Rozdział #34

8K 314 177
                                    

- Dzień dobry wszystkim. Jak zapewne wszyscy już wiecie, dziś w Hogsmeade Ministerstwo organizuje ceremonię wręczenia odznaczeń, by uhonorować obywateli, którzy walczyli na Ulicy Pokątnej przeciwko siłom Voldemorta kilka dni temu – wielu uczniów i członków grona pedagogicznego wzdrygnęło się na brzmienie tego imienia, ale Dumbledore niewzruszenie kontynuował: - Z wielką radością oznajmiam, że dwójka naszych uczniów dostąpi dzisiaj zaszczytu otrzymania Orderu Merlina. Stanęli w obronie tego co słuszne w obliczu wielkich przeciwności, a ich postawa daje bardzo dobre świadectwo o nas wszystkich. Jeden z uczniów niestety ucierpiał z powodu nagłej śmierci członka rodziny i nie ma go tu z nami. Drugą uczennicę znacie całkiem dobrze. Zawsze reprezentowała ideały Domu, do którego została przydzielona i zasłużenie pełni rolę prefekta, w której spisuje się znakomicie. Tak więc proszę wszystkich o gorące, hogwardzkie gratulacje dla naszej prefekt Ginewry Wesley! – zakończył Albus i sam zaczął klaskać.

Ponad dwie trzecie obecnych w Sali wstało, by oddać honory Ginny. Wśród nich zaskakująco liczni Ślizgoni. Spośród nich najgłośniej klaskała Daphne Greengrass. Równie entuzjastyczna była tylko profesor McGonagall. Surowa nauczycielka złamała tradycję i uśmiechnęła się promiennie do jednej z ulubionych uczennic.

Ginny powoli, nieco niepewnie podniosła się z miejsca. Wolałaby nie stać w centrum uwagi, ale musiała przyznać, że podoba jej się uznanie. Żałowała tylko, że nie ma przy niej Harry'ego, który mógłby to z nią dzielić. Hermiona uściskała ją jako pierwsza, a Ron raz za razem wykrzykiwał „To moja siostra!". Ginny zerknęła ku stołowi nauczycielskiemu. Syriusz pokazał jej kciuk w górę z charakterystycznym, krzywym uśmiechem. McGonagall podskakiwała na palcach jak rozentuzjazmowany pierwszak. Ginny aż roześmiała się na ten widok. Dumbledore ukłonił się jej lekko z szacunkiem. Wiedziała, że próbuje jej się podlizać. Nie kupowała tego nawet na moment, ale odpowiedziała skinieniem głowy. Nie zamierzała pozwolić, żeby manipulacje starca zepsuły jej tę chwilę. Potem zerknęła przez ramię na stół Ślizgonów, w samą porę żeby ujrzeć, jak Tracy głośno gwiżdże. Stojąca u jej boku Daphne uniosła brew, a potem mrugnęła z chytrą miną. Ginny odpowiedziała tym samym, kiedy przyskoczyła do niej Luna zza stołu Krukonów. Złapała Ginny w ramiona i uściskała tak mocno, że odcięła jej dopływ powietrza. Przez kolejnych kilka minut wszystko rozpłynęło się w potoku poklepywań, uścisków i gratulacji, aż wreszcie Dumbledore przywołał wszystkich do porządku.

- Tak, tak, świetna robota, panno Weasley. Jestem pewien, że wielu spośród was pragnęłoby znaleźć się tam, gdy panna Weasley będzie odbierała nagrodę, ale w związku z niebezpieczeństwami, które może przyciągnąć podobne zgromadzenie, muszę nalegać, żeby nikt z pośród was nie brał udziału w uroczystości – dodał Albus, udając troskę. Wielką Salę znów wypełniły okrzyki uczniów, ale inaczej niż kilka minut temu, wyrażały one niezadowolenie. Tym razem to McGonagall uciszyła zebranych.

- Już wystarczy! – zganiła uczniów, po czym zwróciła się do dyrektora: - Albusie, z tego co wiem paragraf 983 ustęp 3 statutu szkoły mówi, że uczeń może udać się na taką uroczystość, jeśli członek rodziny odbiera wyróżnienie, pod warunkiem, że znajdzie się pod opieką rodzica bądź opiekuna. Jeśli dobrze pamiętam, ty sam wpisałeś tam ten ustęp – dodała McGonagall, tylko po to, żeby go rozwścieczyć. Sądząc po skwaszonej minie dyrektora, udało jej się to idealnie. Tracy usłyszała jak Daphne mamrocze pod nosem „Dobra jest" i musiała się zgodzić z najlepszą przyjaciółką. Dyrektor został zaatakowany za pomocą swoich własnych reguł.

- Owszem, Minerwo, ale do ceremonii pozostała niespełna godzina. Zdąży się zakończyć, nim sowy dotrą do rodziców – odparł Dumbledore, pewien, że pokonał kolejną przeszkodę.

- Częścią moich obowiązków jako wicedyrektorki jest przewidywanie takich problemów i zapobieganie im. Sowy zostały rozesłane dwa dni temu. Mam przy sobie listę uczniów, którzy udadzą się na uroczystość. Ich rodzice powinni pojawić się lada moment – powiedziała z uśmiechem Minerva, wręczając Albusowi pergamin ozdobiony pieczęcią Rady Nadzorczej. Wiedział, że sprawa jest już poza jego zasięgiem. Usiłując zachować twarz przywołał fałszywy uśmiech i zgodził się z McGonagall, nawet jeśli to było ostatnie czego rzeczywiście pragnął. Czasami ta kobieta była aż zbyt skuteczna w swojej pracy. Minerva skrzywiła się, widząc jego grymas i pokazała, że wydarzenia poprzedniego dnia nie zostały mu zapomniane.

Harry Potter i Powrót HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz