#50 Kamil

930 99 5
                                    

Kiedy dowiedziałem się, że Peter zaginął, ubrałem się jak najszybciej i wyruszyłem na jego poszukiwania. Chciałem, dostać jakiś sygnał, jakiś impuls, który nie pozwoli mi go zostawić i oto właśnie go miałem. W bolesny sposób uświadomiłem sobie, że mogę stracić Petera na zawsze, a bardzo tego nie chciałem.

Jego bracia poszli szukać go w mieście, reszta ich drużyny poszła im pomóc. Ja nie wiedziałem dokąd mam się udać, ale jakiś szept w mojej głowie powiedział, że powinienem zacząć szukać tam gdzie widziałem go ostatnio, dla pewności zabrałem ze sobą telefon, żeby w razie co zadzwonić po pomoc lub poinformować resztę o odnalezieniu naszej zguby.

Droga w świetle słońca wydawała się trochę inna, błądziłem po lesie, żeby odnaleźć jaskinię, w której miałem nadzieję odnaleźć Petera. Nie mam pojęcia jak długo szukałem dobrej ścieżki, aż w końcu zza kilku drzew wyłoniła się jaskinia, nie miałem sił do niej biec, ale szybkim krokiem dotarłem na miejsce.

Wszedłem do jaskini, na ziemi leżał Pero, był nieprzytomny a może po prostu spał. Położyłem go sobie na kolanach i zacząłem szarpać. Mój krzyk mieszał się z moimi łzami.

- Pero, nie możesz mi tego zrobić, nie możesz mnie zostawić, nie teraz!

Chłopak otworzył lekko oczy, a mi z serca spadł kamień, który spokojnie mógłby zniszczyć naszą planetę.

- Kamil, co ty tu robisz? Czy ja umarłem? Czy jestem w niebie? - zapytał.

- Nie, głupku. Jeszcze żyjesz, ale mnie przestraszyłeś. Nigdy więcej tego nie rób, okej, nigdy więcej. Poza tym gdybyś umarł to znalazłbym sposób, żeby przywrócić ci życie. Zacząłbym kombinować z czarną magią, ale Bogu dzięki nie muszę. - odparłem.

Peter uśmiechnął się nieznacznie, ale po chwili na jego twarzy pojawił się grymas bólu, spojrzał na swoją nogę.

- Sami chyba nie damy rady stąd wyjść, moja noga nie jest w najlepszym stanie.

Faktycznie nie wyglądała najlepiej, była cała sina i spuchnięta, zadzwoniłem do Domena, który powiedział, że postara się załatwić pomoc jak najszybciej, mieliśmy czekać.

- Kamil, czemu wróciłeś? - zapytał Pero.

- Czemu wróciłem? To dobre pytanie, więc szykuj się na cudowną przemowę. - zacząłem - Kiedy twoi bracia przyszli do mojego pokoju i powiedzieli, że zniknąłeś to moje serce pękło. Na tysiące małych kawałków. Już wczoraj kiedy stąd wychodziłem, zdałem sobie sprawę, że popełniam błąd, ale nie miałem odwagi się do tego błędu przyznać. Bałem się tego wszystkiego, co się z tym wiążę. Może chciałem sam siebie ukarać, ale to wszystko było zupełnie bez sensu. Nie możemy przecież przeciwstawiać się przeznaczeniu, co? W końcu to los wepchnął nas sobie w ramiona.

- Do rzeczy, Kamil, do rzeczy. - poganiał mnie Peter.

- Zacznijmy od tych karteczek. Od kiedy zaczęliśmy udawać i spotykać się, żeby wszyscy myśleli, że jesteśmy razem, od tamtego momentu poznawałem prawdziwego ciebie. Nie tego, który daje wywiady, nie tego, który przy kamerach próbuje wykreować się na ideał. Poznałem faceta, który ma przeszłość, człowieka z historią. Człowieka z problemami. Odnalazłem w tobie kawałek siebie, bo przecież jesteśmy tacy podobni. Ty masz swoje ataki, ja mam swoje strachy i obawy. Z każdym kolejnym dniem twoja historia zaczęła się stawać również moją, zająłeś miejsce w moim sercu, a ja nie mogłem nic na to poradzić Pero, nic, a nic. Chciałem z tym walczyć, ale potem patrzyłem w twoje oczy i wiedziałem, że nie warto. To co powiedziałem ci wczoraj było jedną wielką pomyłką, nigdy nie chciałem ci tego powiedzieć, myślałem, że tak będzie lepiej. Każdy z nas pójdzie własną drogą, ale nie możemy przecież walczyć z przeznaczeniem. Mamy wspólną drogę i musimy nią podążać, nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji.

Pero wpatrywał się we mnie tym swoim cielęcym wzrokiem, było widać, że na coś czeka, dobrze wiedziałem na co.

- Pero - kontynuowałem - muszę ci to w końcu powiedzieć, zasługujesz na to, zasługujesz na szczęście, a ja chce je dzielić z tobą, musisz mi tylko dać trochę swojej odwagi, musimy się wzajemnie wspierać i może wtedy damy sobie z wszystkim jakoś radę. Kocham cię Pero i nie chce już nigdy więcej tracić cię z oczu nawet na chwilę, już nigdy się mnie nie pozbędziesz. - powiedziałem i pocałowałem go w czoło.

- Nawet nie wiesz jak bardzo czekałem na te słowa - odparł, a w jego oczach pojawiły się łzy - Ja ciebie też kocham, Kamil. Nie masz pojęcia jak bardzo.

Nasze usta złączyły się w pocałunku, a promień słońca, który właśnie dostał się do jaskini oświetlił nasze twarze. Po chwili na miejsce dotarli również bracia Petera, a wraz z nimi ratownicy, którzy mieli pomóc mojej największej miłości. Zabrali go do karetki, drzwi zatrzasnęły się i pojazd odjechał, a ja zacząłem za nim biec.

- Kamil, dokąd biegniesz?! - krzyknął Cene.

- Jak to dokąd! Nie mogę stracić go z oczu, już nigdy!

lost || proch Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz