Rozdział 40

5.6K 257 8
                                    

Po wszystkim przebrałam się w piżamę, a Max poszedł do któregoś z chłopaków , u którego zostawił Dylan'a. Zapewne był to Ben, bo jako jedyny w tym domu pełnym zdziecinniałych mężczyzn, tylko on, Jeremy i Max potrafi się zaopiekować brzdącem. Wrócił z Dylan'em. Ułożył go w łóżeczku i położył się obok mnie. Przygarnął mnie do swojej klatki piersiowej. Pocałował mnie ostatni raz i poszliśmy spać.

W nocy oczywiście obudził nas Dylan, który swoim płaczem domagał się jedzenia. Podciągnęłam się i podniosłam go. Po nakarmieniu pochodziłam z nim, żeby mu się odbiło. Nie wiem skąd, ale w mojej głowie pojawiły się słowa kołysanki, którą śpiewała mi mama jak byłam jeszcze mała. Z przytulonym do szyi synem chodziłam po pokoju nuciłam mu. Nie zorientowałam się nawet kiedy po moich policzkach spłynęły łzy. Łzy tęsknoty i smutku. Bardzo mi brakowało rodziców. Zakryłam dłonią ust, żeby szlochem nie obudzić małego. Odłożyłam go do kołyski i uciekłam do łazienki, w której się zamknęłam i dałam upust swoim emocjom.

Siedziałam tak dobre półgodziny aż ogarnęłam się na tyle, na ile byłam w stanie. Opłukałam twarz zimną wodą i wyszłam. Wróciłam do pokoju, gdzie z rękoma podłożonymi pod głowę leżał Max. Wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że spuściłam głowę. Szybko wskoczyłam pod kołdrę odwracając się do chłopaka plecami, a przodem do Dylan'a.

- Skarbie, co się stało? - Max przytulił się do mnie na łyżeczkę.

Schował nos w zagłębienie mojej szyi i składał delikatne pocałunki.

- Nic - mruknęłam.

- Gdzie byłaś?

- W łazience.

- I co tam robiłaś przez półgodziny?

- A nic.

- Może i jestem facetem, ale jestem też psychologiem i widzę, że coś się dzieje - powiedział stanowczo. - Więc... powiesz mi co się stało?

Po moich policzkach na nowo popłynęły łzy, a zaraz po nich rozpłakałam się na dobre. Odwróciłam się do chłopaka i schowałam w jego ramionach mając nadzieję, że chociaż to pomoże mi w zwalczeniu bólu.

- No już, ciii - głaskał mnie po plecach.

MAX

Bolało mnie serce na widok i dźwięk jej płaczu. Jej ciało było mocno wtulone w moją klatkę piersiową. Miałem wrażenie, że to ja się trząsłem, tak bardzo płakała. Objąłem ją najmocniej jak potrafiłem i pozwoliłem się wypłakać. Kiedy się już trochę uspokoiła, ponowiłem pytanie co się stało?

- Po prosu zanuciłam małemu kołysankę, którą śpiewała mi za małego mama. Tęsknię za nimi- wyszeptała.

Popłakała jeszcze chwilę aż usnęła. Mój organizm "przełączył" się w tryb czuwania na wypadek gdyby znów wpadła w płacz.

Rano obudziłem się pierwszy. Zresztą nie zdziwiło mnie to. Po prawie całonocnym płaczu. Wziąłem Dylan'a na ręce i zszedłem z nim na dół. Niech Clar jeszcze pośpi. Po zejściu na parter włożyłem syna do fotelika. Zaniosłem go do salonu gdzie obecnie był największy harmider. Stanąłem jak wryty. Dennis i Jeremy krzyczeli na siebie, a Ben razem z resztą chłopaków siedzieli załamani na kanapie. Wsadziłem palce do ust i gwizdnąłem przeciągle.

- Chłopaki, co tu się do cholery dzieje?! - ryknąłem zwracając na siebie ich uwagę. 

- Daj małego. Zabiorę go i zajmę czymś. Nie powinien słuchać waszych krzyków - podszedł do nas Ben. 

Podziękowałem mu skinieniem głowy. Po ich wyjściu wyszedłem na sam środek pomieszczenia. 

- Co się dzieje?

- Pokłócili się o sposób odbicia Nick'a - mruknął jeden z chłopaków. 

- Przedstawcie swoje pomysły.

I tak oto wszcząłem kolejną kłótnię pomiędzy nimi. Tym razem bez ceregieli i darcia się podszedłem do nich i dałem jednemu i drugiemu w mordę. Nie potrafią dojść sami do porozumienia, to ja im w tym pomogę. 

- Ogarnijcie dupy - powiedziałem i rozsadziłem ich po dwóch różnych stronach pokoju. - Jeremy, ty pierwszy.

- Żeby uniknąć większej ilości poszkodowanych, chciałem wejść z chłopakami tak, żeby nas nie zauważyli, zabić po cichu tych co staną na drodze, znaleźć Nick'a i zabrać go stamtąd. 

- Dennis.

- Otaczamy ich, wchodzimy zabijając każdego, odnajdujemy Nick'a, zabieramy go, a po drodze likwidujemy ich szefuńcia - chłopak zatarł ręce. 

- Licz się z tym, że nie wyjdziemy z tego bez szwanku - warknął Jeremy.

- Ale...

- Spokój. Pomyślę co z tym wszystkim zrobić. Jak będę miał wstępny plan działania zwołam zebranie. Marco, powiadom każdego od nas o akcji, i żeby byli gotowi w każdej chwili.

Wyszedłem z salony kończąc tą bezsensowną kłótnię. Zacząłem szukać Ben'a, żeby zabrać od niego małego. Siedzieli razem w pokoju gościnnym. Od razu po wejściu usłyszałem jego gaworzenie. Na ich widok prawie natychmiast opuścił mnie gniew i stres...

GangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz