Rozdział #27

9K 330 78
                                    

Alecto Carrow podziwiała wyczarowaną przez siebie Szatańską Pożogę, która przybrała kształt kobry i owijała się wokół mugolskiego domu. Za kilka chwil budynek i wszystko co się w nim znajduje, będzie nie do odratowania. Wtedy jej zadanie będzie zakończone.

Uznała, że to była udana noc. Odkryła informacje o Narcyzie i Potter, za które Czarny Pan z pewnością hojnie ją wynagrodzi. Jej pozycja w Wewnętrznym Kręgu umocni się. Lucjusz zostanie upokorzony przez zdradę żony i stanie się jeszcze bardziej zależny od niej. Chociaż nie był tak hojnie obdarzony jak jej poprzedni kochankowie, okazał się bardziej skłonny do zaspokajania jej niecodziennych potrzeb seksualnych. Tak, sprawy układały się po jej myśli.

Na widok tej sceny Lily poczuła, jak wypełnia ją lodowata wściekłość. Gdzieś wewnątrz tego nienaturalnego piekła znajdowała się jej dawno niewidziana siostra, Tuney. Niespełna tydzień temu Lily stała pod drzwiami, które teraz trawił ogień, desperacko pragnąc pogodzić się z siostrą, nawet jeśli będzie musiała tolerować tego obrzydliwego prostaka, który był jej mężem. Jednak nie dotarła dalej niż do drzwi. Jej siostra potraktowała ją, jakby Lily była kimś obcym. W jej oczach nie pojawił się nawet cień rozpoznania. Czy gwałtowne zachowanie Lily tamtego dnia rzeczywiście przecięło wszelkie więzy z siostrą? Tuney była ostatnim elementem wiążącym Lily z jej zmarłymi rodzicami. A teraz była kimś zupełnie obcym.

Już to powodowało ból serca, ale widok płonącego domu siostry był dla Lily jeszcze gorszy. Czy Tuney uznawała ich pokrewieństwo czy nie, nie było dla Lily istotne. To była jej siostra i musiała ją uratować. To było coś więcej niż pragnienie. To była konieczność, jak oddychanie.

- Vonda – zawołała Lily znacznie cichszym i spokojniejszym tonem, niż cisnął jej się na usta.

- Tak, pani? – skrzatka pojawiła się z pyknięciem. Zrobiła wielkie oczy widząc płonący budynek i owiniętego wokół niego ognistego węża.

- Odciągnę węża. Kiedy to zrobię, teleportuj się do domu i zabierz moją siostrę do mojego syna – poleciła zdecydowanie Lily.

- Tak, pani.

- Dobrze, a teraz schowaj się, zanim ta kobieta cię zobaczy.

Vonda ukryła się w cieniu tuż przed tym, jak Śmierciożerczyni obróciła się, żeby spojrzeć na Lily z okrutnym uśmiechem skrytym pod jej maską. Lily warknęła spod własnej maski. Nie miało znaczenia, że nie widzi twarzy Carrow. Świetnie zapamiętała jej zapach ze Świętego Munga. Nawet jeśli tej suce uda się uciec, a ich drogi skrzyżują się ponownie, Lily będzie w stanie skończyć, co zaczęła. Nie żeby planowała pozwolić jej umknąć. Kobieta wiedziała o Cissy i nie było opcji, żeby pozwolić jej na powrót z tą informacją do wężogębego skurwiela.

Lily rzuciła zaklęcie Patronusa Żywiołów, który przybrał formę kryształu. Anielska łania zaszarżowała na Carrow. Zgodnie z oczekiwaniami Lily, Alecto poleciła płonącej kobrze zaatakować kryształową łanię. W połowie drogi do Śmierciożerczyni kobra połknęła łanię w całości. Alecto spojrzała kpiąco na Lily, ale ta uśmiechnęła się pogardliwie i ujawniła swoje prawdziwe zamiary. Zaczynając od żołądka, ognista kobra zaczęła się zmieniać w kryształ, aż cały wąż stał się solidną materią. Lily uderzyła w niego zaklęciem wysadzającym. Tysiące odłamków posypały się na Carrow. Śmierciożerczyni uniosła tarczę, a Lily zawołała do swojej skrzatki:

- TERAZ, VONDO!

Dało się słychać pyknięcie.

- Sprytnie, Huncwotko, ale nie sądzę, żeby dało się ją jeszcze ocalić – zadrwiła Carrow zza maski. Dźwięk wydawany przez tę okropną kobietę sprawił, że Lily zebrało się na wymioty, jak zawsze zresztą.

Harry Potter i Powrót HuncwotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz