Ginny wiedziała, że wkrótce będą musieli porzucić miotły. Nie potrafiła sobie wyobrazić jakim cudem pierwsi czarodzieje i czarownice latali na takich zwykłych miotłach. Poruszały się z prędkością ślimaków, miały gównianą manewrowość, a pozostawanie półtora metra nad ziemią wyczerpywało jej rezerwy magiczne w błyskawicznym tempie. Trzeba jednak przyznać, że spełniły swoje zadanie. Udało im się wymknąć bezpiecznie z pomieszczenia, przy okazji zdejmując dziesięciu skurwieli. I co ty na to, Dumbledore?
- Wypasiona sztuczka, Gin-Gin – powiedział George, gdy Ginny wylądowała koło niego.
- Tak, gdzie się jej nauczyłaś? – zawtórował Fred, lądując z jej drugiej strony.
- Jak się terminuje u McGonagall to się podłapuje kilka sztuczek. W końcu to Mistrzyni Transmutacji – odpowiedziała im Ginny, wyglądając za róg. Widząc, że jest bezpiecznie, ruszyła korytarzem z braćmi u boku. Może i słuchali jej rozkazów, ale i tak zachowywali się nadopiekuńczo. Byli słodcy… wkurzający, ale słodcy.
- Chyba powinniśmy ruszyć do głównego wyjścia.
- Nam pasuje – odpowiedzieli chórem bliźniacy.
- Miejcie proszek ciemności w gotowości. Nie wiemy ilu tych skurwieli się tam czai. Najlepiej będzie w miarę możliwości unikać walki.
- A od kiedy Ginny Weasley…
- … ucieka przed walką?
- Nie powinniście zadawać pytań, na które nie chcecie znać odpowiedzi – odparła z goryczą. Natychmiast zrozumieli, że odnosi się do jej pojmania przez Lestrange. Malfoy wspomniał, że chce ją podarować Voldemortowi.
George spojrzał na brata ponad głową Ginny. Fred skinął głową. Czegokolwiek tamci chcieli od jej siostry, bliźniacy zginą, nim pozwolą, by coś jej się stało. Cała trójka szła długim korytarzem. Ginny cieszyła się, że nie próbują z niej wyciągnąć więcej informacji na ten temat. Tej rozmowy pragnęła uniknąć za wszelką cenę.
═══════════════════
Tonks pojawiła się na Ulicy Pokątnej jako pierwsza z aurorów. Otrzymała rozkaz sprawdzenia zgłoszeń. Sądząc po ilości patronusów napływających do Ministerstwa, najprawdopodobniej Śmierciożercy demolowali sklepy w ramach demonstracji siły albo w odpowiedzi na działania jej kuzyna poprzedniego dnia.
W przeszłości Śmierciożercy z reguły wynosili się za pomocą świstoklików lub teleportacji gdy tylko na miejsce przybyli aurorzy. Oczekiwała, że zaraz będzie po wszystkim. Jednak kiedy zjawiła się na miejscu, zorientowała się, że tym razem nic z tego. Ktoś ustawił osłony antydeportacyjne. Kończyły się tuż za głównym wyjściem. Ludzie pędzili masowo ku Dziurawemu Kotłowi. Matki przyciskały dzieci do piersi i uciekały w panice. Niektórzy padali na ziemię i byli tratowani. Z braku lepszego słowa należy to określić jako masową histerię.
Tonks wiedziała, że nie ma opcji, żeby ona i inni aurorzy dostali się na Ulicę Pokątną tą drogą. Na szczęście była jeszcze inna. Drugie wejście, z którego korzystali, pozwoliło im wyjść w okolicy Esów-Floresów. Ujrzeli scenę rodem z kiepskiego mugolskiego filmu klasy B. Trolle ściekowe wyłaziły z ogromnej dziury na środku ulicy. Kroczyły drogą i atakowały wszystko co się rusza. Z dachów spadały gargulce, które pikowały ku ziemi, żeby chwycić ofiary w szpony. Na schodach do Gringotta czyhał pluton orków, gotowy zabić każdego kto spróbuje wejść do banku lub go opuścić. Na niebie wisiał Mroczny Znak.
Tonks instynktownie cisnęła klątwą w gargulca. Trafiony mroczny stwór wypuścił swój niedoszły posiłek i umknął na dach budynku. Mały chłopiec spadł z przeszło trzech metrów. Tonks popędziła do niego, a jeden z aurorów delikatnie opuścił go zaklęciem lewitacji.
CZYTASZ
Harry Potter i Powrót Huncwotów
FanfictionJames zginął, ratując żonę i syna. Mały Harry dorastał pod opieką Lily i Syriusza. Teraz, w wieku 17 lat, świetnie wyszkolony wojownik pojawia się w Hogwarcie, gdzie wstrząśnie czarodziejskim światem w posadach. Animagia, polityka, gobliny i... sukk...