Rozdział 36

6.4K 293 10
                                    

Usłyszałam trzask drzwi. Wyszłam na korytarz. Stał w nim Max. W sumie ciężko to było nazwać staniem, bo był zlany w trzy dupy. Ledwo przeszedł 2 kroki, a już całował się ze ścianą. Kolejne dwa i całus. Mogła bym tak wyliczać bliskie spotkania z zimną ścianą w nieskończoność, ale nie wiedziałam co zrobić. W końcu wzięłam go pod ramię i zaprowadziłam do salonu. Ledwo położyłam go na kanapie, a ten już spał. Przykryłam go kocem. Na stoliku obok naszykowałam butelkę wody i tabletki przeciwbólowe. Kiedy byłam już pewna, że jest bezpieczny, wróciłam do pokoju i zasnęłam...

Rano obudził mnie płacz małego. Kiedy przekręciłam się w jego stronę, nawet się nie zdziwiłam, że płakał. Usłyszałam krzyki chłopaków.

- Do cholery, Max, czy możesz się ogarnąć i przeprosić w końcu Clar? - usłyszałam wrzaski Jeremi'ego.

Więcej nic nie usłyszałam. Chyba gdzieś poszli. Szczerze, przestało mnie to obchodzić. Uspokoiłam Dylan'a. Ułożyłam go w nosidełku, wzięłam ubrania na zmianę i wyszłam z pokoju do łazienki. Tam postawiłam fotelik na zamkniętej toalecie i zaczęłam się szykować. Po szybkim prysznicu, ubrałam się. Zerknęłam na małego. Rozglądał się tymi swoimi dużymi oczami. Uśmiechnęłam się na ten widok. Pogłaskałam go opuszkami palców po brzuszku, na co zareagował chaotycznym wymachiwaniem rączkami i nóżkami.

Wzięłam nosidełko z malcem i poszłam do kuchni. Zastałam w niej chłopaków, którzy powitali mnie uśmiechami i od razu przypadli do Dylana. Wzięli go do salonu, przez co zostałam w kuchni sam na sam z Max'em. Nie przejęłam się tym szczególnie i zajęłam się przygotowaniem sobie śniadania. Wyjęłam z lodówki pomidory oraz sałatę.

Przy rwaniu sałaty dyskretnie zerknęłam na chłopaka. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Naszykowałam nóż na desce, żeby muc pokroić pomidora. Sięgnęłam po solniczkę. Oczywiście przy moim szczęściu potrąciłam nóż, który zahaczył o miskę z sałatą. Ta spadła i roztrzaskała się. Większy kawałek odbił się od podłogi i wbił mi się w nogę.

JEREMY

Ciszę przerwał dźwięk tłuczonego szkła i krzyk. Szybko zerwałem się z miejsca i pobiegłem do kuchni. Na pierwszy rzut oka nic nie było widać, ale gdy przeszedłem na drugą stronę wysepki zobaczyłem szkło rozsypane po całej podłodze i mnóstwo krwi. Max trzymał Clar na rękach. Prawdopodobnie dlatego, że nie chciał żeby się pokaleczyła.

- Jeremy, wyjmij ten kawałek z mojej nogi - krzyknęła dziewczyna.

Była zalana łzami.

- Przenieś ją do salonu.

Pobiegłem po apteczkę.

CLAR

Ból był nie do zniesienia. Max przeniósł mnie do salonu. Usiadłam z jego pomocą na kanapie. Pod nogę podsunęli mi pufa, żeby ją podeprzeć, ale żeby nie zakrwawić mebli. Kiedy podnieśli moją nogę, krzyknęłam i zacisnęłam dłoń na ramieniu Max'a. Jeremy przybiegł z apteczką. Wyjął z niej ogromną pęsetę i złapał za odłamek szkła, który wystawał z nogi. Na ten ruch drgnęłam, co spowodowało powiększenie się rany.

- Nie ruszaj się - warknął Jeremy. - Chłopaki, przytrzymajcie jej nogę.

 Nick i Dennis złapali mocno za łydkę i przycisnęli do pufa. Zaczęłam bardziej płakać.

- Wyciągnę to na 3.

- Okej.

- 1...

Nie doliczył do dwóch i pociągną. O ile to możliwe ścisnęłam jeszcze mocniej rękę Max'a. Ból był nie do opisania.

- No i już po wszystkim - Jeremy poklepał mnie po zdrowej nodze. - Zabandażuję ci ją i dam leki przeciwbólowe.

Pokiwałam głową niezdolna do wypowiedzenia chodź jednego słowa. Leżałam całym ciężarem ciała na Max'ie, który nie protestował. Gładził mnie uspokajająco po włosach. Jeremy zabezpieczył ranę i dał tabletki do połknięcia.

- Zanieś ją do pokoju. Na razie niech nie wstaje - te słowa skierował do chłopaka pode mną.

Zostałam złapana pod kolana i pod plecami, a zaraz po tym byłam w powietrzu. Max skierował się do naszego pokoju.

- Max jakbyś nie pamiętał, to wyrzuciłeś mnie z pokoju.

Nic nie powiedział. Szedł dalej. Spróbowałam się wyrwać, ale chłopak mocno mnie trzymał w ramionach. Weszliśmy do pokoju, gdzie położył ,mnie na łóżku i przykrył kocem. Sam usiadł na fotelu, który sobie wcześniej przysunął. Chwilę na mnie popatrzył, ale w końcu schował twarz w dłoniach.

- Co ja zrobiłem - usłyszałam jego szept.

- Max, skarbie, chodź tu do mnie - poklepałam wolną stronę posłania.

Podniósł się ociężale z fotela i podszedł do mnie. Usiadł obok.

- Padło pomiędzy nami parę nieprzyjemnych słów - powiedziałam. - Bardzo mi ciebie brakuje. Mam nawet problem z zaśnięciem.

- Ja też.

- Czy moglibyśmy zapomnieć o tym wszystkim i wreszcie normalnie funkcjonować? Jeśli tego nie chc...

Uciszył mnie przyciskając swoje usta do moich. Tak mi tego brakowało.

- Nawet nie wiesz jak bardzo tego chcę - wymamrotał w zagłębienie mojej szyi. - Kocham cię skarbie.

- I nawzajem.

Po naszym pojednaniu Ben przyniósł płaczącego Dylan'a. Nakarmiłam go i oddałam Max'owi. Ładnie razem wyglądali. Wzięłam telefon chłopaka. Zrobiłam im zdjęcie. Kiedy moja noga już wyzdrowieje, pojadę wydrukować zdjęcie i włożę w jedną z ramek w przedpokoju. Resztę dnia przesiedziałam w pokoju razem z chłopakiem...


-------------

Kochani, powracam. Powoli moja wena wraca do pełnej formy. Bardzo się cieszę, że mnie nie opuściliście i wspieraliście komentarzami i gwiazdkami. Witam też parę nowych czytelników. Mam nadzieję, że zostaniecie do końca.

GangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz