Im dalej od wody, tym cieplej, bo wiatr wiał coraz słabiej. W mieście panował taki zaduch, że większość mężczyzn chodziło bez koszulki, a Justin do nich się zaliczał. Miałam szczęście, że nie zdecydowałam się na ubranie czegoś czarnego, bo sparzyłabym się. Nie wiem ile stopni było, ale jak dla mnie zdecydowanie za dużo, bo nie jestem przyzwyczajona do takich mocnych upałów. Ludzie mijający nas, wydawali się być przyzwyczajeni, bo nie widziałam, by ktoś spocił się tak jak, czy Justin. Musieliśmy chodzić w cieniu, bo tylko tam napotykaliśmy chociaż lekki podmuch wiatru. To miejsce było jakąś Saharą. Nawet Esther odechciało się chodzić, bo szła żółwim tempem z wyrzuconym na zewnątrz językiem, dysząc. Wiedziałam, że asfalt sparzał jej łapki, więc wzięłam szczeniaczka na ręce, odczepiając smycz.
- Tam jest budka z lodami - pociągnął mnie za rękę.
Kolejka była długa, ale to go nie powstrzymało. Na szczęście drewniana budka stała w cieniu. To było jak wniebowzięcie. Razem z Esther usiadłyśmy na brązowej ławeczce pod palmą. Odetchnęłam z ulgą, gdy lekki powiew musnął moją twarz. Obserwowałam Justina, ale tłum ludzi kupujących lody w budce spowodował, że zniknął z mojego pola widzenia. W tamtym momencie poczułam się nie pewnie i nie zbyt bezpiecznie, ale uczucie zagrożenia minęło, gdy zobaczyłam jego czerwone adidasy. Tak, to z pewnością były jego buty. Ktoś, kto go zasłaniał, odsunął się, więc rzucił mi się w oczy jego tatuaż Jezusa na łydce. Nie, żeby mi się nie podobał, ale-
- Cześć - usłyszałam jakiś męski głos, na co od razu odwróciłam głowę.
- Hej - uśmiechnęłam się do chłopaka, który usiadł na ławce obok mnie.
Miał krótkie blond włosy, niebieskie oczy, nad którymi rosły gęste, jasne brwi oraz wąskie usta. Jego kości policzkowe były mocno widoczne, co - nie ukrywam - podobało mi się u chłopaków. Podsumowując: był niesamowicie przystojny.
- Ale gorąco tutaj, co? - westchnął. - Też na wycieczce, czy jesteś stąd?
- Na wycieczce - odpowiedziałam niepewnie.
- Cholera, przepraszam, nie przedstawiłem się nawet - wyciągnął do mnie dłoń, którą uścisnęłam. - Matthew.
- Ariana.
- Piękne imię, moja siostra też ma na imię Ariana. To twój pies? Jak się wabi?
- Esther.
- Aw, jest słodka! - podrapał suczkę za uchem, co jej się podobało, bo obróciła głowę w jego stronę i pomerdała wesoło ogonkiem. - To jeszcze maluszek!
- Lubi cię - zachichotałam obserwując zachowanie szczeniaka.
- Ze wzajemnością - odpowiedział ze śmiechem. - Uwielbiam ją!
Esther, wyraźnie zafascynowana chłopakiem, wyrwała mi się i wgramoliła na kolana blondyna. Wciąż machając ogonem, podskoczyła, by polizać go po twarzy.
- Jest niesamowita - wtulił się w nią. - Pewnie masz z nią mnóstwo zabawy, co? Sam chciałbym mieć takiego pieska.
- Mam ją od dzisiaj - wyznałam. - Ale tak, jest z nią dużo zabawy. Ma mnóstwo energii.
- Muszę koniecznie przygarnąć jakiegoś psiaka, bo usycham z zazdrości.
- Z kim tutaj przyjechałeś? - spytałam odbiegając od tematu.
- Z przyjacielem, który... och, idzie już.
I rzeczywiście w naszą stronę szedł wysoki, również przystojny brunet z ciemnymi oczyma. W ręce trzymał siatkę, najwyraźniej poszedł do pobliskiego sklepu.
- Ari, to jest Alan, Alan, to Ari.
- Witam - z szerokim uśmiechem uścisnęłam jego ciepłą dłoń.
Alan wyciągnął z reklamówki butelkę lodowatej wody oraz tabletkę. Wcisnął to w dłoń kolegi.
- Masz - mruknął, siadając obok niego. - Czujesz się już lepiej? Wyglądałeś gorzej.
- O wiele lepiej - westchnął, gdy już się napił. - Ari odwróciła uwagę mojego złego samopoczucia.
- Ojej, co się stało? - zmarszczył brwi.
- Za dużo przebywał na słońcu - wyjaśnił Alan. - Ból głowy go złapał.
- Cholerstwo - burknął Matt. - Ale już jest lepiej. Kupiłeś sok?
- O kurde - warknął zaglądając do siatki. - Zapomniałem, zaraz wrócę.
Matthew prychając, przewrócił oczami, a ja rozbawiona zaśmiałam się.
- Jest strasznie zapominalski - parsknął.
Esther zaszczekała, zeskakując z kolan Matta. Razem ze smyczą, przypiętą do jej obroży, pobiegła na krótkich łapkach w stronę Justina, idącego ku nam. Na widok blondyna, zmarszczył brwi.
- Jestem - mruknął łypiąc groźnie na Matta. - Przepraszam, kolego, masz jakiś problem?
Od razu wyczułam, że atmosfera się zmieniła.
- Nie mam problemu, ja tylko-
- Skoro nie masz problemu, to spierdalaj stąd w poskokach - warknął Justin.
- Wyluzuj, stary - Matt podniósł się z miejsca. - Tylko rozmawialiśmy.
- No jeszcze tego by brakowało, żebyś robił z moją dziewczyną coś więcej niż rozmawianie - fuknął napinając mięśnie.
- Nawet jej nie dotknąłem! - uniósł się niebieskooki.
- Byś tylko, kurwa, spróbował - lekko popchnął go do tyłu.
- O co ci chodzi, co? Nie zrobiłem niczego złego!
- Jus-
- Nie zbliżaj się do niej więcej - syknął. - Nie chcę widzieć cię w pobliżu mojej dziewczyny.
- Dobra, uspokój się, o co tyle szumu, co?
- Kurwa, zejdź mi z oczu w tej chwili, bo zaszumi ci w uszach, jak ci przyjebię.
- Jasne - prychnął. - Do zobaczenia, Ari.
- Cze-
- Do żadnego, kurwa, zobaczenia, frajerze! - zagrzmiał.
Spuściłam wzrok na swoje kolana, a potem na szczęśliwą Esther, która wciąż biegała wokół Justina.
- Kto to był do chuja? Nie mówiłem ci, żebyś nie rozmawiała z nikim, kto nie jest w moim Teamie?
- Mówiłeś - szepnęłam.
- Więc czemu, do kurwy znów mnie nie słuchasz? - warknął. - Idziemy.
Wstałam i powlokłam się za nim, w dłoni trzymając loda.
- Przepraszam - wymamrotałam doganiając go, bo bardzo szybko szedł, pod pachą niosąc małą Esther. - Ale my na prawdę tylko rozmawialiśmy.
- To super, mam nadzieję, że byłaś miła, co? Jak wam się rozmawiało? - syknął.
- Był miły, więc ja też byłam miła - mruknęłam.
- Ekstra, cieszę się, że się dogadujecie. Kurwa.
- Jay - westchnęłam. - Nie denerwuj się.
- Jak mam się nie denerwować? Nie znasz go, więc skąd wiesz, czy nie jest niebezpieczny? Mógł zrobić ci krzywdę! Mógł cię porwać, czy coś!
- Ty już to zrobiłeś - bąknęłam.
- I chwała Bogu, że byłem pierwszy! Nigdy więcej nie chcę widzieć cię z tym kutasem, rozumiesz?
- Tak.
- Tak, co?
- Rozumiem.
- Świetnie, tak ma być.
* * *
Jak chcielibyście by skończyło się Obsession?
CZYTASZ
Obsession / jariana
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ MESSAGE FROM HIM - C-co to? - zapytałam. - Będziesz grzeczna dla mnie? - uśmiechnął się. Nerwowo pokiwałam głową, uchylając usta w panice. - Nie ruszaj się - poprosił łagodnym głosem, łapiąc mnie za łokieć. - Nie chcę tego - odepchnę...