41

13.2K 725 62
                                    

- Cholera - mruknęłam szukając podpasek w łazience.
Że też musiałam dostać okres w ciągu naszego pobytu tutaj. Nerwowo szperałam w szafkach i szufladach, robiąc przy tym trochę hałasu.
Minęło kilka dni od ostatniej burzy. Zrobiło się cicho, a słońce grzało bardziej niż wcześniej. Codziennie, gdy męczył nas upał kąpaliśmy się w zimnym oceanie. Późnymi wieczorami, gdy nie było tak gorąco, a temperatura była idealna (ani za zimno ani za ciepło), siedzieliśmy na plaży, grając w różne gry, jedząc coś lub po prostu rozmawiając.
- Ari! - zawołał z kuchni.
Jęknęłam cicho, ale wyszłam z łazienki.
- Nie ma nic w lodówce. Idę do miasta, idziesz z... wszystko w porządku?
- Nie - bąknęłam siadając na kanapie.
- Co się stało kwiatuszku? - kucnął przede mną i odgarnął moje włosy z ramion.
- Źle się czuję i... - schowałam twarz w dłoniach.
- I?
- Mam okres - mruknęłam. - Skończyły mi się podpaski, została mi jedna.
- Eww. Co cię boli?
- Wszystko - jęknęłam.
- Połóż się, maleńka - pocałował mnie w skroń, a ja ułożyłam głowę na poduszkach. - Przyniosę ci tabletkę.
Obserwowałam jak oddala się ode mnie i idzie do kuchni po tabletki przeciwbólowe.
- Gdzieś tutaj były - mruczał pod nosem przeszukując szafki. - Brałem je wczoraj, ale nie pamiętam gdzie... och, są.
Podgryzłam dolną wargę wlepiając wzrok w jego tyłek. Cholerka. Jeszcze trochę i będzie miał lepszy tyłek ode mnie.
Usłyszałam jego gardłowy śmiech, a po chwili upuścił pudełko z tabletkami. Zmarszczyłam brwi.
- Z czego się śmiejesz?
- Powiedziałaś, że mam fajny tyłek.
Ups.
- Powiedziałam to na głos?
To było że-nu-ją-ce. Od razu zmieniłam się w buraka. Co za wstyd.
- Aw, miśku - zagruchał wracając z tabletką i szklanką wody. - Nie wstydź się.
Jeszcze bardziej mnie zawstydził. Czułam ciepło na twarzy. Wzięłam od niego tabletkę i napiłam się wody.
- Ale wiesz co? - szepnął do mojego ucha głaszcząc mnie po udzie. - Uważam, że masz o wiele seksowniejszy tyłek niż ja.
Uniosłam brwi.
- Co taka zdziwiona jesteś?
- Wróżbita Justin aka największy narcyz przyznał, że ktoś na tym świecie ma lepszy tyłek niż on.
Justin wyszedł do miasta na zakupy, a ja zostałam sama. W tamtej chwili żałowałam, że nie mogłam pooglądać telewizji. Chodziłam po domu, zastanawiając się, co mogłabym porobić, żeby się nie nudzić. Zjadłam ostatniego banana i miałam iść czytać książkę, ale mój wzrok przyciągnęła dwójka chłopaków idących przy brzegu. Spojrzęli w moją stronę i nasz wzrok się spotkał. Matt i Alan.
- O mój Boże - szepnęłam.
Matt mi pomachał, ale nie wydawał się być ucieszony na to spotkanie. Rzuciłam książkę na łóżko i wybiegłam z domku.
- Co ty tutaj robisz? - pisnęłam.
- Tak, ciebie też do... CO TY MASZ NA TWARZY? C-CO TO JEST? - złapał mnie za łokieć patrząc na siniaki.
- N-nic, nieważne. Po co tutaj przyszliście?
- Gdzie jest Justin? - spojrzał za moje ramię na dom.
Mogłabym przysiąc, że zaciskał szczękę.
- Masz kolczyk we wardze? - wypaliłam.
- Nie zmieniaj tematu. Jest w domu? - wyminął mnie, ale w porę złapałam go za nadgarstek.
- Puść mnie, chcę z nim porozmawiać.
- Spóźniłeś się, nie dawno wyszedł do miasta.
- To on ci to zrobił? - spytał Alan wskazując na mój policzek.
- Zgaduję, że zrobił ci awanturę o to, że się ze mną spotkałaś ostatnim razem.
- Nie twoja sprawa, ok?
- Kurwa, Ari, czy ty siebie słyszysz? On cię uderzył!
- Przestań! Nic o nim nie wiesz, nie wtrącaj się w nasze życie, lepiej zajmij się swoim.
- Ari, daj sobie pomóc - warknął. - Chodź.
Złapał mnie mocno za ramie i pociągnął za sobą. Zaczęłam krzyczeć i wyrywać mu się.
- Nie! Zostaw mnie! Nigdzie z tobą nie pójdę!
- Ari, tak będzie lepiej, on może ci znów zrobić krzywdę - odezwał się Alan spokojnym tonem. - To nie jest dobry pomysł, żebyś z nim została.
- Puszczaj dupku - wyrwałam się z rąk Matta i zwróciłam do Alana. - A ty nie waż się mówić mi, co będzie dla mnie lepsze. Sama zdecyduję.
- Chcemy ci tylko pomóc.
- Nie potrzebuję waszej pieprzonej pomocy!
- Potrzebujesz! Jesteś głupia i naiwna, jeśli myślisz, że on się kiedykolwiek zmieni. Jeśli podniósł na ciebie rękę raz, na pewno zrobi to i drugi.
- Zamknij się, to-
- Odejdź od mojej dziewczyny - usłyszałam za sobą.
W naszą stronę szedł Justin z Esther. Był niezwykle spokojny, co mnie zdziwiło. Ściągnął okulary słoneczne i stanął obok mnie. Matt odsunął się o kilka kroków, jednak Alan stał z rękoma w kieszeni nie ruszając się z miejsca nawet o centymetr. Blondyn założył mi na głowę czapkę, ale była trochę za duża, więc opadła mi na czoło, zasłaniając daszkiem widok na chłopaków.
- Po co tutaj przyszliście? Szukacie problemów?
Matt prychnął.
- Tylko ty robisz tutaj problemy, Bizzle - syknął przez zęby kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Bizzle?
- O co ci chodzi?
- O to, że wiem kim jesteś - Matt założył ramiona na klatce piersiowej.
Serce podeszło mi do gardła.
- Szybki jesteś, Sherlocku - Justin zaklaskał. - I wiedząc kim jestem, chcesz mieć ze mną na pieńku, czy co? Bo wciąż nie wiem co robi tutaj twoje dupsko.
- Przyszedłem ci powiedzieć, że nie pozwolę, abyś zniszczył jej życie - wskazał na mnie. - Nie zasłużyła na to. Spójrz, co jej zrobiłeś! Jesteś pierdolonym, damskim bokserem.
Matt chciał podejść do Justina, ale Alan go zatrzymał, za co był mu wdzięczna.
- Ktoś powinien spuścić ci wpierdol, bo tego potrzebujesz. I pamiętaj, że zamierzam wykorzystać to, że komenda jest niedaleko stąd, a ja cię znalazłem. Myślę, że to już czas, żeby Ariana wróciła do domu.
Słysząc to, zakryłam usta. Jay się spiął.
- Czy ty mi grozisz? - spytał Justin.
- Ostrzegam cię.
- Och, w porządku. Ja też cię ostrzegę: jeśli dowiem się, że na mnie doniosłeś kundlom, znajdę cię. I wtedy nie będziemy rozmawiać tak, jak w tej chwili.
- Nie boję się ciebie - warknął Matt. - Lepiej zacznij się pakować, bo wracasz do pierdla.
- Jeśli ja mam się już pakować, to ty kup sobie trumnę - zadrwił. - I jeszcze jedno. Nie chcę widzieć cię nigdy więcej przy mojej dziewczynie, bo obiję ci tę buźkę. Strzałka.
Pociągnął mnie za rękę w stronę domku. Za plecami słyszałam jeszcze zezłoszczonego Matta i Alana próbującego go uspokoić.
- Justin, ja nie wiedziałam, że on przyjdzie. Mówiłam, żeby sobie poszedł, ale on nie chciał-
- Spokojnie, baby girl - pocałował moje kostki u dłoni, a potem otworzył przede mną drzwi. - Wszystko jest ok, tak?
- T-tak.
- Świetnie. Jak się czujesz?
- Lepiej, a ty?
- Może być - wzruszył ramionami. - Kupiłem ci podpaski, ale nie wiem, czy są dobre, nie znam się na tym. Jaki masz rozmiar?
- Rozmiar czego?
Wyglądał zabawnie będąc zakłopotanym. Słodko.
- Umm - podrapał się po karku - no podpasek. Pani w sklepie powiedziała, że te kwadraciki tutaj to rozmiar. Był tylko rozmiar cztery i osiem. Nie wiedziałem jaki masz, więc wziął osiem. Lepiej, żeby były za duże, niż za małe, nie? No chyba, że masz dzie-
- Jay, stop! - zaśmiałam się. - Te podpaski mają tylko dwa rozmiary. Cztery i osiem. A po za tym, czwórka jest na dzień a ósemka na noc. Ilość tych kwadracików oznacza obfitość okresu. Kupiłeś ósemkę, więc są to duże podpaski i mają osiem kwadracików.
- Przepraszam, nie-
- Nie przepraszaj. Jest ok, dziękuję ci - zarzuciłam mu ręce na szyję, całując w policzek.
- Kupiłem też dużo słodyczy i twoje ulubione ciastka.
Słysząc "twoje ulubione ciastka" zrobiło mi się ciepło na sercu. Skąd wiedział jakie ciastka są moimi ulubionymi?
Gdy wyciągnął je z papierowej siatki, położyłam dłoń na sercu.
- Nie jadłam ich tak dawno!
Znów rzuciłam mu się na szyję.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteś cudowny!
Pomogłam mu rozpakować zakupy i nakarmiłam Esther, bo jej miska od karmy świeciła pustkami.
- Chcesz obejrzeć film? - spytał niosąc do salonu czekoladę, ciastka, picie i lody.
Jak tu się nie wzruszyć?
- Kruszynko, czemu płaczesz?
Nie mogłam opanować szlochu. Wybuchnęłam płaczem. Justin rzucił jedzenie na kanapę i podbiegł do mnie. Zaczął wycierać moje łzy, a ja mocno się w niego wtuliłam.
- Aniołku, co się dzieje? Coś cię boli?
Pokręciłam głową.
- Przepraszam, ja po prostu - pociągnęłam nosem - dziękuję, Justin.
- Za co?
- Za wszystko - i znów zaczęłam wyć jak bóbr. - Bo ty tyle dla mnie robisz, dajesz mi tyle miłości, a ja zawsze wszystko psuję! Przepraszam! W ogóle nawet cię nie pochwaliłam, za to, jak się dzisiaj zachowałeś! Ale jestem głupia... Jestem z ciebie dumna, byłeś taki spokojny!
- Kochanie - pocałował mnie w nos. - Zawsze będę cię kochał. I nic nie psujesz, baby girl. Jesteś wspaniała. To ja zawsze zachowuję się jak dupek. Chcę to naprawić. Staram się. No już, nie płacz, maleńka.
- Przepraszam, to chyba ten okres - mruknęłam.
- Chodź, obejrzymy coś.
- Przecież nie mamy telewizora, Jay.
- Jest laptop - wzruszył ramionami.
I rzeczywiście. W torbie, która znajdowała się w szafie znajdował się laptop. Wybraliśmy film razem, a właściwie to bajkę, Mała Syrenka. Moja ulubiona bajka Disneya.

* * *
Typowa kobieta XD

#okresowehistorie


Obsession / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz