Janek leżał na łóżku i czytał jakąś książkę, ale co jakiś czas zerkał na mnie z politowaniem w oczach. A wszystko przez to, że co chwile zerkałem jak głupi na zegarek.
- Kamil, czy ty na coś czekasz? - zapytał w końcu.
- Nie, tak tylko sprawdzam godzinę - odpowiedziałem wymijająco.
Kazałem Peterowi spadać, bo chciałem mu pokazać, że ja też potrafię być stanowczy, no ale faktycznie trochę bałem się, że spełni swoje groźby. Minęło pół godziny, patrzyłem zdenerwowany na klamkę, ale ona ani drgnęła. Uf, chyba sobie odpuścił. Bogu dzięki.
Niestety nie zapomniał. Pięć minut później wszedł do naszego pokoju bez pukania. Zlustrował mnie od góry do dołu i po chwili namysłu wziął z wieszaka kurtkę i podał mi ją. Zabrałem ją z jego rąk, ale potem rzuciłem teatralnie na łóżko. Pero spojrzał na Janka i wzruszył ramionami.
- Nie będziesz miał nic przeciwko jak porwę na jakiś czas twojego kolegę? - zapytał.
- A bierz go nawet na wieczność, przynajmniej nie będzie mnie rozpraszał - odparł i powrócił do czytania.
Peter uśmiechnął się i podszedł do mojego łóżka, żeby podnieść z niego kurtkę, a potem siłą ją na mnie założył. Spojrzał jeszcze na moje nogi, na których miałem kapcie, ale chyba je olał, bo po chwili przerzucił mnie sobie przez ramię i po prostu wyszedł z pokoju. Przez chwilę biłem go po plecach i rzucałem się jak tylko mogłem, ale wiedziałem, że Pero mi nie odpuści. I tak niósł mnie jak Shrek swoją Fionę, a wszyscy skoczkowie patrzyli na nas jak na idiotów, ale nikt nawet nie zapytał co my wyprawiamy, tylko Tande zatrzymał się przed nami i powiedział:
- Całkiem stylowe te laczki - a potem puścił mi oczko i zniknął w drzwiach czyjegoś pokoju.
Peter niósł mnie jak worek kartofli, ale po wyjściu z hotelu zatrzymał się na chwilę.
- To jak dalej idziesz po dobroci czy mam Cię dalej nieść? - zapytał wyraźnie zmęczony.
- Chętnie poszedłbym na własnych nogach, ale niestety moje kapcie mogą nie przeżyć bliskiego spotkania z mokrym i zimnym śniegiem, a nie chce się rozchorować w trakcie sezonu. - odparłem.
- Wiesz co Kamil? Poczekasz na mnie tutaj to pójdę po twoje buty, ale obiecaj, że nie uciekniesz, bo jak nie, to następnym razem będę jeszcze bardziej brutalny.
Kiwnąłem głową. Nie miałem zamiaru uciekać, chłopak się nadźwigał to już pójdę z nim, gdziekolwiek chce mnie zabrać. Wrócił po kilku minutach z moimi butami w rękach. Kiedy mi je wręczył zaczął masować ręką swoje plecy.
- I co warto było mnie dźwigać?
- Kamil - zaczął - gdybyś był moim facetem nie musiałbym chodzić na siłownię, wystarczyłoby mi to, że nosiłbym Cię do łóżka. Ewentualnie pod prysznic albo na stół kuchenny, zależy gdzie bym miał akurat na Ciebie ochotę.
Zrobiłem się czerwony jak burak. Kiedy ktoś mówił do mnie jakieś miłe rzeczy albo kiedy dziewczyny próbowały mnie poderwać, zawsze rumieniły mi się policzki. To był mój naturalny odruch na taki obrót spraw. A czułem, że przy Peterze moja twarz będzie bardzo często czerwona jak pomidor.
- To jak? Chwytamy się za ręce czy idziemy normalnie jak kumple? - zapytał.
- Zgłupiałeś, przecież tu wszędzie mogą się czaić reporterzy. Idziemy normalnie, prowadź.
Szliśmy w milczeniu, Pero cały czas patrzył przed siebie, zerkałem na niego, ale on ani razu nie spojrzał na mnie. Był tak skupiony jakby właśnie w myślach pisał pracę magisterską. Kiedy zbliżaliśmy się do celu naszej podróży Peter uśmiechnął się pod nosem, zerknął na mnie i głową skinął na budynek parę metrów dalej. Nie wiedziałem nawet jak to nazwać. Ani to klub, ani dyskoteka. Raczej wiejska potańcówka, która kojarzyła mi się z zabawami w remizie. Przypominała mi dzieciństwo. Spojrzałem na Petera, który najwyraźniej czekał na moją reakcję, ale się jej nie doczekał, więc raczył przejąć inicjatywę.
- No to Kamil, dzisiaj się trochę zabawimy jak za starych, dobrych lat.
![](https://img.wattpad.com/cover/107176735-288-k841344.jpg)
CZYTASZ
lost || proch
FanfictionLos pisze różne scenariusze, splata drogi dwóch osób i łączy je w jedną. Drogę do szczęścia. Czasami jednak trzeba mu pomóc. Kiedy Peter i Kamil dostają tajemnicze listy z prośbą o spotkanie, nie zastanawiają się długo nad skorzystaniem z zaproszeni...