Dzień po telefonie od Kamila postanowiłem udać się na trening, byłem jeszcze bardzo obolały, ale po wzięciu trzech tabletek przeciwbólowych dało się to znieść. Matka powstrzymywała mnie, mówiła, że nie mam ryzykować, mam zostać w domu i grzecznie leżeć w łóżeczku, ale ja nienawidziłem bezczynności. Musiałem coś robić, bo inaczej za dużo bym myślał. A póki co chciałem wyrzucić wszystkie myśli ze swojej głowy.
Kiedy wszedłem na salę wszyscy spojrzeli w moim kierunku, na twarzach zebranych pojawiło się zaskoczenie. Jak gdyby nigdy nic podszedłem do Gorana i powiedziałem:
- Jestem gotowy na trening, co mam robić?
Goran uniósł brew i przyjrzał mi się dokładnie. Pewnie zauważył moje siniaki na rękach i dość dużego guza na głowie. Wziął głęboki oddech i odparł:
- Peter, w takim stanie nie ma mowy o żadnym treningu. O konkursie też nie masz co myśleć, lepiej wracaj do domu i módl się, żebyś mógł skakać chociaż w Planicy.
- Nic mi nie jest - zacząłem - No proszę spojrzeć - spróbowałem zrobić przysiad, ale nagle łupnęło mnie coś w plecach i upadłem.
Moi bracia, jak i reszta zebranych podbiegli do mnie. Cene uklęknął na ziemi i lekko uniósł moją głowę.
- Pero, nic Ci nie jest? - zapytał z troską w głosie.
Nie mogłem już ukrywać jak bardzo wszystko mnie boli, okazałem się słaby. Trochę się poobijałem i już nie dawałem rady zrobić nawet przysiadu. Przytuliłem się do brata i zacząłem płakać, nie miało znaczenia, że wszyscy się na nas gapią. Każdy czasami musi okazać jakąś słabość. Moją słabością była bezsilność.
- Cene, nic nie jest w porządku, nic a nic - wyszeptałem.
Goran pociągnął Domena za koszulkę i zabrał go na bok, mówił coś do niego jednocześnie nie spuszczając mnie z oczu. Po chwili Domen podszedł do mnie i Cene, uklęknął obok nas i powiedział:
- Pero, jesteś twardy. Nie łam się teraz i przestań płakać. Zabierzemy Cię do domu, okej? Zajmiemy się Tobą, jak ty kiedyś nami. W końcu jesteś naszym bratem - poklepał mnie po plecach, trochę zabolało - Przepraszam - dodał.
Moi bracia wstali i pomogli mi się podnieść, chwycili mnie pod ramię i prowadzili do domu. Drzwi otworzyła nam mama, która kiedy zobaczyła w jakim jestem w stanie, zaczęła zarzucać mi lekkomyślność i głupotę. Krzycz mamo - pomyślałem - może wtedy zrozumiem swój błąd.
Zaprowadzili mnie do pokoju, wylądowałem w łóżku. Cene przykrył mnie kołdrą a Domen zasłonił okna, żebym mógł szybciej zasnąć. Młodszy brat po chwili wyszedł, ale Cene jeszcze ze mną został. Przejechał ręką po moich włosach i cichutko się zaśmiał.
- Widzisz Pero jaki ten świat jest dziwny. Jeszcze parę lat temu to ty układałeś nas do snu. Przykrywałeś po sam czubek nosa, zasłaniałeś okna i opowiadałeś bajki. A teraz to ty potrzebujesz nas, żeby jakoś przetrwać. - na chwilę zapadła cisza - Ale nie musisz się przejmować. Zawsze Ci pomożemy. Zawsze możesz liczyć na mnie i na Domena. W końcu jesteś naszym bratem, a bracia zawsze sobie pomagają. Zawsze.
Cene schował swoją dłoń pod kołdrę i chwycił mnie za rękę. Dobrze było wiedzieć, że komuś na tym paskudnym świecie na mnie zależy. Nieważne co się dzieję, nieważne jaki jestem. Bezwarunkowa miłość. Głos mojego brata powoli zaczął zanikać, powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu dopadł mnie sen, a ból chociaż na chwilę zniknął.
CZYTASZ
lost || proch
FanfictionLos pisze różne scenariusze, splata drogi dwóch osób i łączy je w jedną. Drogę do szczęścia. Czasami jednak trzeba mu pomóc. Kiedy Peter i Kamil dostają tajemnicze listy z prośbą o spotkanie, nie zastanawiają się długo nad skorzystaniem z zaproszeni...