Rozdział #5

12.6K 478 347
                                    

Ginny zmierzała pospiesznie do Pokoju Życzeń. Kilkoro uczniów pomachało do niej, gdy ich mijała. Ledwo to zauważyła. Serce waliło jej tak mocno, że bała się, że lada chwila eksploduje. Właśnie zmierzyła się twarzą w twarz z Albusem Dumbledore... i wygrała. Jasne, miała pomoc i masę szczęścia, niemniej jednak niewielu czarodziejów lub czarownic mogło coś takiego powiedzieć. Odprężyła się dopiero, gdy znalazła się bezpiecznie w pokoju.

Ginny rozejrzała się po pomieszczeniu i uśmiechnęła się. Nie był za duży, wystarczający jedynie dla dwóch osób, by mogły usiąść i porozmawiać. Dwa pluszowe fotele stały przodem do siebie. Pomiędzy nimi stał mały stolik z herbatą i ciasteczkami. Pokój pokrywały ciepłe kolory Gryffindoru i młoda czarownica poczuła się jak w domu.

- Muszę powiedzieć, że zawsze lubiłam ten pokój. Jego magia jest co najmniej niezwykła, ale by pojawić się we własnym ciele... dziękuję ci moja droga. Minęło już jakieś dwieście lat.

Ginny obróciła się błyskawicznie, dobywając różdżki. Stanęła oko w oko nie z portretem, ale z Dilys Derwent we własnej osobie, która parzyła na nią spokojnie. Aprobata w jej spojrzeniu wypełniła Ginny ciepłem do głębi duszy.

- Dobry refleks, moja droga.

Dilys popatrzyła na różdżkę Ginny, wycelowaną w jej twarz, a potem znów spojrzała młodszej kobiecie w oczy. Dopiero wtedy Ginny zdała sobie sprawę, że celuje różdżką w dawną dyrektor Hogwartu.

- Ups, przepraszam – Ginny niezgrabnie schowała różdżkę do futerału.

- Nie przepraszaj, skarbie. W końcu z jakiegoś powodu wszyscy mamy instynkt samozachowawczy. A teraz... wiem, że to próżne, ale czy miałabyś coś przeciwko? – Dilys wskazała na plamy wątrobowe na jej dłoni i Ginny natychmiast zrozumiała.

- Mój wiek ci pasuje?

- Nie, na niebiosa. Wolałabym odpuścić sobie okres dojrzewania, jeśli nie masz nic przeciwko. Jednak jakiś czas zanim wszystko zaczęło mi obwisać byłby świetny.

Ginny zachichotała z żartów byłej dyrektorki. Pomyślała o wieku, który starsza kobieta by zaaprobowała i pozwoliła, by Pokój dokonał reszty. Dilys Derwent okazała się wspaniałą kobietą. Jej przerzedzone siwe włosy zmieniły się w gęste, ciemnorude pukle. Zmarszczki i plamy ustąpiły młodej, nieskazitelnej skórze. Jej piersi dosłownie wskoczyły na swoje miejsce, co wywołało chichot kobiety. Ginny musiała przyznać, że to dość zabawny widok. Dilys najpierw wzięła w ręce biust, a potem pośladki. Uśmiechnęła się szeroko, czując ich jędrność.

- Niech cię Merlin błogosławi, dziecko.

Ginny roześmiała się na głos. Ubrania starszej kobiety nie nadawały się do użytku... nie zdecydowanie niemodne. Ginny pomyślała o profesor Potter i ubraniach, które miała na sobie na uczcie powitalnej – skromnych, ale podkreślających urodę. Ubrania Dilys natychmiast się zmieniły i opięły w strategicznych miejscach.

- Rany! Ale z ciebie laska! – zwołała Ginny. Dilys machnęła ręką, ale spłonęła jaskrawym rumieńcem.

- Naprawdę... sama zobacz.

Duże lustro pojawiło się przed Dilys. Kobieta nie mogła się powstrzymać przed podziwianiem swojego młodego ciała, które spoglądało na nią z lustra.

- Muszę przyznać, że się postarałaś.

- Dziękuję.

- Ale myślę, że wystarczająco długo dogadzałyśmy próżności starej baby. Siadaj, mamy mnóstwo do omówienia.

Kobieta machnęła ręką w stronę foteli. Ginny skinęła głową i zajęła swoje miejsce, tak jak Dilys.

- To czego dokonałaś w biurze dyrektora było po prostu niesamowite. Wyrwanie się na wolność w taki sposób wymaga ogromnej ilości mocy i siły woli. Nigdy wcześniej nie widziałam upiorogacka rzuconego z taką siłą.

Harry Potter i Powrót HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz