Wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie Ginny miała wrażenie, że ogląda to w spowolnionym tempie. Nie była pewna czy to sen czy jawa. Wszystko wokół niej się rozmyło, a jej ruchy wydawały się jej powolne i niezgrabne. To było gorsze niż jej koszmary o Komnacie, gorsze niż te chwile, gdy tkwiła przywiązana do ołtarza, kiedy nie mogła nic poradzić na to, co ją spotyka. Teraz mogła się ruszać... mogła z tym walczyć. A jednak jej ciało ruszało się, jakby była pięć kroków za wszystkim innym. Fortuna śmiała jej się w twarz. Suka!
Ginny usłyszała inkantację zaklęcia śmierci. Podniosła głowę i ujrzała, jak zielona klątwa wylatuje z czubka różdżki Śmierciożercy. Słyszała, jak jej serce wali w piersi niczym grom. Popatrzyła na swoich braci. Fred złapał Hestę i przetoczył się na nią, próbując chronić goblinią wojowniczkę. George złapał Ginny w objęcia i okręcił ją, by znaleźć się między nią i klątwą.
- NIEEEEEE! - wrzasnęła Ginny, ale ten dźwięk dochodził do niej dziwnie stłumiony. Usiłowała się wyrwać, ale jej brat na to nie pozwolił. Trzymał mocno. Przyszło jej do głowy, że może skóra bazyliszka z płaszcza Harry'ego zdołałaby zatrzymać klątwę. Małe szanse... nie, wiedziała, że to nie zadziała. Nie obchodziło jej to. To i tak lepsze niż patrzenie na śmierć brata. W końcu Śmierciożercy przyszli tu po nią.
- Gin-Gin - słowa George'a sprawiły, że zamarła. Brzmiały tak spokojnie, że wydawało się, że nie wyszły z ust George'a. Popatrzyła mu w oczy i ujrzała spokojną rezygnację, zabarwioną jednak determinacją. Patrzył na nią z całą miłością, jaką można czuć do siostry. Nie żałował. Było to wypisane na jego twarzy. Nie była pewna, czy zniesie widok życia opuszczającego te oczy, ale musiała wyrazić całą swoją miłość do niego w swoim spojrzeniu. Tylko tyle im zostało.
Światło klątwy stawało się coraz mocniejsze. Nadciągała, by odebrać George'owi życia. A Fortuna wybrała tę chwilę, by udowodnić, że jednak nie jest suką bez serca. Potężna, niewidzialna siła uderzyła w nich z boku tak mocno, że wpadli z impetem na ścianę.
Śmierciożerca zaklął, widząc, że klątwa minęła swój cel, ale zaraz wrzasnął cierpiętniczo. Ginny nie była pewna co się właściwie stało, ale nie zamierzała dzielić włosa na czworo. Nie wiedziała czemu Śmierciożerca wrzeszczał, jakby go obdzierano ze skóry i szczerze mówiąc miała to gdzieś. Zasłużył sobie, gnida.
Śmierciożerca zaczął unosić się nad podłogę, a jego ręce i nogi pozostawały ściśnięte. Rozbrzmiał trzask pękających kości, któremu wtórowały wrzaski mężczyzny. Początkowo nikt nie zauważył drobnej postaci stojącej za mężczyzną i skrytej w cieniu. Kiedy ich zbawca wyszedł na światło, Ginny westchnęła z ulgą. Duncan skinął jej głową, a ona podziękowała mu bezgłośnie. Potem skrzat przeniósł swoją uwagę na Śmierciożercę. Jego wyciągnięta dłoń zacisnęła się w pięść i każda kość w ciele mężczyzny implodowała. Głowa Śmierciożercy zapadła się w jego pierś. Potem nastąpiła cisza. Machnięciem dłoni Duncan odrzucił trupa w dół korytarza.
- Cholera jasna! - powiedzieli chórem bliźniacy. Ginny i Hesta pokiwały głowami, zgadzając się z tą oceną sytuacji. Po chwili Ginny doszła do siebie i zasypała Georga lawiną ciosów pięściami.
- Ty durny... nadopiekuńczy... kretynie... jeśli jeszcze... kiedykolwiek... to ja ci... - każdemu słowu akompaniowało uderzenie, żeby mogła mieć pewność, ze coś dotarło do tego jego zakutego łba. Nie podobało jej się, że głos drży jej z nadmiaru emocji, ale niewiele mogła z tym zrobić. George został sprawnie wylewitowany na podłogę i odstawiony poza zasięgiem jej ataku przez Duncana.
- Czy ten człowiek niepokoi panią, pani Ginny?
Ginny potrzebowała kilku chwil, żeby opanować emocje. Dalej chciała go parę razy uderzyć. Zamiast tego wzięła głęboki oddech i odpowiedziała Duncanowi:
CZYTASZ
Harry Potter i Powrót Huncwotów
Fiksi PenggemarJames zginął, ratując żonę i syna. Mały Harry dorastał pod opieką Lily i Syriusza. Teraz, w wieku 17 lat, świetnie wyszkolony wojownik pojawia się w Hogwarcie, gdzie wstrząśnie czarodziejskim światem w posadach. Animagia, polityka, gobliny i... sukk...