Tik tak. Tik tak. Zegar bije, czas upływa. Tik tak. Życie ucieka. Tik tak. Nie będziesz już nigdy młodszy, nie będziesz w lepszym miejscu swojej kariery. Tik tak. Czy w taki sposób wyobrażałeś sobie swoją drogę? Tik tak. Drogę do śmierci.
NIE. Dobrze wiem, że moje życie przestało być idealne. A stało się tak już dawno. Już dawno temu zacząłem się gubić, i tak trafiłem na najgorszą z możliwych dróg. Drogę do upadku. Nawet Ewa nazywała moje życie historią powolnej klęski, że też wszystko doprowadziło mnie do takiego momentu.
Kiedy ją poznałem, poczułem, że to ta jedyna. Serce zabiło mocniej, a sny zaczęły się kręcić tylko wokół niej. Aż w końcu zebrałem się na odwagę. Pierwsza randka, pierwszy pocałunek, pierwszy wspólny wyjazd, pierwsza wspólna noc, pierwsza kolacja u rodziców, oświadczyny, ślub. Wszystko działo się tak szybko. W między czasie, dzięki niej, moja kariera nabrała rozpędu. Skakałem coraz lepiej i dalej, bo niosła mnie miłość, chciałem być lepszy i lepszy, żeby tylko mogła być ze mnie dumna, ale w pewnym momencie coś pękło.
W jej oczach pojawiła się obojętność. A to najgorsza rzecz jaką może dostać mężczyzna od kobiety, którą kocha. W wywiadach koloryzowałem rzeczywistość, media nie musiały wiedzieć jak powoli moje życie się sypie, a ja staczam się jak lawina z gór. Z pary zakochanych osób zmieniliśmy się w dwójkę przyjaciół, którzy zaczęli się od siebie oddalać. Jedyne co nas trzymało przy sobie to przyzwyczajenie.
Chciałem zmienić coś w swoim życiu, chciałem znowu stać się szczęśliwy, ale z drugiej strony chciałem być odpowiedzialny. Odpowiedzialny facet stara się ratować swój związek, ale co ja mam tu ratować? Płomień już dawno zgasł. Tylko ja nadal bałem się powiedzieć słów, które cały czas chodziły mi po głowie: "Kochanie, chce rozwodu".
A teraz pojawił się ON. Młody, genialny skoczek, którego nie potrafiłem pokochać. Te 5 lat różnicy między nami dla mnie stanowiło wielką przeszkodę, poza tym Peter przecież był facetem, ja mam być gejem? Jakby moje życie nie było już wystarczająco skomplikowane. Czasami się go bałem, Pero, bywał strasznie agresywny, kiedy nie dostawał tego czego oczekiwał od innych. Mogłem się łudzić, że może się zmienić, że może stać się innym człowiekiem, ale nie widziałem sensu w tym, żebyśmy chociaż spróbowali być razem. Proch to tylko wymysł dziewczyn, które oglądają skoki, już związek Krafta z Hayboeckiem był bardziej prawdopodobny. Ich łączyło wszystko, nas zupełnie nic. Byliśmy jak ogień i woda. Bałem się, że Pero okaże się moją zgubą, moim ostatecznym końcem.
Tik tak. Kamil. Tik tak. Musisz już iść, czas ucieka, nie zatrzyma się, nie poczeka, czas nie będzie twoim sprzymierzeńcem. Tik tak. Myśli w mojej głowie wirowały, nie czułem się na siłach, żeby zrobić dzisiaj cokolwiek. Strach nie pozwalał mi się ruszyć. Co jeśli wpadnę na Petera, a ten znowu zacznie pożerać mnie wzrokiem, zacznie mówić pięknymi słowami, wyrwanymi z najwspanialszych poematów o miłości, w końcu moje serce pęknie. Przestanę się kontrolować i mu ulegnę. Wtedy wszyscy się dowiedzą jak słaby jestem. I nie będzie już odwrotu.
Przez szparę w drzwiach do mojego pokoju dostała się mała biała koperta, wstałem, żeby podnieść ją z podłogi. Otworzyłem drzwi, żeby sprawdzić czy w pobliżu nie kręci się nikt, kto mógłby ją podrzucić, ale na korytarzu nie było już nikogo. Tylko cisza obijała się o ściany, które spowite były mrokiem. Koperta nie była nawet zaklejona. W środku była mała kartka papieru. Odczytałem treść liściku.
"Los napisał już dla Ciebie scenariusz, wystarczy, że wyjdziesz mu naprzeciw. O 20 przy skoczni, znajdziesz tam wszystkie odpowiedzi."
CZYTASZ
lost || proch
FanfictionLos pisze różne scenariusze, splata drogi dwóch osób i łączy je w jedną. Drogę do szczęścia. Czasami jednak trzeba mu pomóc. Kiedy Peter i Kamil dostają tajemnicze listy z prośbą o spotkanie, nie zastanawiają się długo nad skorzystaniem z zaproszeni...