27

15K 804 155
                                    

   Jak zwykle, wstałam z łóżka jako ostatnia w tym domu. Poszłam do łazienki by wziąć poranny prysznic i ubrałam się. Nałożyłam na siebie białą spódniczkę i różowy crop top, a włosy spięłam w koński ogon. Nigdzie raczej nie miałam wychodzić tego dnia, dlatego nie malowałam się. Wolnym krokiem skierowałam w stronę schodów. Na dole w kuchni, wszyscy już się krzątali. Przywitałam chłopaków z uśmiechem, wzrokiem szukając Justina. Nigdzie go nie było. Chaz przygotowywał śniadanie, więc postanowiłam mu pomóc, by chociaż w ten sposób przestać myśleć o wczorajszej rozmowie z Justinem. Szczerze, byłam podekscytowana tym, że jednak wrócę do domu. Jednak z drugiej strony nie wiedziałam, czy mogę zaufać pod tym względem Justinowi.

   Kanapki i herbata stały już na stole, wszyscy się schodzili by zjeść, a jego wciąż nie było. Chłopcy zdawali się tego nawet nie zauważyć. Poczułam się dziwnie, musiałam więc zapytać ich o niego:

- Wiecie gdzie jest Justin? - chrząknęłam.

   Ich rozmowy ucichły, wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym miała dwie głowy. Nie wiedziałam, dlaczego gapią się na mnie w ten sposób.

- Z tego co nam wiadomo - powiedział Ryan - załatwia wycieczkę dla was. Dla ciebie i dla niego.

- D-dokąd? - zmarszczyłam brwi.

- Do Honolulu - prychnął Chris.

- Nie wiem - Ry wzruszył ramionami. - Nie mówił dokąd.

- To pewnie niespodzianka - Chaz poruszył zabawnie brwiami.

   Nie zadawałam już więcej pytań. W spokoju zjadłam swoje kanapki, gdy inni śmiali się i żartowali. Niespokojnie chodziłam po domu, w napięciu czekając, aż wróci Justin. Kilka razy pytano mnie, czy dobrze się czuję, bo szłam do ogrodu, a za minutę wracałam do domu. Na pewno dziwacznie to wyglądało, ale ja po prostu nie mogłam usiedzieć w miejscu. Sama się sobie dziwiłam, bo przecież nie czekała mnie już żadna poważna rozmowa z nim. Męczyłam się tak pół dnia.

- Justin wrócił - Fredo stuknął mnie łokciem, kiedy siedzieliśmy na kanapie w salonie i wspólnie oglądaliśmy telewizję.

   Niepewnie wstałam z miejsca i skierowałam się ku ściągającemu buty chłopakowi. Nie wiedziałam, jak mam się przy nim zachowywać. Wzięłam głęboki wdech... i wydech, by się opanować.

- Cześć kochanie - pocałował mnie w policzek, a ja zesztywniałam z nerwów. - Jak się czujesz?

   Miał dobry humor. 

- Umm, w porządku, a ty?

- Też w porządku - wzruszył ramionami. - Możemy porozmawiać? Na osobności.

   Zagryzając z niepokoju wnętrze policzka podążyłam za nim. A już myślałam, że nie czeka mnie żadna poważna rozmowa z nim. No cóż - rozczarowałam się. Justin wydawał się być niezwykle spokojny. Nawet nie był spięty. Uznałam, że ja również nie powinnam. Próbowałam się rozluźnić, albo chociaż grać wyluzowaną. Tak podobno lepiej się rozmawia. Chrząknęłam siadając na miękkim materacu łóżka.

- Słyszałam, że planowałeś wyjazd dzisiaj - mruknęłam bawiąc się palcami.

- Owszem - westchnął. - I uznałem, że najlepiej będzie dla nas obojga, jeśli wybierzemy się do miejsca, gdzie nie ma ludzi. Będziemy tylko we dwoje: ty i ja. Żadnych osób trzecich. Załatwiłem sprawy w gangu, chłopcy stwierdzili, że dadzą jakoś beze mnie radę, a jeżeli sytuacja będzie na prawdę krytyczna, po prostu będziemy musieli wrócić, ale wydaje mi się, że raczej tak się nie stanie. Nie raz, kiedy musiałem wyjechać, żeby załatwić jakieś sprawy, dawali sobie radę bez mojej osoby. W końcu to mężczyźni, no nie?

- Co to za miejsce?

- Wyspa Moloka'i. To jedna z mniejszych wysp w archipelagu Hawajskim. Próbowałem nas wcisnąć na Ni'ihau, ale to prywatna wyspa i za żadną cenę mieszkańcy nie chcieli nam pozwolić na wycieczkę. Cholera jasna, chciałem im zapłacić pięćset tysięcy dolarów. To pół pieprzonego miliona! Nie mam pojęcia, co oni tam trzymają na tej wyspie, że nie chcą nikogo zapraszać. Pewnie hodują marihuanę, albo tworzą nowe gatunki zwierząt. Możliwe, że coś badają, albo to jakieś-

- Justin? - przerwałam mu niegrzecznie.

- Słucham, kwiatuszku?

- K-kiedy tam lecimy?

- Jutro z rana.

- Na dwa tygodnie, tak?

- Dokładnie tak - westchnął.

   Zaciskając szczękę, zbliżył się do mnie, kucnął i dotknął kciukiem mojego policzka. Potem objął mój policzek całą, dużą dłonią. Była tak ciepła, że mogłabym nazwać go swoim prywatnym grzejnikiem.

- A czy - w tamtej chwili mówienie sprawiało mi trudność - jeśli odwieziesz m-mnie do domu, to my... my już nigdy się nie zobaczymy?

- A chciałabyś mnie jeszcze zobaczyć?

   Mimowolnie kiwnęłam głową. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Z rozbawieniem pokręcił głową.

- Moja baby girl - wstał i pocałował mnie w czoło. - Od jutra masz dwa tygodnie na zastanowienie się. To ważna decyzja, więc mądrze ją podejmij. Jeśli będziesz wciąż chciała mnie w swoim życiu, to nigdy cię nie zostawię, już teraz mogę ci to obiecać. Będę przy tobie do końca, ale jeśli - zaciął się, a w jego oczach pojawił się smutek - zdecydujesz, że jednak nie, że nie chcesz mnie już widzieć, to odejdę. Odejdę z twojego życia i więcej mnie nie zobaczysz. Nigdy.

- A-ale dlaczego to robisz? Chcesz wysłać mnie do domu. Tak po prostu. Po co mnie porywałeś?

- Kochanie - wziął moją twarz w dłonie. - Zanim cię porwałem, nie kochałem cię tak bardzo, jak teraz. Owszem, kochałem cię cholernie mocno, ale teraz... teraz czuję coś zupełnie innego. To jest silniejsze ode mnie. Pragnę twojego szczęścia, bo twój uśmiech, to mój uśmiech. A ja cholernie kocham słuchać, gdy się śmiejesz. Brzmię jak frajer, ale to prawda. Kocham każdą część twojego doskonałego ciała, twoją delikatność i przede wszystkim charakter. To jest niesamowite, jak bardzo można być takim dobrym, dla ludzi. Jesteś aniołem, którego skradł demon.

- Nie jesteś... demonem - zmarszczyłam brwi.

   Zaśmiał się.

- Skarbie, wszyscy mi mówią, że jestem wcieleniem zła. Ty sama nawet tak stwierdziłaś kilka razy.

- J-ja-

- Spokojnie - znów się zaśmiał. - Ja to rozumiem. Spójrz na mnie. Jestem złym człowiekiem, robię okropne rzeczy. Zabijam ludzi, bawię się ich życiem. Bawię się nimi. Tak samo jak bawiłem się tobą. Robiłem z tobą co chciałem, a ty byłaś moją marionetką. I to było najgorsze, co mogłem zrobić z taką delikatną istotką, jak ty. Raniłem cię. Na każdym kroku, chociaż tego nie chciałem. Nie panuję nad tym, mam ataki złości. Przepraszam, wiem, że nie jestem dla ciebie dobry, choć ty jesteś idealna dla mnie. Kocham cię całym sobą, nie ma we mnie ani jednej takiej cząstki, która by nie pragnęła cię coraz bardziej z dnia na dzień. Jesteś moim wszystkim, dlatego chcę dać ci wybór. Zbyt wiele razy nie pozwoliłem ci decydować o swoim życiu, robiąc z ciebie wraka człowieka.

* * *
Omg.
Co myślicie o tym wszystkim?

Obsession / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz