Rozdział 4

225 17 0
                                    

Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się ten sam srebrny samochód, który kilka dni temu odwiózł mnie do domu. Westchnęłam teatralnie.
— Dzień dobry. — Wysiadł z samochodu i ruszył w moim kierunku. Harry Styles we własnej osobie, sam bez swojej świty stał pod moim domem z grobową miną.
— Czego chcesz? — Zmierzyłam go wzrokiem od stóp aż do bujnych loków. Uśmiechnął się lekko pod nosem.
— Zawieść Cię do szkoły. — Zbliżył się z powrotem do samochodu otwierając drzwi od strony pasażera. 
— Nie trzeba było. Moja przyjaciółka zaraz powinna przyjechać.— Przeniosłam ciężar ciała na jedną nogę a drugą ugięłam w międzyczasie krzyżując ręce na piersiach. 
— Nie przyjedzie — westchnął i zaprosił mnie gestem dłoni do samochodu.— Poprosiłem, by dziś pojechała sama.
Stałam i nie wiedziałam czy mam krzyczeć na niego czy na Lexie. Byłam pewna, że te jej znaczące uśmieszki i radość były tylko żartem i nie myśli na poważnie, że między mną a nim mogłoby coś być.
— Pierwszy i ostatni raz. Nie myśl sobie, że uwierzę w twoją nagłą uprzejmość.  — Ruszyłam w jego stronę i zajęłam miejsce w samochodzie. Gdyby nie fakt, że nie mieszkam blisko szkoły wolałabym iść na piechotę w śnieżyce, niż z nim jechać.
Postawiłam torebkę na kolanach i wyjęłam telefon pisząc wiadomość do przyjaciółki.

Wymieniłam z nią kilka sms i uśmiechnęłam się po ostatnim. Brunet, który jechał już w stronę szkoły najwyraźniej to zauważył, bo od razu zaczął pytać.

— Jazda ze mną jednak nie jest taka zła?
— Skąd taki pomysł? Jest okropna. — Wzruszyłam ramionami.

— Uśmiechnęłaś się — jego głos złagodniał.
— Na treść sms'a, nie z twojego powodu — posłałam mu fałszywy uśmiech i odwróciłam głowę patrząc przez szybę.
Kiedy byliśmy niedaleko szkoły, niechętnie zwróciłam się w jego stronę.

— Mógłbyś się tu zatrzymać?
— Dlaczego? — Zwolnił i spojrzał mi głęboko w oczy. Poczułam się bardzo nieswojo.

— Po prostu. Nie możesz spełnić mojej prośby? 
— Dlaczego miałbym to robić, skoro jesteś taka niemiła?— Jego brew powędrowała do góry, przez co wyglądał zabawnie mając taką minę.
Fakt, bo to ja przecież jestem niemiła. On sobie nie ma nic do zarzucenia.
— Jeśli powiesz z jakiego powodu miałbym to zrobić, zastanowię się nad spełnieniem twojej prośby — dodał po chwili.

— Bo nie chciałabym wysiadać w twoim towarzystwie, z twojego samochodu pod szkołą? Nie potrzebuję zbędnych sensacji i plotek na mój temat — odpowiedziałam pytaniem na pytanie zgodnie z prawdą.
On uśmiechnął się tylko pod nosem i przyśpieszył z piskiem opon.

Czego ja się w sumie spodziewałam? Tego, że grzecznie spełni moją prośbę i najlepiej da mi świety spokój?

Wjechał na parking szkoły jadąc, chyba najwolniej jak się da. Moje policzki zaczynały różowieć z okropnego zawstydzenia, kiedy spojrzenia wszystkich kierowały się w naszą stronę.
Ludzie patrzyli różnie, niektórzy z politowaniem, inni zazdrością, zdziwieniem, ale byli również tacy którzy się śmiali i szeptali coś między sobą. Czułam jak robie się malutka i zapadam pod ziemię. Harry za to był uśmiechniety od ucha do ucha, zadowolony z triumfu upokorzenia mnie. Zajął miejsce parkingowe obok swoich przyjaciół, a ja jak porażona wybiegłam z jego samochodu od razu udając się do łazienki.

Oparłam się o umywalkę patrząc w lustro. 
— On nie chce mnie zdobyć, tylko upokorzyć — powiedziałam szeptem sama do siebie. Przed szkołą było mnóstwo osób. Za chwilę ta wiadomość rozniesie się po szkole. Będą mówić: " Znalazł następna.", "kolejna zdobycz", "szmata, dziwka."

  Nie wiem co wymyślił i dlaczego, wiem tylko, że nie chce brać w tym udziału.

Westchnęłam głośno i wyszłam kierując się do swojej szafki. Spojrzenia wszystkich padały w moją stronę. Nikt nic nie mówił, tylko patrzyli przez co miałam wrażenie, że gotuje się z nerwów od środka. Wzięłam książki potrzebne na lekcje i oparłam się o szafkę. 
— I jak było?!— Przyjaciółka podeszła do mnie i szturchnęła swoim ramieniem moje.
— Jak było co? Upokorzenie mnie? Świetnie — zaśmiałam się ironicznie. — Dlaczego się na to zgodziłaś? 
— Przyjechał do mnie rano, poprosił bym pojechała dziś z jego przyjacielem do szkoły, swoją drogą bardzo przystojnym.
— Do rzeczy — przerwałam Lex, by zaraz nie rozpoczęła wywodu o tym jaki jego znajomy jest cudowny.

—Ah, tak. Poprosił, żebym nic ci nie mówiła, bo chciałby pokazać ci, że nie jest takim jakiego go opisują.

— Jak narazie mu się to nie udało — zaśmiałam się w momencie, kiedy rozbrzmiał dzwonek na lekcje. Udałam się z przyjaciółką do sali w dalszym ciągu czując palące spojrzenie uczniów z każdej możliwej strony.

***

Przez resztę zajęć zachowywał się, jakby nic się nie stało, nic nie miało miejsca. Nie to, żebym się tym przejmowała, ale jego zachowanie jest gorsze niż kobiety będącej podczas miesiączki. Zmienia zdanie i humor pięć razy na minutę.
— Proszę oddać egzaminy — głos nauczyciela matematyki rozniósł się po sali. Ostatnia lekcja zakończona egzaminem, cudownie. 
— Myślę, że dobrze mi poszło — szepnęłam do przyjaciółki, która spisała ode mnie pół testu. Czy jestem wykorzystywana? Owszem, w szczególności na matematyce, nie przeszkadza mi to jednak, bo ja wykorzystuje ją na innych przedmiotach, taki nasz mały układ.
Nie jestem kujonem, ale też nie jestem nieukiem, jeśli jest egzamin pouczę się trochę i ot, stąd te moje dobre oceny.
Jednak ten egzamin w większości przemyślałam bujając w obłokach i to wcale nie na temat roztworów procentowych czy funkcji wykładniczych. Myślałam o zachowaniu Harry'ego.
Po co? Dlaczego? Co takiego się stało, że próbuje zwrócić na siebie moją uwage? To jedyne o czym myśle od jakiegoś czasu.
— Panno Williams, egzamin poproszę. — Nauczyciel chrząknął stojąc obok mojej ławki. Ocknęłam się z rozmyślań, podpisałam kartkę imieniem i nazwiskiem  po czym oddałam mężczyźnie.

Dziś był ostatni dzień zajęć przed dwu tygodniową przerwą w szkole. Mieliśmy trochę wolnego raz na kilka miesięcy, ferie zimowe oraz wakacje.
Nauczyciel zebrał wszystkie prace i pozwolił nam opuścić klasę równo z dzwonkiem. Zaniosłam książki do szafki i zabrałam z niej niepotrzebne w szkole przez te dwa tygodnie rzeczy.
— To jakie mamy plany? — Przyjaciółka oparła się o filar przed szkołą zaciągając się przyjemnym zapachem skoszonej trawy. Jak na Londyn mieliśmy ostatnio piękną pogodę.
—Spać, jeść i oglądać seriale — zaśmiałam się rozkoszując ciepłymi promieniami słonecznymi padającymi na moje ciało.
— Mam lepszy pomysł — Lex zwróciła się do mnie. —Pojedźmy na kilka dni nad jakieś jezioro, pod namiot. Tylko Ty i ja. 
— Musimy? Nie możemy zostać w domu jeść popcorn i oglądać ulubione seriale? — westchnęłam przez śmiech.
— Nie. — Przyjaciółka zrobiła poważną minę.
— Dobrze — westchnęłam teatralnie — Będzie jezioro — uległa, bo nie potrafiłam jej odmówić. Dziewczyna pisnęła z radości i rzuciła mi się na szyje obejmując najmocniej jak potrafi. Sama nie wierzyłam w to, że się zgodziłam. Byłam typem domownika a ta dziewczyna potrafiła w chwilę zmienić moje zdanie o planach na najbliższy czas.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz