Rozdział #4

12.6K 541 356
                                    

Nie miałam dobrego dnia... nocy... nieważne, przestało mnie oto obchodzić jakieś dwadzieścia cięć temu. Stół był niewiarygodnie zimny, a na domiar złego moje obecne towarzystwo było... niepożądane, by użyć takiego eufemizmu. Na pewno nie miało to nic wspólnego z faktem, że leżałam naga, przywiązana do ołtarza ofiarnego. Nie, to na pewno nie to. Słowo daję, jeśli to przeżyję, kopnę Neville'a tak, że mu jajca gardłem wyjdą.

Skurwiele nie mieli nawet na tyle jaj, żeby pokazać mi swoje twarze. Wszyscy chowali się za maskami Śmierciożerców. To pewnie znaczyło, że miałam stamtąd wyjść żywa, ale wówczas nie przyniosło mi to pociechy. Szlag, jak tu zimno! No naprawdę, czy stałaby im się krzywda, gdyby rozpalili pieprzony ogień? Moje sutki mogłyby ciąć szkło!

Potem do pokoju weszła ona. Suka, która mnie pojmała... poprawka: suka, na którą zostałam rzucona, żeby tchórzliwa ciota mogła uciec. Bellatrix Lestrange popatrzyła na mnie, ja odpowiedziałam jej hardym spojrzeniem. Nie bałam się... no, prawie. No dobra, prawie narobiłam pod siebie ze strachu, ale nie zamierzałam jej tego pokazywać. W końcu mam swoją dumę.

- Ciągle harda? Myślałam, że dzień w zimnym lochu cię z tego wyleczy. A jak widzimy... na pewno ci zimno. Hahaha! - roześmiała się jak dziewczynka w wieku szkolnym. Trochę niepokojące. A raczej cholernie odrażające!

- Było fajnie i w ogóle, ale wiecie, muszę iść się uczyć na końcowe egzaminy.

Moja odpowiedź spowodowała, że kilkoro z nich się zaśmiało. Suka warknęła na mnie. Warto było. Odpowiedziałam jej uśmiechem. Lestrange uderzyła mnie w twarz otwartą dłonią. Szlag, ta suka potrafi mocno uderzyć... może jednak nie było warto? Czuję się, jakby mój policzek płonął.

- Nikt ci nie dał pozwolenia na odezwanie się, zdrajczyni krwi! - wrzasnął jeden ze Śmierciożerców.

- A co zamierzacie zrobić? Rozebrać mnie i torturować?

- Crucio!

Chwila, przez którą trzymała mnie pod wpływem klątwy, zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Nie krzyczałam jednak... nie dam jej tej satysfakcji. Czułam się, jakby ktoś mnie smażył od wewnątrz. Boli jak diabli... nie polecam.

- Bella, przestań! Czarny Pan ma wobec niej specjalne plany! - blondwłosa kobieta wbiegła do pomieszczenia i odciągnęła różdżkę Bellatrix, jednocześnie zakameleonowała swoją twarz, tak że widziałam jedynie rozmazaną plamę tam, gdzie powinna być jej głowa.

- Ona jest niegodna! To parszywa zdrajczyni krwi!

- Nie nam o tym decydować! Słowo Czarnego Pana jest prawem. Ma być przygotowana na Rytuał, nic ponadto. On chce ją złamać własnoręcznie.

Potem kobieta obróciła się do mnie i rzuciła zaklęcie uzdrawiające. Cudowne uczucie. Nie wiem jak wy, ale ja ją jakby polubiłam. Nie byłam tylko zbyt zadowolona z jej gadania o Rytuale i ponownym spotkaniu z Tomem. Tato zawsze powtarzał, że we wszystkim są dobre i złe strony. Tylko gdzie właściwie jest ta dobra?

- Wy dwoje zostajecie, reszta wypad! - zaordynowała Bellatrix. Posłuchali bez wahania. Wszyscy poza jedną osobą, tą blondynką, która stała obok niej. Bellatrix odwróciła się do niej i paskudny grymas malujący się z reguły na jej twarzy nieco zelżał. Kiedy się odezwała, mówiła delikatnie, niemal z miłością:

- To dotyczy też ciebie.

- Nie.

- Nigdy nie przyjęłaś Znaku. To sprawa między Śmierciożercami. Idź... naprawdę. Nie chcę cię mieć w pobliżu. Upewnij się, że masz alibi, tak na wszelki wypadek. Proszę... idź już.

Harry Potter i Powrót HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz