#48 Kamil

744 92 3
                                    

W głębi serca liczyłem, że Pero coś powie, że jego słowa mnie zatrzymają i nie pozwolą odejść, ale pomyliłem się. Nie odezwał się ani słowem, kiedy wyszedłem z tej jaskini zrozumiałem, że popełniłem błąd, nie powinienem był krzywdzić nas obu, przecież go kocham, ale to już nie ma znaczenia. Muszę nauczyć się dalej żyć, muszę odnaleźć w tym wszystkim jakiś sens, może los nieprzypadkowo postawił Petera na mojej drodze. Może chciał mi pokazać, że czasem trzeba postąpić wbrew sobie, żeby pozwolić innym znaleźć własną drogę do szczęścia. Może Peter tak naprawdę mnie nie kochał, może to tylko zauroczenie, potrzebuje czasu, żeby zapomnieć, a potem ułoży sobie życie na nowo, ale mnie już w nim nie będzie. Muszę usunąć się z jego drogi, żeby nie rozdrapywać starych ran.

W drodze przez ciemny las myślałem nad swoim dotychczasowym życiem. Ewa była cudowną kobietą, dała mi tak wiele, ale potem z czasem wszystko diametralnie się zmieniło. Nadal znaczyła dla mnie wiele, ale miłość, która kiedyś rozświetlała każdy mój dzień, wyparowała, a ostatnimi czasy, każde jej słowo było jak sztylet wbijany w moje serce.

Czyż to nie zabawne? Mówię o Ewie takie rzeczy, a sam nie jestem lepszy. Ranię Petera, ranię siebie. Łamię mu serce, łamię je też sobie, mimo iż wiem, że on mnie kocha. Co stoi na przeszkodzie, żebyśmy byli razem? Strach. Moje przeklęte tchórzostwo. Boję się wszystkiego co się z tym wiążę, nie chce nawet dopuścić do siebie myśli, że kocham faceta. Ale czego ja się boję? Tego co powiedzą inni, gdyby to zależało ode mnie to teraz rozpływałbym się w jego ramionach, ale w ciemnym pomieszczeniu, ukrytym przed oczyma wszystkich ludzi. A to by go zabolało, pomyślałby, że wstydzę się tego co nas łączy. Nie chciałem go już krzywdzić. Nie chciałem jeszcze bardziej łamać jego kruchego serca.

Dotarłem do hotelu, znowu dzieliłem go z Jankiem, spojrzał na mnie ciekawskim wzrokiem, ale o nic nie pytał. Chyba zauważył, że nie jestem w stanie rozmawiać. Jeśli miałbym porównać do czegoś mój stan, to śmiało mogłem powiedzieć, że moje serce właśnie umiera i potrzebuje przeszczepu, a najgorsze w tym to, że sam spowodowałem taki stan rzeczy.

Zasnąłem niespodziewanie szybko, nie wiem czy sprawiło to zmęczenie, czy może moje oczy, które skleiły się od łez. Wypłakiwałem się w poduszkę, bo strasznie wstydziłem się tego jak potraktowałem Petera, chciałem go przeprosić, chciałem naprawić swoje błędy. Chciałem w końcu pokazać, że się nie boję. Chciałem dać mu szczęście, i z takim postanowieniem zasnąłem na mokrej od moich łez poduszce.

O 6 rano obudziło mnie walenie w drzwi. Nie wiedziałem kto mógłby chcieć coś od nas o tej godzinie. Otworzyłem drzwi, a przed nimi stał Cene i Domen, na ich twarzach widziałem przerażenie.

- Jest tu może Peter? Błagam, powiedz, że tu jest - zapytał szybko Domen.

- Nie, nie ma go, a coś się stało? - zapytałem lekko przestraszony.

- Pero wczoraj wieczorem wyszedł z Tobą, tak? Ale do hotelu już nie wrócił i nadal go nie ma.

Ta informacja spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, chciałem przeprosić Petera za wszystko i wyznać mu, że tak naprawdę też go kocham, ale mogło być na to wszystko już za późno. 

lost || proch Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz