29

13.2K 715 97
                                    

- Baby girl - męski, zachrypnięty głos rozbrzmiał przy moim uchu. - Jesteśmy na miejscu.

Przez mniej więcej dwadzieścia minut lotu byłam na maksa podekscytowana, bo nigdy nie leciałam helikopterem, ale po tych dwudziestu minutach to zaczęło robić się nudne, więc przysnęłam. Spałam dosyć długo, bo niebo nie było już tak jasne jak wcześniej, a słońce zachodziło.

- Jak się czujesz? - spytał chowając mi kosmyk włosów za ucho. - Wszystko dobrze?

- Tak - westchnęłam. - A ty? Jak się czujesz?

- Może być, ale jestem głodny.

Dopiero po jego słowach zdałam sobie sprawę z tego, że ja również jestem głodna. Niemalże wyskoczyliśmy z helikoptera. Na zewnątrz wiał lekki wiaterek, który rozwiewał moje włosy we wszystkie strony świata, a ja co rusz je przyklepywałam chcąc przywrócić swoją fryzurę do porządku. Justin z pomocą jednego pilota wyciągnęli nasze bagaże. Wciąż w niezupełnie dobrym humorze blondyn zabrał torby i pociągnął mnie za rękę. Chcąc mu trochę pomóc, wzięłam od niego walizkę na kółkach i plecach. Jedną ze sportowych toreb po prostu ułożyłam na swojej różowej walizce.

- Daleko jest nasz... ee... domek?

- Nie, zaraz tam będziemy - wysilił się na uśmiech.

- Dlaczego jesteś taki zdenerwowany, że nie lecieliśmy samolotem tylko helikopterem? Dużo za niego zapłaciłeś czy-

- Mam dużo pieniędzy - burknął - więc nie o nie tutaj chodzi. Po prostu liczyłem na większe luksusy i wszystko było w porządku, ale temu burakowi coś się pomieszało i zamiast zarezerwować nam samolot, zarezerwował helikopter. Dotarlibyśmy tutaj szybciej, gdybyśmy wsiedli w odrzutowiec, a nie jakieś gówno. Ale chyba nie jesteś zła, co? Następnym razem postaram się bardziej, znajdę coś lepszego.

Następnym razem?

- Dlaczego mam być zła? - zmarszczyłam brwi.

- Latanie normalnym, prywatnym samolotem jest o wiele lepsze, bo jest więcej miejsca, wygodniejsze siedzenia i po za tym chciałem, żebyś miała lepsze warunki-

- Jay - przerwałam mu. - Nigdy nie leciałam ani samolotem, więc nie wiem jak to jest, ale nie mogę narzekać na swój pierwszy lot helikopterem. Podobało mi się - wzruszyłam ramionami.

- Ale samo-

- Justin! - przewróciłam oczami. - Nie narzekaj, dla mnie było w porządku, a tobie nic się nie stało przez jeden lot helikopterem. Nie umarłeś od tego.

- Nie wywracaj na mnie oczami - warknął.

Zacisnęłam zęby, by powstrzymać się od odpyskowania mu. Wiedziałam, że mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Lepiej go nie prowokować, to jak zaglądanie śmierci w oczy.

Domek, w którym mieliśmy mieszkać przez te dwa tygodnie, jako jedyny położony był na plaży, a widoki były na prawdę nieziemskie. Chociaż nigdy nie byłam na Hawajach, to w tym miejscu, było o wiele lepiej niż tam. Ludzi nie było prawie wcale, a woda była idealnie przejrzysta. Na Justinie nie zrobiło to za wielkiego wrażenia, ale na mnie ogromne.

- Tutaj jest tak pięknie - westchnęłam.

- I cicho - mruknął ciągnąc mnie za rękę w stronę małego domku. - Mam dla ciebie małą niespodziankę.

- Niespodziankę? - zmarszczyłam brwi. - Jus-

- Shh - położył na moich ustach swój palec wskazujący. - Rzuć torby na werandę.

Zrobiłam tak jak kazał i położyłam bagaże koło drzwi wejściowych. Justin kluczem otworzył drzwi, a potem wyciągnął do mnie rękę, którą złapałam. Wewnątrz wszystko wyglądało normalnie i całkiem nowocześnie. Zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam donośnie poszczekiwanie. Rozejrzałam się i zauważyłam malutką, czarno-brązową kuleczkę biegającą wokół naszych stóp. Próbowała podgryzać buty Justina, na co z ust wydobył się cichy śmiech. Ukucnęłam przed szczeniakiem i wzięłam go na ręce.

- Jaki słodki! - zapiszczałam, przytulając go.

- To jest Esther.

- Aw - zagruchałam drapiąc psa za uszkiem.

W kuchni stała wielka skrzynka ananasów, na co Bieber wyjaśnił, że na tej wyspie głównie uprawia się ananasy, a sprzedawcy tego domku dorzucili je w bonusie.

- Jest... - podrapał się po karku - są jabłka, banany, winogrona, gruszki, a to... to są...ziemniaki? Ziemniaki z włosami? - skrzywił się.

Wybuchłam śmiechem.

Justin wyciągnął owoc z koszyka. Przecież to kiwi.

- Justin, to jest kiwi - prychnęłam rozbawiona.

- Och - mruknął. - Być może.

- Nie jadłeś nigdy kiwi?

Nie odezwał się, tylko burcząc coś nie wyraźnego pod nosem schował je do środka.

- Justin - szturchnęłam go. - Powiedz, jadłeś?

- Przestań - uśmiechnął się.

- O mój Boże! - krzyknęłam zakrywając usta. - Na prawdę nie jadłeś? Żartujesz!

- Ale zabawne, hahahaha! - zaśmiał się bez humoru.

- Widzisz je pierwszy raz? - zachichotałam uderzając go w żebra łokciem.

- Nie - prychnął z uśmiechem przewracając oczami. - Jesteś głodna?

- Troszkę - przyznałam siadając przy stole.

Lodówka była już zapełniona przez właścicieli tego domku, więc o to nie musieliśmy się martwić. Justin zrobił nam obojgu płatki z zimnym mlekiem, bo na dworze było tak gorąco, że ciężko było oddychać, choć ratował nas chłodny wiaterek ze strony Oceanu Spokojnego.

- Chcesz iść na lody do miasta? - zapytał biorąc ode mnie pustą miskę.

- Tak, chętnie.

- To zbieraj się, ja zadzwonię do Ryana i wracam - oznajmił biorąc z blatu swój telefon.

- Chodź, Esther! - zawołałam do szczeniaka.

Szczekając piskliwie, ma małych łapkach dobiegła do mnie, a ja przypięłam jej smycz do obroży. Ubrałam buty i wyszłam na zewnątrz. Na werandzie wciąż stały nasze walizki, więc puściłam psa i postanowiłam je wtachać do środka. Odetchnęłam z ulgą, gdy pozbyłam się ostatniej ciężkiej torby. Justin schodził po schodach, poprawiając na sobie biały t-shirt.

- Mogłaś je tam zostawić, zająłbym się tym później - mruknął łapiąc moją rękę.

- Już nie musisz - uśmiechnęłam się.

* * *

Dodaję dziś drugi rozdział, bo tak

Obsession / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz