Rozdział #57

3.3K 208 11
                                    

- Musiałam włożyć majtki, bojowe, a co myślałeś? – odparła Hesta z mrugnięciem, a potem okręciła się i usiadła za nim na miotle. Molly stwierdziła, ze ten komentarz był wysoce niestosowny. A jeszcze większy niesmak wywołało w niej miejsce, na którym spoczęła dłoń goblinki. Zauważyła też, że bliskość goblińskich szponów i krocza jej syna nie wywołała żadnego niepokoju u Freda.

- Przecież nie nosisz majtek – odparł Fred, ignorując wściekłe spojrzenie matki. To była jego kochanka i jego wybór. A jeśli Matce się nie podobał, to już jej problem.

- Nazywasz mnie kłamcą? – rzuciła Hesta tonem, który mógł oznaczać tylko jedno.

- Udowodnij – zażądał Fred z uśmiechem, wiedząc że czeka ich kolejna z tych nocy.

- FREDZIE WEASLEY! – zapiszczała Molly.

- Później, kochanku – powiedziała żartobliwie Hesta i zwróciła się do Molly: - Postaraj się nie wpaść ponownie w łapy wroga. A teraz przepraszam. Ten tu ogier musi zrzucić mnie na głowę olbrzyma, żebym pokazała mu, że wielkość można dostać również w małych opakowaniach.

Molly nie miała pojęcia co na to odpowiedzieć. Zanim zdążyła się jeszcze bardziej zirytować, od strony grupy trolli dobiegł donośny ryk. Dostrzegła, że kilka martwych bestii zaścielało ziemię. Wielki troll zatoczył się w tył, ściskając gardło, z którego tryskała posoka. Dopiero wówczas Molly dojrzała błysk srebra. Trolle padały jeden za drugim, a oczom Molly ukazał się stwór, którego nigdy wcześniej nie widziała. Pokrywała go krew trolli i srebrne futro. Na głowie bestii powiewała czupryna znajomych rudych włosów.

Molly wiedziała, że powinna bać się stwora, ale z jakiegoś powodu czuła się bezpieczna w jego pobliżu. Pełne wdzięku ruchy, którymi atakował trolle i wycofywała się, miały w sobie coś ze sztuki. Walczył zaciekle i Molly nie zadziwiała się widząc, że wkrótce tylko on pozostał na placu boju. Wtedy spojrzał w jej kierunku. Nawet z tej odległości Molly czuła, jak stworzenie zagląda w głąb jej duszy. Pragnęła odwrócić wzrok, a jednak nie mogła się do tego zmusić. Pochłonęło to cała jej uwagę i nie zwróciła uwagi na pyknięcie, które towarzyszyło aportacji za jej plecami.

Molly nie spuszczała wzroku z srebrnego stwora, a ten zaryczał i zaatakował. Poruszał się tak szybko, że przypominał rozmazaną srebrną smugę, ciągnącą się od miejsca gdzie stał, do punktu, w którym znajdowała się Molly. Matriarchini Weasleyów wiedziała, że powinna uciekać ale z jakiegoś powodu nie mogła oderwać oczu od srebrnej, kotowatej postaci. Stwór zatrzymał się centymetry od niej z łapami wyciągniętymi nad jej ramionami. Molly wciągnęła gwałtownie powietrze i powiodła wzrokiem za łapami. Ujrzała, że pazury stwora wbijają się z maskę Śmierciożercy, który pojawił się tuż za nią. Mroczny czarodziej wrzasnął, gdy przez jego głowę przebiegły błyskawice, generowane przez niezwykłego stwora. Dopiero gdy wróg padł martwy, kocie oczy spojrzały na Molly. Brązowe tęczówki pulsowały elektrycznością i magiczną mocą. Molly znów poczuła, że jest osądzana.

- Dzie... dziękuję – wyjąkała, a oczy jej wybawcy na moment złagodniały. Potem chwycił kobietę i wszystko stało się srebrną smugą. Kiedy Molly zdołała skupić spojrzenie, znalazła się w pobliżu miejsca, w którym walczyli Artur i Charlie. Zakręciło jej się w głowie i była blisko utraty kilku ostatnich posiłków. Zanim zdołała dojść do siebie, jej obrońca zniknął.

Daphne posłała kulę ognia w stronę najbliższego olbrzyma. Wrzasnął coś niezrozumiałego i uderzył ją maczugą, przypominającą pień drzewa. Pył i kamienie pofrunęły na wszystkie strony, ale gdy olbrzym uniósł maczugę, dziewczyny nie było. Rozglądał się tępo, szukając ofiary gdzieś na ziemi. W tym czasie ryś wbiegł po maczudze i jego ramieniu. Próbował zgnieść ją jak robaka, ale ona była za szybka, a on zbyt niezgrabny. Hellcat szybko dotarła do względnie bezpiecznego miejsca między jego łopatkami. Tam, poza jego zasięgiem, przybrała formę hybrydową. Jej futro stanowiło mieszaninę złotych i bursztynowych plam. Uszy zaostrzyły się na końcach, źrenice przybrały pionowy kształt, a pod skurczonym nosem wyrosły wąsy. Złote pukle włosów Daphne powiewały na wietrze.

Hellcat pokazała, że jest godna swego imienia. Wyskoczyła w górę, obróciła się w powietrzu i wylądowała na twarzy olbrzyma. Brutalnie machnęła pazurami i wyrwała lewe oko z oczodołu. Wykonała przewrót w tył i zeskoczyła z twarzy na ułamek sekundy, nim w to miejsce potężnie uderzyła olbrzymia dłoń. Jakaś ręka zgarnęła ją z powietrza i posadziła na miotle.

- Podwieźć cię, Blondi? – spytał George przez ramię. – Wyglądasz naprawdę seksownie w tej postaci, wiesz?

- Pobawimy się później – wymruczała mu Hellcat do ucha, a jego przebiegł dreszcz. – Zostały ci jakieś granaty?

George wręczył jej jeden, za co odwzajemniła mu się żartobliwym skubnięciem ucha. Olbrzym wył z bólu i na próżno machał maczugą, usiłując dosięgnąć napastników. To przyciągnęło uwagę innego olbrzyma, jednak ranny i spanikowany stwór rozbił maczugą czaszkę pobratymca. George i Hellcat krążyli nad nim. W końcu Hellcat zeskoczyła z miotły wprost na jego głowę. Kiedy olbrzym próbował po nią sięgnąć, Hellcat wepchnęła granat prosto w oczodół i zeskoczyła z głowy. Wylądowała niczym kocica, a z oczu, uszu i nozdrzy olbrzyma buchnęły płomienie. Ziemia zadygotała pod ciężarem padającego olbrzyma, ale Hellcat nie zwróciła na to większej uwagi. Udało jej się dopaść dwóch na raz, więc został już tylko jeden.

Hesta wspinała się po plecach ostatniego olbrzyma, używając jego długich włosów jak liny. Zatrzymała się, gdy jej stopy znalazły oparcie na wałku skóry na karku. Jak na razie olbrzym nie wiedział nawet, że ona tam jest. Dla niego była jedynie nieznośną muchą. Hesta zamierzała to zmienić. Wyciągnęła miecz i wbiła mu go w kark. Gruba skóra zapobiegła głębokiej ranie, ale nie zaskoczyło jej to, podobnie jak fakt, że miecz utknął w grubej skórze. To ostrze nigdy nie poradziłoby sobie z takim potworem i nie to było jej intencją.

Hesta mocno chwyciła olbrzyma za włosy i kopnięciem oddaliła się od jego szyi. Odleciała spory kawałek, a potem wróciła w miejsce, z którego wyruszyła, niczym na huśtawce. Tym razem kopnięciem wbiła miecz nieco głębiej, bliżej kluczowego węzła nerwowego, który był jej prawdziwym celem. Znów rozpędziła się i kopnięciem wbiła miecz jeszcze głębiej. To wreszcie przyciągnęło uwagę olbrzyma. W swojej głupocie próbował rozgnieść irytującego go robaka. Fred podleciał na miotle i ściągnął swoją kochankę z olbrzyma, który uderzeniem zakończył jej robotę.

Wielki stwór runął z hukiem. Hesta zeskoczyła z miotły Freda i wylądowała na olbrzymie, by wyciągnąć miecz z jego szyi. Leżał bezradny i sparaliżowany, a trucizna, którą powleczony był miecz Hesty, zmierzała powoli do jego serca.

Na widok upadku trzech olbrzymów obrońcy zaczęli wiwatować, ale szybko umilkli, gdy na placu boju zjawił się Voldemort z zastępem dementorów. Podszedł do brzegu Czarnego Jeziora i powiedział coś w mowie węży. Ku przerażeniu obrońców, z wody wyłoniła się horda inferiusów. Ci ze zwolenników Czarnego Pana, którzy byli w stanie, zgromadzili się wokół swojego władcy. Druga strona również się przegrupowała. Utworzyły się dwie linie bojowe, a to co nastąpiło później przeszło do historii jako Okrzyk Wolności. Było to miejsce, w którym odważni i wyczerpani bitwą Huncwoci wznieśli ostatnią redutę.

Harry Potter i Powrót HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz