Cisza przed burzą. Sasha siedziała na łóżku w Gnieździe Huncwotów i czekała, aż medycy dotrą do niej. Wyglądało na to, że potrwa to jeszcze dłuższą chwilę. Inni potrzebowali pomocy bardziej niż ona. Tego wieczoru Śmierciożercy zaatakowali cele w całej Anglii. Departament Przestrzegania Prawa gonił ostatkiem sił, usiłując odeprzeć niebezpieczeństwo. A pokój wypełniały efekty tych wysiłków. Liczba rannych przekroczyła możliwości Św. Munga, a ci, którzy nie pomieścili się w szpitalu, zostali wysłani tutaj. Sasha nie chciała nawet myśleć o tych wszystkich, którzy już stracili tego dnia życie.
Drugie pokolenie Huncwotów odpowiedziało na wezwanie Harry'ego. Starsi ruszyli na pole bitwy i walczyli w obronie Rady Starszych. Młodsi pomagali w opiece nad rannymi. Warzyli i butelkowali eliksiry, na które zapotrzebowanie wciąż rosło. Nakładali leczące balsamy. Niektórzy nawet rzucali zaklęcia uzdrawiające. Jednak wszyscy wypełniali wzorowo postawione przed nimi zadania.
W odległym narożniku Gniazda leżeli polegli. Między nimi Remus i Fleur, służący jako gorzkie przypomnienie, że nawet Huncwoci nie byli nietykalni. Z desperacją nadchodziła nadzieja, a nikt nie wiedział tego lepiej niż Molly Weasley. Siedziała przy łóżku najstarszego syna, przyciskała jego dłoń do wydatnego biustu i dziękowała niebiosom, że oszczędziły jego życie. Spał głęboko i miał się obudzić dopiero za wiele godzin. Dilys się co do tego upewniła.
Była uzdrowicielka bojowa i dyrektorka szkoły rozpoznała wyraz jego oczu, gdy tylko ustawił Fiuu na przyjmowanie rannych wysyłanych ze Św. Munga. Widziała to puste spojrzenie w zbyt wielu oczach, by teraz o nim zapomnieć. Młodzi ludzie ze złamanym sercem, którzy szukają śmierci pod hasłem zemsty za utraconych ukochanych. Dilys nie znała tej dziewczyny, ale nie wątpiła, że gdyby zapytać Fleur, ta chciałaby, żeby jej ukochany żył dalej. W swoim czasie, otoczony miłością przyjaciół i rodziny, Bill to zrozumie. Dilys zawsze uważała, że jej świętym obowiązkiem jest zapewnienie mu tego czasu, nawet jeśli musiała się uciec do lekkiego oszustwa. Nim Bill zorientował się, że przełknął Eliksir Słodkich Snów zamiast spodziewanego eliksiru uzdrawiającego, był zbyt zmęczony, by stawiać opór.
Tonks okazała się większym wyzwaniem. Jej uraz głowy nie zagrażał życiu i prognozy były dobre, ale tak jak Bill podjęła pewne szalone decyzje tego wieczoru. Teraz spała, ale w związku ze wstrząśnieniem mózgu musieli ją co pewien czas wybudzać. Dilys poważnie wątpiła, czy zdołałaby powstrzymać w pełni wyszkoloną auror, gdyby uparła się że chce wyjść, z tego samego powodu co w przypadku Weasleya. Na szczęście Syriusz przywiązał ją do łóżka i oddał jej różdżkę na przechowanie McGonagall, więc nie mogła uciec.
Wicedyrektorka Hogwartu przejęła kontrolę nad Zakonem Feniksa i obecne wydawała rozkazy wszystkim jego członkom. Wszystkim poza Alastorem Moodym i Severusem Snapem. Ten drugi doznał poważnych obrażeń organów wewnętrznych, najprawdopodobniej z powodu długiej ekspozycji na Cruciatus. Przejście przez Fiuu w jego stanie na pewno nie pomogło. Mężczyzna musiał straszliwie cierpieć.
Madam Bones ocuciła i rozwiązała Moody'ego. Niespecjalnie miała na to ochotę, ale desperacko potrzebowała jego doświadczenia i umiejętności w bitwie. Mężczyzna wciąż wierzył, że Dumbledore dawał największą szansę na wygraną w wojnie, nawet po ujawnieniu prawdy o wyczynach dyrektora. Jednak z drugiej strony przez lata stał na straży prawa i porządku. Ludzie umierali, a to zawsze stanowiło jego najważniejszą powinność. W związku z tym Amelia i Alastor zawarli sojusz. Niepewny, ale jednak sojusz, przynajmniej do czasu usunięcia zagrożenia. Potem wszystkie chwyty dozwolone.
- Już czas – oznajmił Syriusz. Ci co mieli ruszyć do walki zaczęli się żegnać z tymi, którzy zostawali pomóc rannym albo ich stan nie pozwalał na udział w bitwie.
CZYTASZ
Harry Potter i Powrót Huncwotów
FanfictionJames zginął, ratując żonę i syna. Mały Harry dorastał pod opieką Lily i Syriusza. Teraz, w wieku 17 lat, świetnie wyszkolony wojownik pojawia się w Hogwarcie, gdzie wstrząśnie czarodziejskim światem w posadach. Animagia, polityka, gobliny i... sukk...