Ginny uznała, że to będzie bardzo produktywny dzień. Na pewno nie układał się tak, jak by się spodziewała. Kiedy została wezwana do gabinetu dyrektora spodziewała się, że będzie już tylko gorzej. Jeszcze rok temu nie znalazłaby w sobie siły, by postawić się Dumbledore'owi. Z drugiej strony dziś nie była tą samą osobą co wtedy. Rok temu była słaba, wręcz żałosna. Znalazła się w pułapce życia, którego nie chciała. A jednak nie zrobiła nic, żeby to zmienić.
Bez pytania przyjmowała kłamstwa, którymi ją karmiono. Pogodziła się ze swoim losem, traktując go jako pokutę za to, co zdarzyło się na jej pierwszym roku. Często rzucali jej w twarz te wydarzenia, gdy tylko pokazała jakiekolwiek oznaki niezależności, ośmieliła się myśleć samodzielnie czy choćby wyrazić opinię, której nie podsunął jej ktoś inny.
Tamtej nocy podążyła za Nevillem do Ministerstwa. Wiedziała, że to zły pomysł, ale nie odezwała się słowem. Jak zwykle zaakceptowała swój los jako pokutę za dawne grzechy. Tak, była żałosna, ale co jeśli by z nimi nie poszła? Jeśli nie zostałaby pojmana? Torturowana? Uratowana? Czy stałaby się tą osobą, którą jest teraz? Może jednak z tego wszystkiego wyszło coś pozytywnego...
Nigdy nie spotkałaby Cienia. Jej mrocznego rycerza w ciemnym futrze, jak często żartobliwie nazywała go Tonks. Ale nie przejmowała się tymi żartami. Kiedy się budziła, on tam był, zawsze stał na straży i pilnował jej. Nigdy nie odszedł od jej boku, gdy dochodziła do zdrowia. Kiedy bała się, że będzie pokrytym bliznami paskudztwem, lizał ją uspokajająco. Kiedy nie mogła spać, jego mruczenie stawało się jej kołysanką. Kiedy patrzyła w jego zielone ślepia, widziała bezwarunkową akceptację. A poza tym uwielbiała zanurzać dłonie w jego miękkie futro. Był dla niej jak znajomy kocyk dla dziecka - zapewniał poczucie bezpieczeństwa.
Wychodził tylko wtedy, gdy pani Evans mu kazała. Najczęściej wtedy, gdy trzeba było umyć Ginny albo jej bandaże wymagały zmiany. Siwowłosa kobieta obiecała, że nie pozwoli, by rany Ginny pozostawiły blizny. Przez wiele dni pani Evans aplikowała maść co kilka godzin. Swędziało jak diabli, ale kiedy tylko Ginny myślała o drapaniu się, Cień wskakiwał na jej łóżko i lizał ją po twarzy, aż obiecywała, że więcej nie będzie. Naprawdę o nią dbali.
Zanim Tonks się obudziła minęły trzy dni. Tamtej nocy odniosła naprawdę ciężkie rany. Ginny pamiętała, że powietrze wokół niej zmarszczyło się jak woda. Po chwili przez nie przeleciała, tak jak zaklęcie, które minęło ją o włos. Ginny słyszała szalejącą wokół niej bitwę. Chciała pójść pomóc Cieniowi, ale Tonks bardziej jej potrzebowała. Wtedy dostrzegła wielkiego wilkołaka zmierzającego w jej stronę. Przerażona przetoczyła Tonks na świstoklik. W ostatniej chwili nim Tonks zniknęła, została od niej odciągnięta.
To co wydarzyło się potem przetrwało w jej wspomnieniach jako oderwane od siebie fragmenty. Była ciągnięta z powrotem do strasznego budynku. Wielka łapa ze szponami wokół jej szyi. Paskudny oddech wionący jej w twarz. Coś, co wyglądało jak czarny wilkołak, ale jednak wydawało się czymś innym, z pazurami wokół szyi Lestrange. Ciepłe futro osłaniające jej nagie ciało od nocnego chłodu, gdy drzewa uciekały w pędzie obok niej. Drzwi rozpadające się na kawałki, a potem wrzask kobiety. I zapadła ciemność.
Obudziła się w wygodnym, ciepłym łóżku. Ból, jej nieodłączny towarzysz odkąd została uprowadzona, zmniejszył się znacznie. Wielka pantera spokojnie stała przy jej łóżku i obserwowała ją. Jej pomruk uspokajał ją i pocieszał. Wiedziała instynktownie, że to jej obrońca. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła się naprawdę bezpieczna.
Nie chciała iść, kiedy Lupin przybył, żeby zabrać ją do domu. Jedyny pozytyw z tego wszystkiego to sposób, w jaki traktował Tonks. Pewnie to, że niemal ją stracił, pomogło mu zebrać się w sobie. Oczywiście Tonks była przeszczęśliwa. Ginny nie bardzo. Chociaż jej rodzina była fantastyczna, odrobinę za bardzo nad nią wisieli. Noce były najcięższe. Nadeszły koszmary, gorsze nawet niż po Komnacie Tajemnic. Tak okropne, że w ogóle przestała sypiać. Odsunęła się od swojej rodziny. Jak mogła im powiedzieć? Jak oni mogliby to w ogóle zrozumieć?
CZYTASZ
Harry Potter i Powrót Huncwotów
FanfictionJames zginął, ratując żonę i syna. Mały Harry dorastał pod opieką Lily i Syriusza. Teraz, w wieku 17 lat, świetnie wyszkolony wojownik pojawia się w Hogwarcie, gdzie wstrząśnie czarodziejskim światem w posadach. Animagia, polityka, gobliny i... sukk...