Augustus Rookwood od razu wiedział gdzie jest diadem. Nie marnował czasu na gapienie się na masę przedmiotów zgromadzonych w skrytce jego pana. Jego ludzie robili to za niego. Idioci. Przez lata Voldemort zebrał pokaźną kolekcję mrocznych artefaktów. W trakcie swoich podróży dotarł do najdalszych zakątków świata i było to widać.
Trudno było zwalczyć pokusę schowania czegoś do kieszeni, ale Rookwood wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Jego pan zabiłby powoli każdego, kto poważyłby się coś mu ukraść. Widział go w akcji zbyt wiele razy, by zrobić coś tak idiotycznego. A jeśli ktoś z jego ludzi był takim głupcem, by spróbować… no cóż, ciekawe ile będzie w stanie wytrzymać. Przebaczenie nie było słowem, które przychodziło do głowy na myśl o jego panu.
Właśnie dlatego pomaszerował prosto ku miejscu ukrycia najcenniejszej własności jego pana, ignorując wszystko wokół. Nie chciał, by jego uwagę odciągało coś, za co mogła go spotkać bolesna egzekucja. Jeśli by się rozejrzał, mógłby zobaczyć, że obserwują ich dwa skrzaty domowe. Jeden odziany był w garnitur, drugi w suknię wieczorową, na obu naszyto herb Rodu Potterów.
Duncan i jego życiowa partnerka Vonda patrzyli w milczeniu jak butolizy, jak lubił ich nazywać pan Harry, przeszukiwali skrytkę. Powstrzymywali swój gniew na to złodziejskie nasienie, bo ich obecność była złem koniecznym. Pan Harry określił jasno co mają zrobić.
Vonda powoli ujęła swojego partnera za rękę. Uśmiechnęła się lekko. Każde dotknięcie go powodowało u niej dreszcze na całym ciele. Duncan nieco się rozchmurzył, czując jej dotyk, choć nie spuszczał wzroku z celu.
Przez pięć pokoleń był osobistym skrzatem Lorda Pottera, tak jak Vonda dla Lady Potter. Wyszkolono ich inaczej niż inne skrzaty domowe. Znali świetnie wszystkie aspekty czarodziejskiej etykiety i socjety, lepiej nawet niż wielu członków Wizengamotu.
Większość czarodziejskich arystokratów nie zwracało uwagi na skrzaty domowe, chyba że czegoś potrzebowali. Lord Alexander Potter często wykorzystywał to podczas uroczystych kolacji i dzięki temu zgromadził większość swojego bogactwa. Wiele tajemnic ujrzało światło dzienne dzięki rozluźnionych po dobrym winie arystokratach, którzy powinni zwracać baczniejszą uwagę na usługujące im istoty. Duncan z zadowoleniem przyjął, że pan Charlus zakazał im kontynuowania tych praktyk. Czuł się wtedy bardzo nietaktowny.
- Ogrzewałeś moje łoże przeszło stulecie, moja miłości – Vonda mówiła cicho, ale spokojnie. Duncan uścisnął jej dłoń delikatnie, na znak, że usłyszał. Wiedział, że ta rozmowa nadchodzi i postanowił pozwolić jej powiedzieć wszystko co chciała. – W tym czasie widziałam, jak służysz i opiekujesz się pięcioma pokoleniami Potterów. Widziałam, jak uśmiechasz się nad nowo narodzonymi, martwisz się dokonywanymi przez nich wyborami, uspokajasz ich, gdy szykowali się do związania z partnerami życiowymi i płaczesz nad ich grobami. Powiedz mi, dlaczego uważasz, że teraz musisz za nich umrzeć?
- Pan Harry mnie o to nie prosił. To mój wybór. On nic o tym nie wie.
- Nie zaaprobowałby tego.
- Wiem to, moja miłości. Ci skurwiele odebrali panu Charlusowi jego życie, a panu Jamesowi zaszczyt dzielenia ciepłego łoża z jego partnerką i obserwowania dorastania jego potomka. Przez szesnaście lat słyszeliśmy, jak jego portret łka nad tą stratą.
Vonda pochyliła głowę zawstydzona. Przywykła już do tego. Wypchnęła to ze świadomości, tak jak robi się to ze skrzypieniem luźnej klepki w parkiecie. Jednak dla jej partnera było to za każdym razem jak sztylet wbity w serce. Nie potrafiła zliczyć ile bezsennych nocy spędził rozmawiając z portretem Jamesa Pottera. Nigdy nie pytała o czym rozmawiają. To była ich prywatna sprawa i z szacunku powstrzymywała się od wścibstwa.
CZYTASZ
Harry Potter i Powrót Huncwotów
FanfictionJames zginął, ratując żonę i syna. Mały Harry dorastał pod opieką Lily i Syriusza. Teraz, w wieku 17 lat, świetnie wyszkolony wojownik pojawia się w Hogwarcie, gdzie wstrząśnie czarodziejskim światem w posadach. Animagia, polityka, gobliny i... sukk...