38.

876 66 11
                                    

- Przecież to niemożliwe. - powiedziałam, gdy w końcu wróciła mi zdolność mówienia.

- Luna to ma naprawdę duży sens. To dlatego Pani Sharon rozmawiała o Tobie z Twoimi rodzicami. Jakimś cudem dowiedziała się, że jesteś jej siostrzenicą i musiała im o tym powiedzieć.

- I co teraz? Co jeśli będzie chciała im odebrać prawa do mnie? Matteo ja nie mogę ich stracić. - powiedziałam, czując łzy spływające po moich policzkach.

- I nie stracisz. Twoja przeszłość nie zmienia faktu, że to oni są Twoimi rodzicami. Dobrze wiesz, że Cię kochają i nikomu nie pozwolą na wyrządzenie Ci krzywdy. - powiedział, od razu mnie przytulając.

Nie przejmowałam się innymi, którzy właśnie patrzyli na mnie jak na wariatkę. Po prostu płakałam mocząc mu przy tym całą koszulę.

- Masz rację. - powiedziałam, gdy trochę się uspokoiłam. - To oni mnie wychowali i to ich tak bardzo kocham. Nawet jeśli Pani Sharon jest moją ciotką to niczego nie zmienia.

- Dokładnie, a teraz co chcesz z tym zrobić? Powiesz rodzicom? - zapytał.

- Chyba powinnam z nimi szczerze porozmawiać. Nie będę czekać, aż przyznają się do tego, bo wiem, ze nigdy tego nie zrobią.

- Chcesz, żebym został z Tobą?

- Nie chcę, żebyś musiał tego wszystkiego słuchać. Lepiej będzie jeśli wrócisz do domu, a ja wszystko opowiem Ci jutro.

- W takim razie chodźmy. - powiedział, łapiąc zdrową ręką moją dłoń.

Dzisiejszy dzień jest jednym z tych najbardziej przełomowych. Dobrze wiem, że czeka mnie jeszcze trudna rozmowa z rodzicami, ale czuję się dużo lepiej. To naprawdę niesamowite uczucie poznać w końcu prawdę o sobie. To wszystko jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem i zupełnie nie wiem co dalej zrobię, ale wiem jedno. Mam obok siebie osobę, która będzie mnie wspierać bez względu na wszystko.

Gdy znaleźliśmy się pod moim domem, pożegnałam się z Matteo i udałam się do środka. Nie miałam ochoty na żadne kłótnie z rodzicami, ale nie mam zamiaru niczego ukrywać. Niech wiedzą, że znam swoją przeszłość.

- Wróciłam. - powiedziałam bez większego entuzjazmu i weszłam do kuchni.

- Już się martwiliśmy. Coś się stało? - zapytała mama, widząc mój niezadowolony wyraz twarzy.

- Już wszystko wiem. - powiedziałam, na co zareagowali jedynie pytającymi spojrzeniami.

- O czym Ty mówisz? - zapytał tata, nie mogąc wytrzymać tak chwili niepewności.

- Jak to o czym? Mówię o adopcji. Wiem kto mnie oddał do domu dziecka i kim było moi biologiczni rodzice. - słysząc moje słowa spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

- Jesteś pewna? - odezwała się mama.

- Tak. Okazuje się, że urodziłam się w Buenos Aires. Do czasu pożaru, mieszkałam tutaj z rodzicami. Jestem córka Lili i Berniego oraz siostrzenicą Pani Sharon.

- To na pewno jakaś pomyłka. - powiedział tata, zupełnie mnie ignorując.

- Żartujecie sobie ze mnie?! Dalej macie zamiar ukrywać, że o wszystkim wiedzieliście? Jak mogliście mnie tyle okłamywać i na dodatek wmawiać, że to sobie ubzdurałam?! Uważacie, że to w porządku. - zaczęłam krzyczeć.

- Córeczko, to nie tak jak myślisz.

- A jak mamo? Myślałam, że mogę wam ufać! Naprawdę wierzyłam, że jesteśmy jedną z tych rodzin, która nie ukrywa przed sobą takich rzeczy, ale najwyraźniej się myliłam.

- Luna, oczywiście, że możesz nam ufać. My po prostu... - zaczęła, ale jej przerwałam.

- Wiecie co? Nie interesuje mnie co macie mi do powiedzenia. Nigdy wam tego nie wybaczę! - krzyknęłam, po czym wybuchnęłam głośnym płaczem.

Nie czekając na odpowiedź, pobiegłam do swojego pokoju. Nie miałam siły na dłuższą rozmowę z nimi. Byłam pewna, że przyznają się do ukrywania przede mną tego wszystkiego, ale myliłam się. Jedyne co potrafiłam teraz zrobić to zamknąć się w sypialni, rzucić się na łóżko i płakać.

Prawie dwie godziny spędziłam na bezsensownym płaczu. Nawet nie zastanawiałam się nad jutrzejszym sprawdzianem czy zadaniami. Miałam tego wszystkiego po prostu dość.

Niewiele myśląc, wyjęłam z szafy torbę i zaczęłam wrzucać do niej potrzebne rzeczy. Z jednej strony nie chciałam, żeby się o mnie martwili, ale z drugiej nie miałam zamiaru brać ich pod uwagę. Gdy torba była prawie cała pełna, zapięłam ją i podeszłam do drzwi balkonowych. Wyszłam na zewnątrz i wyrzuciłam swoje rzeczy przez barierkę. Wróciłam do pokoju po swój szkolny plecak, który kilka sekund później także leżał na trawie.  Na koniec zmieniłam mundurek na różową koszulkę oraz szary dres i ostrożnie zeskoczyłam na ziemię. Ku mojemu zdziwieniu, udało mi się wylądować bez żadnych uszkodzeń. Odblokowałam telefon i po wybraniu odpowiedniego kontaktu, wysłałam wiadomość.

Do: Matteo
"Wszystko poszło źle! Potrzebuję Twojej pomocy..."

Nie mając innego pomysłu, ruszyłam przed siebie. Minęłam bramę i skierowałam się w stronę domu Matteo. Łzy spływały mi po policzkach zostawiając ślady zarówno na mojej twarzy jak i ubraniach. Szłam szybkim krokiem chcąc jak najszybciej znaleźć się w jego ramionach. Gdy do przejścia zostało mi zaledwie kilka przecznic, zaczął padać deszcz. Z każdą sekundą jego intensywność się nasilała, a ja nie miałam na sobie nawet zwyczajnej kurtki.

*Matteo*

W przerwie od nauki, udałem się do kuchni po szklankę wody. Od dwóch godzin zastanawiałem się co u Luny. Kilka razy nawet chciałem do niej zadzwonić, ale ostatecznie uznałem, że nie mogę jej przeszkadzać. Usiadłem przy blacie i wyjąłem telefon z kieszeni dresów. Po odblokowaniu go, w oczy rzuciło mi się powiadomienie sprzed dziesięciu minut.

"nowa wiadomość od: Luna"

Od razu kliknąłem w odpowiednią aplikację i po przeczytaniu krótkiego tekstu, wybrałem numer brunetki.

- Hej, tu Luna. Nie mogę teraz odebrać, ale wkrótce na pewno oddzwonię. - usłyszałem jedynie jej pocztę głosową.

- Co się stało? Oddzwoń proszę. Bardzo się martwię... - powiedziałem i rozłączyłem się.

Zgasiłem urządzenie i zrezygnowany zacząłem wpatrywać się w krople deszczu, spływające po okiennych szybach. Chciałem się w końcu czegoś dowiedzieć, aby jakoś uspokoić myśli. A co jeśli coś się stało? Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka.

- Otworzę. - powiedziałem na tyle głośno, aby każdy mnie usłyszał.

Dość powolnym krokiem, skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem je. Moim oczom od razu ukazała się zapłakana i przemoknięta Luna z torbą na ramieniu.

- Matteo. - powiedziała i wybuchnęła głośnym płaczem.

Nic nie powiedziałem, tylko wpuściłem ją do środka i przyciągnąłem do siebie. Dobrze wiedziałem, że potrzebowała teraz mojego wsparcia.

_________________

38! Podoba wam się? Dziękuję za tysiąc gwiazdek! Uwielbiam was! Mam nadzieję, że zostawicie po sobie jakiś ślad 😘

Kocham ❤

Amor Cambia Todo | Lutteo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz