Epilog

14K 752 325
                                    

    Justin usiadł koło mnie na łóżku. Czułam dobrze znane mi pieczenie i ciepło w oczach. Nim się obejrzałam, słone łzy spływały po moich policzkach, kapiąc na prześcieradło. Pociągnęłam nosem i schowałam twarz w dłoniach.
   Dlaczego żadne z nas nie pomyślało o tej cholernej gumce? No tak, byliśmy oboje zbyt zajęci sobą.
   Wstałam z łóżka, pozbierałam ubrania i włożyłam je na siebie. Justin zrobił to samo.
- Ari - zbiegł za mną po schodach.
- Zostaw mnie - bąknęłam.
- Zaczekaj.
   Złapał moją rękę i przyciągnął mnie do siebie. Zamknął w niedźwiedzim uścisku. Chociaż się wyrywałam i krzyczałam, by mnie puścił, to i tak tego nie zrobił. W końcu po prostu zaczęłam płakać w jego koszulkę. Już po krótkiej chwili była cała mokra. Pocierał ręką moje plecy. Przestałam płakać. Gapiłam się w niebo za oknem.
- Kupimy test i za kilka dni sprawdzimy czy jesteś w ciąży - pocałował mnie w głowę.
- Na pewno będę - syknęłam odpychając go od siebie. - Do cholery, Justin, nie zabezpieczyliśmy się, więc nie jest trudno to stwierdzić!
- Skąd wiesz? Może któreś z nas jest bezpłodne?
   Złapałam się za głowę i ignorując słowa Justina, osunęłam się plecami po kuchennych meblach na kafelki.
- Justin, co my teraz zrobimy? - wyszeptałam. - Ja... ja nie jestem gotowa na dziecko! MY nie jesteśmy na nie gotowi!
   Ukucnął przede mną i wziął moją twarz w dłonie.
- Skarbie, spójrz. Ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. Dopóki mnie kochasz-
- Możemy głodować, możemy być bezdomni, możemy być spłukani - dokończyłam za niego cicho.
   Uśmiechnął się. Spojrzałam na niego.
- Poradzimy sobie.

- Weźmy sobie jednego żółwika - mruknął do mojego ucha, podgryzając jego płatek.
- Zwariowałeś? Jego mama się wkurzy i będzie tęsknić!
- Myślisz, że przyjdzie do nas w nocy, żeby się zemścić?
- Przestań, to nie jest zabawne. Kiedy urosną, będą ogromne, nie możemy trzymać go w domu.
- To będzie mieszkał w ogrodzie. Jak piesek. Nikt się nie dowie, że go mamy. Będziemy się nim opiekować. Zostaniemy jego rodzicami. Damy mu imię i będziemy patrzeć jak dorasta. Jak nasz dzidziuś. To mogłoby nas przygo-
- Justin - przerwałam mu. - Czy ty próbujesz mnie przekonać do dziecka?
   Prychnął.
- Ależ skąd! No co ty, jesteś jeszcze taka młoda i w ogóle.
- No, mam nadzieję - burknęłam.

   Wstałam z zimnej podłogi obłożonej białymi kafelkami. Justin uważnie się we mnie wpatrywał. Z zaciśniętymi pięściami i szczęką wyminęłam go.
   Wyszłam na taras. Usiadłam na hamaku i znów się załamałam. Przyszedł Justin. Zajął miejsce tuż obok mnie. Czy on na prawdę nie rozumiał, że nie miałam ochoty na rozmowy? Złapał mnie za rękę i pocałował w kostki dłoni.
- Kocham cię - szepnął.
- Zrobiłeś to specjalnie - powiedziałam drżącym głosem. - Ty... chciałeś tego dziecka.
- Skarbie - zgarnął moje włosy z twarzy. - Nie mogę cię stracić.
- Justin, ja mam osiemnaście lat - głos mi się łamał. - Sama jeszcze jestem dzieckiem.
- Ari, damy sobie radę, zobaczysz.
- Nie! - krzyknęłam wstając. - Nie chcę tego dziecka, rozumiesz?!
- Kwiatuszku-
- Zamknij się! - rzuciłam w niego popielniczką, ale złapał ją. - Nie chcę cię słuchać. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś!
- Kurwa, kocham cię!
- Co z tego! - wrzasnęłam. - I właśnie dlatego postanowiłeś zrobić mi dzieciaka, tym samym do reszty spieprzając moje życie?!
   Złapał mnie mocno za nadgarartki i popchnął na ścianę domu.
- Posłuchaj - warknął. - Kocham cię nad życie, Ari ale wiem, że są ludzie, którzy tego nie zrozumieją i zrobią wszystko by idizolować cię ode mnie. Oni chcą mi ciebie zabrać! Kurwa, zrobiłem to, żeby... żeby nie mogli nas rozdzielić! Dobrze wiesz, że nigdy nie chciałbym źle dla ciebie. Ja po prostu chcę zostać z tobą na zawsze.
- Nie urodzę tego dziecka - syknęłam.
- Co?
- Nie chcę go! Jak wrócimy do domu... Chris na pewno mnie poprze.
- Jak Chris się w to wpieprzy to dostanie po mordzie i tym razem będę miał gdzieś to, jak dużo jego krwi się poleje. A tobie nie pozwolę zabić naszego dziecka.
   Naszego dziecka.
   Dziecka.
   Kurwa, to nawet brzmiało przerażająco.
- Dopilnuje tego osobiście, byś je urodziła bez problemów i komplikacji. Nie ważne czy się na to zgadzasz.
- Super! Czyli wracamy do początku, gdy na wszystko decydujesz za mnie i sterujesz moim życiem? Po prostu zajebiście.
- Tylko na twoje własne życzenie - warknął.
- Własne życzenie? Bachora też mi zrobiłeś na moje własne pierdolone życzenie?!
- Nie nazywaj naszego dziecka bachorem!
- Będę je nazywała jak mi się będzie podobało, a tobie gówno do tego.
- Lepiej uważaj co i do kogo mówisz - powiedział oschle.
   I znowy był głupim dupkiem. Nie mogłam w to uwierzyć. Jedyne, co mogłam zrobić w tamtej chwili, to płakać. I właśnie to zrobiłam. Byłam kompletnie bezsilna.
- Baby girl - wyszeptał całując mnie w ramie. - Nie płacz już, proszę.
   Objął mnie w pasie i zaczął całować mnie po szyi, policzkach, nosie i czole.
- Błagam cię, moja baby girl - oparł swoje czoło o moje. - Daj nam szansę. Daj szansę dziecku. To wszystko nie musi wyglądać tak strasznie, jak to sobie wyobrażasz. We dwoje przeszliśmy już dużo, więc i z dzieckiem damy sobie radę, Ari. Nie traktuj go jak problem. To jest mały człowieczek zbudowany z ciebie i mnie.
- Poprawka, Jay - pociągnęłam nosem - to dopiero będzie mały człowieczek zbudowany z ciebie i mnie.
   Usiadł na hamaku i wyciągnął mnie na swoje kolana.
- Wyprowadzimy się we czworo, bo jeszcze Esther, do jakiegoś małego, przytulnego domku z dala od wkurwiających ludzi. Tam spokojnie będziemy wychowywali naszą małą... ee...
- Lily - szepnęłam.
- Właśnie Lily. A jeśli to będzie chłopiec?
- Jaxon.
- Super. No więc będziemy wychowywali Jaxona, patrząc jak dorasta, jak znajduje sobie dziewczynę, a potem urodzi się Lily i będzie tak piękna po mamusi, że Jaxon będzie musiał odganiać od niej chłopców.
   Justin zebrał wszystkie moje włosy i zgarnął na prawą stronę. Przejechał palcem po taśmie.
- A więc tutaj się schowałeś - mruknął. - Baby girl.
- Podoba ci się?
- Jest wspaniały - cmoknął moją głowę. - Cholernie mi się podoba, kwiatuszku. Na zawsze będziesz moją baby girl, prawda?
- Prawda.
- Powiedz to.
- Będę twoją baby girl na zawsze, Jay.
- Tylko moją - owinął ramiona wokół mojego pasa. - Moja mała dziewczynka.
    Uśmiechnęłam się. Ułożył głowę na moim ramieniu. Zamknęłam oczy.
   Nasz moment został przerwany przez jakiegoś idiotę dobijające się do drzwi. Walił w nie jak oszalały. Wkurzony Justin wstał, a ja powlokłam się za nim jak cień. Po otwarciu drzwi, usłyszałam:
- Witam, Justin Bieber, zgadza się? Zostaje pan zatrzymany pod zarzutem działalności w gangu oraz uprowadzenia Ariany Grande.

* * *

DRAMA HEHE

Nie spodziewaliście się tego, co (napiszcie, że nie, żeby było mi miło XDDDDD)???

Obsession / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz