Kiedy odzyskałem świadomość opierałem się o jakiś drewniany budynek, a między moimi ramionami znajdował się Kamil. Wyglądał na przestraszonego, bałem się, że zrobiłem mu jakąś krzywdę, ale chyba tylko powiedziałem coś głupiego, bo wyglądał na całego i zdrowego. Jedyne co przyszło mi do głowy to przeprosiny i ucieczka. Znowu miałem atak, teraz chyba wywołało go wczorajsze zachowanie Kamila. Piekielnie wstydziłem się tego co robiłem, ale szczerze powiedziawszy kiedy to mija, ja nic nie pamiętam. Z Miną było tak samo. Pobiłem ją, a potem kiedy bracia mnie odciągnęli, obudziłem się jak ze snu i zobaczyłem ją całą we krwi, zwijającą się z bólu. Było mi jej tak potwornie żal, a potem ona wyprowadziła się i nie chciała więcej widzieć mnie na oczy, ale kto by się jej dziwił. Mieszkać i żyć z kimś kto jest nieobliczalny. Po prostu się nie da.
Liczyłem, że kiedyś odnajdę prawdziwą miłość, i może to mnie wyleczy z tego wszystkiego. Miłość odnalazłem, owszem, znalazłem cały swój świat w oczach Kamila, który jednak nie chciał jej odwzajemniać, więc i ataki wróciły. Przez pierwsze dni kiedy udawaliśmy, próbowałem się powstrzymywać i faktycznie to działało, kiedy Kamil był obok złość rozchodziła się po moim ciele i po kilku sekundach znikała. Nie kotłowała się we mnie, nie próbowała mnie doprowadzić do autodestrukcji, ale kiedy zaczęły się kłótnie, powróciły i problemy.
Kiedy dotarłem do hotelu pobiegłem do swojego pokoju, zawsze miałem go sam. Po pierwsze to pomagało mi się skupić, odpowiednio przygotować do zawodów, po drugie nie chciałem ryzykować, że kogoś skrzywdzę. Taki stan rzeczy mi odpowiadał, samotność to moje drugie imię. Zdjąłem kurtkę i buty, schowałem się pod kołdrą. Schowałem się przed całym światem.
Jakąś godzinę później usłyszałem pukanie do drzwi, zanim położyłem się zakluczyłem je, więc żeby kogoś wpuścić musiałem wstać. Odkluczyłem drzwi i lekko je uchyliłem, stał przed nimi Kamil:
- Czego chcesz? - zapytałem.
- Mogę wejść?
Otworzyłem drzwi i wpuściłem go do środka. Kamil wszedł i rozsiadł się na moim łóżku, jakby był u siebie.
- Czy ja zrobiłem Ci jakąś krzywdę? - zapytałem.
- Nie, no coś Ty, Pero, gdybyś mi coś zrobił, to raczej bym tu nie przychodził, bo byś mi jeszcze raz dołożył - zaśmiał się.
- Bogu dzięki, bałem się, że Cię uderzyłem - odparłem z ulgą.
Usiadłem obok Kamila, chłopak zmierzył mnie wzrokiem i chwycił moją rękę.
- Pero, miałeś atak agresji, tak?
- Tak - powiedziałem - Chyba tak, nie pamiętam co się działo, ale to chyba było to.
Zaczął delikatnie głaskać wierzch mojej dłoni, długo myślał nad tym co chce mi powiedzieć, ale w końcu przemówił.
- Kiedy zobaczyłem ogień w twoich oczach, trochę się przestraszyłem. Myślałem, że kiedy o tym opowiadałeś, to trochę koloryzowałeś prawdę, ale teraz już wiem, że cały czas mówiłeś jak jest. A co do wczorajszej sytuacji - zaczął - Pero nie możemy tak, oczywiście udajemy dalej, ale proszę nie zaskakuj mnie czymś takim. Możemy się trzymać za ręce, obejmować, przytulać, nawet całować, ale tylko w policzek. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.
- Okej - odparłem - Mógłbyś mnie zostawić teraz samego.
- Skoro nalegasz - Kamil wstał i wyszedł.
A ja rzuciłem się na moje łóżko i zacząłem krzyczeć w poduszkę, aż w końcu mój krzyk przerodził się w płacz, a potem poduszka była mokra, jakby ktoś właśnie wystawił ją na ulewny deszcz.
CZYTASZ
lost || proch
FanfictionLos pisze różne scenariusze, splata drogi dwóch osób i łączy je w jedną. Drogę do szczęścia. Czasami jednak trzeba mu pomóc. Kiedy Peter i Kamil dostają tajemnicze listy z prośbą o spotkanie, nie zastanawiają się długo nad skorzystaniem z zaproszeni...