77.

610 42 22
                                    

Nawet gdy znalazłam się w domu, to okropne uczucie nie opuściło mojego serca. Bezradność w jaką wpadłam, doprowadzała mnie do szału, ale nie mogłam tego powstrzymać. Nie mogłam zmienić tego, co wydarzyło się dzisiejszego popołudnia i mimo, że z całych sił pragnęłam cofnąć czas i nigdy nie doprowadzić do tej rozmowy, nie byłam w stanie tego zrobić.

Usiadłam na brzegu łóżka i ukryłam twarz w dłoniach. W pierwszym odruchu chwyciłam za telefon i wybrałam numer Luny. Jednak zanim zdążyłam nacisnąć zieloną słuchawkę, dotarło do mnie, że nie mogę tego zrobić. Nie, kiedy jest tak szczęśliwa.

- Ambar, jesteś skończoną idiotką. - szepnęłam sama do siebie, ponownie zalewając się łzami. - Nie masz teraz nikogo, kto... Jazmin.

Bez żadnego zastanowienia ponownie sięgnęłam po telefon, tym razem jednak wybierając numer rudowłosej Argentynki, która tak jak zawsze, odebrała od razu. Była jedyną osobą, na którą w tym momencie mogłam liczyć i poniekąd cieszyłam się, że została nią właśnie ona. Wiedziałam, że zrobi wszystko, aby mi pomóc.

*Luna*

Zaraz przed wyjściem, Matteo zasłonił mi oczy czarnym kawałkiem materiału. Znając własne możliwości i tendencję do niezdarności, wiedziałam, że nie był to najlepszy pomysł, ale moje protesty poza rozbawieniem chłopaka, nic nie dały. Musiałam mu zaufać i wierzyć, że uda mi się przetrwać tą drogę w jednym kawałku.

- Daleko jeszcze? - zapytałam, gdy brak możliwości zobaczenia czegokolwiek, zaczął doprowadzać mnie do szału. - Chcę już to zdjąć. 

- Jeszcze tylko kawałeczek. - zaśmiał się. - Wytrzymasz dla mnie jeszcze chwilę, prawda? 

- Nie. - mruknęłam, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. 

- W takim razie radź sobie sama. - prychnął, puszczając moją dłoń. 

- Nie! Matteo, wracaj tu! - krzyknęłam, próbując po omacku znaleźć chłopaka.

- Nic z tego Kochana. - ponownie usłyszałam jego melodyjny śmiech, który tylko pomógł mi w określeniu jego położenia.

- Doprawdy? - mruknęłam. - Dam radę bez Twojej pomocy.

- Coś mi się nie wydaje. - odezwał się, tym razem z przeciwnej strony.

- Skoro tak we mnie nie wierzysz, to co powiesz na mały zakład? - zapytałam, wciąż próbując go zlokalizować. 

- Skończyłem z zakładami. - odparł, zapewne przypominając sobie naszą pierwszą, poważną kłótnię. - Ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. 

- Jesteś uroczy. - powiedziałam, śmiejąc się pod nosem. - Ale i tak przegrasz.

- Dużo mówisz, mało robisz. - prychnął, znowu robiąc mi na złość. 

- Wiele razy przekonałeś się, że zawsze osiągam to, co sobie postanowię, więc nie rozumiem skąd to zwątpienie. 

- Bo jestem od Ciebie lepszy. - szepnął mi do ucha, po czym odsunął się momentalnie.

- Wiesz co? Mam dość. - niemal krzyknęłam, zrywając zasłaniający oczy materiał.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy tuż przed sobą ujrzałam niewielki pomost oświetlony małymi lampkami, które o tej porze dnia, prezentowały się naprawdę pięknie. Uśmiechnęłam się delikatnie, napawając cudownym widokiem, który w tym miejscu, był chyba codziennością. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że ktoś mógłby widzieć coś podobnego każdego dnia, po przebudzeniu się.

- Przyznaj, że jestem naprawdę dobry w organizacji romantycznych wyjazdów. - odezwał się, stając tuż obok mnie.

- Powiedz lepiej w czym Król Paw nie jest taki świetny, co? - uniosłam brwi, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.

Amor Cambia Todo | Lutteo ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz