23

15.6K 815 216
                                    

- Mogę już?

- Nie, jeszcze nie - pociągnął mnie za sobą.

Zrobiliśmy jeszcze kilka kroków, a potem zatrzymaliśmy się. Stanął za mną i objął mnie w pasie. Zagryzając wargę stałam w napięciu czekając, aż pozwoli mi otworzyć oczy.

- Teraz możesz otworzyć - powiedział.

Powoli podniosłam powieki, a to, co natychmiast rzuciło mi się w oczy, sprawiło, że moje serce zaczęło bić mocniej. Uchyliłam usta w szoku wpatrując się w panoramę miasta. Widok stamtąd na miasto był niesamowicie przepiękny. Musiałam przykryć usta, by nie pisnąć. Byłam na prawdę pod wrażeniem. Z szokiem wymalowanym na twarzy, spojrzałam na Justina. Wbił we mnie nerwowy wzrok, gryząc wnętrze swojego policzka.

- Podoba ci się?

- T-tak, Justin, to jest... - westchnęłam nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. - To jest cudowne. Po raz pierwszy widzę coś takiego.

- Na prawdę ci się podoba? - spytał nie dowierzając.

- Głupie pytanie - zachichotałam. - Cieszę się, że mnie tutaj zabrałeś. Dziękuję, Jay. To na prawdę piękny widok.

Odetchnął z ulgą, na co pokręciłam głową. Wydawał się być delikatnie zestresowany.

- To nie wszystko, chodź - złapał mnie za rękę.

Dopiero gdy spojrzałam na nasze złączone dłonie, zorientowałam się, że w drugiej ręce niesie koszyk z kocem. Piknik... urocze. Rozłożył koc, na którym usiedliśmy na przeciwko siebie po turecku.

- Jesteś głodna? - spytał zaglądając do środka koszyka. - Są kanapki, owoce, batoniki i... batoniki.

- Batoniki i batoniki? - parsknęłam rozbawiona. - To nie jest to samo?

- Jest - przewrócił oczami. - Pomyliłem się.

Wyglądał słodko, gdy uśmiechał się tak dziecięco.

- Więc co sobie życzysz, królewno?

- Jakie są owoce, królewiczu?

Zajrzał do koszyka i zmarszczył brwi.

- Jest... - podrapał się po karku - są jabłka, banany, winogrona, gruszki, a to... to są...ziemniaki? Ziemniaki z włosami? - skrzywił się.

Wybuchłam śmiechem.

Justin wyciągnął owoc z koszyka. Przecież to kiwi.

- Justin, to jest kiwi - prychnęłam rozbawiona.

- Och - mruknął. - Być może.

- Nie jadłeś nigdy kiwi?

Nie odezwał się, tylko burcząc coś nie wyraźnego pod nosem schował je do środka.

- Justin - szturchnęłam go. - Powiedz, jadłeś?

- Przestań - uśmiechnął się.

- O mój Boże! - krzyknęłam zakrywając usta. - Na prawdę nie jadłeś? Żartujesz!

- Ale zabawne, hahahaha! - zaśmiał się bez humoru.

W przeciwieństwie do niego - mnie to rozbawiło. Poważnie, nie mogłam opanować śmiechu.

- To chyba morele - wzruszył ramionami.

- Chyba? Justin, czy ty jesz jakiekolwiek owoce?

- Nie mam czasu na to - prychnął kręcąc głową.

- A na co masz czas?

- Na ciebie - przybliżył się, by pocałować mnie w usta.

Przesunęłam oddzielające nas owoce i zbliżyłam się, by pogłębić pocałunek. Jęknął w moje usta, gdy zaczęłam głaskać paznokciami jego kark. Przewrócił mnie na plecy, znajdując się nade mną. Oderwał swoje wargi od moich, żeby złapać powietrze i kontynuować całowanie mnie. Ułożył dłonie na moich biodrach, muskając moje usta. Robił to tak delikatnie, jakbym była z porcelany. To nie był taki zwykły pocałunek. Zarówno ja, jak i on włożyliśmy w to uczucia. Cmoknął mnie w usta, a ja nie mogłam powstrzymać się od dotknięcia palcem jego pulchnych warg. Uniósł kąciki do góry, na co zareagowałam tak samo.

Obsession / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz