka. Miał białą sierść.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- O boże - ostrożnie wyjęłam psa z pudełka.
Popatrzył na mnie tymi swoimi czarnymi oczkami i przechylił delikatnie główkę. Był uroczy.
- On jest dla mnie?
- Ona, i tak - powiedział Max.
- Ale skąd taki pomysł?
- Kiedy tak mnie wysyłałaś do sklepu, co i róż przejeżdżałem obok sklepu zoologicznego. Jak za którymś razem stanąłem na światłach, zobaczyłem, że przez okno na wystawie widać było kojec ze szczeniakami. Jeden był cofnięty i nie bawił się z resztą. Wstąpiłem do sklepu. Poprosiłem sprzedawczynię o podanie mi go. Był wyraźnie mniejszy od reszty, więc wziąłem go, żeby mógł dotrzymać ci towarzystwa, kiedy tak siedzisz w domu - skończył.
Położyłam szczeniaka na łóżku i rzuciłam się na chłopaka. Pocałowałam go namiętnie.
- Dzięki.
- Jak ją nazwiesz?
- Shila, zawsze mi się podobało - podniosłam ją na wysokość swojej twarzy. - Będziesz Shila.
- No to postanowione.
- Tylko trzeba kupić wszystkie potrzebne rzeczy...
- Wszystko czeka na dole. Poczekaj, zaraz przyniosę.
- Nie przynoś. Muszę się trochę ruszyć.
Powoli podniosłam się z posłania i zdjęłam z niego psa, który wyszedł z pokoju zapewne pozwiedzać. Usłyszeliśmy tylko krzyk. Poszliśmy tam jak najszybciej, bo bieganie w zaawansowanej ciąży nie jest wskazane, ani przyjemne. Dotarliśmy do salonu. Na fotelu stał Dennis i patrzył z przerażeniem na Shile. Parsknęliśmy śmiechem. Podeszłam do suczki i wzięła na ręce.
- Zabierzcie ode mnie to diabelstwo - pisnął.
- To tylko szczenie, czego ty się boisz?
- Ja się niczego nie boję - zaprotestował.
- Nie?
- Nie.
Podsunęłam mu pod twarz Shilę, która szczeknęła. Pisnął przerażony, po czym spadł z fotela przez jego oparcie. Usłyszałam za sobą śmiechy kilku osób. Za moimi plecami stał Nick, Leo i Jeremy. Podałam psa Max'owi i pomogłam wstać Dennis'owi.
- Dlaczego boisz się psów? - spytałam ciekawa.
- Jak byłem nastolatkiem, to zachciało mi się łazić po nocy po starych fabrykach. Nie wiedziałem, że na terenie jednej przebywają zdziczałe psy. Jak wszedłem zaatakował mnie rottweiler i tak nabawiłem się lęków - skończył.
Patrzyłam na niego oniemiała. Z resztą nie tylko ja.
- Przykro mi - mruknęłam. - Jakby nie patrzeć, to tylko szczenię maltańczyka. Nie może ci nic zrobić. Chciała się tylko pobawić. Ale jak się boisz, to będzie z dala od ciebie - wzruszyłam ramionami.
- Gdzie są rzeczy dla niej? - zwróciłam się do Max'a.
- W kuchni w siatce.
W wymieniony pomieszczeniu na blacie leżała ogromna siatka. Wypakowałam z niej puszki z karmą i włożyłam je do jednej z wolnych szafek. Resztę wzięłam na górę. Oprócz karmy wyjęłam z torebki Legowisko, smycz z szelkami, dwie miseczki, szczotkę i kilka zabawek. Rozłożyłam rzeczy, tak, żeby nikt się o to nie zabił.
- To musiało kosztować fortunę - przytuliłam Max'a.
- Nawet nie - cmokną mnie przelotnie w ust.
Odłożył Shilę na podłogę, a ta od razu zaczęła się kręcić po pokoju. Wzięłam z szafy bieliznę, spodnie i jakąś większą bluzkę. Poszłam do łazienki się ubrać. Kiedy przyszedł czas na spodnie, miałam problem z zapięciem guzika przez brzuch. Zaczęłam płakać. I znowu, humorki w ciąży nie są przydatne. Gdy wreszcie zapięłam guzik i wyszłam, do razu dopadł mnie Max.
- Kochanie, co się stało, dlaczego płaczesz? - przytulił mnie.
- Powiedz mi szczerze, czy ja jestem gruba?
- Oczywiście, że nie. Dlaczego tak myślisz?
- Bo nie mogłam zapiąć guzika w spodniach.
- To nie przez to, że przytyłaś, tylko dlatego, że nasz dzidziuś rośnie - zaśmiał się kładąc dłonie na brzuchu.
- Nie śmiej się - trzepnęła go w ramię. - Musimy pojechać do sklepu po ubrania.
- To bierz bluzę i jedziemy.
- Nie mam dobrej bluzy! Wszystko jest na mnie za małe - usiadłam z rezygnacją na łóżku.
- To weź moją i przestań płakać.
Zrobiłam jak powiedział. Pojechaliśmy do najbliższego sklepu z odzieżą ciążową. Szybko wybrałam kilka zestawów ubrań. Nie potrzebowałam więcej, ponieważ za miesiąc miałam rodzić, więc za długo w nich nie pochodzę. Przymierzyłam je jeszcze, poszliśmy do kasy i po zapłaceniu do domu. Od razu jak wróciliśmy przebrałam się z za ciasnych ubrań.
Po wyjściu z łazienki o mało nie zabiłam się o Shilę, która chciała wyjść na dwór. Wzięłam z pokoju jej smycz i szelki. Zapięłam je na niej. Na dole nie obyło się bez pytań, gdzie idę.
- Na spacer.
- Poczekaj, pójdę z tobą - zadeklarował się Max.
W przed pokoju ubrał buty i bluzę. Spacerowaliśmy tak z godzinkę, dopóki nie zaczęły mnie boleć nogi i puchnąć kostki. W drodze powrotnej, wyobraziłam sobie nas z dzieckiem w wózku.
- O czym tak myślisz?
- O tym, że niedługo o tej porze na spacerze będzie z nami nasze maleństwo - powiedziałam. - Nie mogę się już doczekać...