Gdy się obudziłam było już ciemno za oknem a do wenflona miałam przyczepioną kolejną kroplówkę. Przeciągnęłam się i wstałam ciągnąc za sobą stojak*, na którym zawieszone było opakowanie z cieczą. Wyszłam na korytarz rozglądając się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Mój przyszły teść spał oparty o parapet a teściowa ułożona na kolanach swojego męża. Podeszłam do oszklonych drzwi i wpatrywałam się w bezwładne ciało mojego narzeczonego. Leżał tam nieświadomy co się z nim dzieje podpięty pod masę różnych urządzeń. Miał poobijane ręce, mnóstwo siniaków, otarć, resztki krwi, której nie zmyły pielęgniarki. Wiedziałam, że żyje tylko dlatego, że jedno z urządzeń pokazywało rytm bicia jego serca. Tak bardzo chciałam, by biło dla mnie jeszcze przez długie lata. Przyłożyłam swoją dłoń na szybie w miejsce gdzie była jego dłoń. Po moich policzkach spłynęło kilka łez, ale dzięki kroplówce na uspokojenie, nie wpadłam w histerie jak kilka godzin temu.
— Panno Williams? Co pani tu robi o trzeciej w nocy?
— Odwiedzam narzeczonego. Tylko tak mogę to zrobić.
— Myślę, że mogę nagiąć na chwilkę zasady — powiedziała lekarka i uchyliła delikatnie drzwi z uśmiechem. Od razu skorzystałam z sytuacji i szybkim krokiem podeszłam do łóżka ukochanego. Na sali panowała cisza, którą przerywały jedynie co chwilę dźwięki z urządzeń, do których był podłączony. Chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam najmocniej jak umiałam.
— Harry... Błagam wróć do mnie — szeptałam. — Proszę, wróć do mnie i naszego dziecka. Wiem, że mnie słyszysz, wiem że chcesz do mnie wrócić, ale nie potrafisz. Skarbie będę tutaj dopóki będziesz żył.
Gładziłam jego zewnętrzną część dłoni zapamiętując jej każdy centymetr, jej strukturę i ciepło. Ucałowałam jego usta, gdy pielęgniarka zawołała mnie do wyjścia. Wiedziałam, że będę mieć tylko chwilę, ale sądziłam, że będzie dłuższa. Spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam na powrót stając przed drzwiami i bez celu wpatrując się w niego z nadzieją, że się poruszy. Niestety, nie zrobił tego.***
Minął tydzień.
Ze mną, jest już o wiele lepiej, niestety ciągle przyjmuje tabletki na uspokojenie, ziołowe zalecone przez ginekologa szpitalnego. Wynajęłam pokój w mieszkaniu blisko szpitala i przewiozłam trochę swoich rzeczy. Codziennie spędzam kilka lub kilkanaście godzin na oddziale intensywnej terapii. Rodzice Harry'ego mieszkają w hotelu kilka ulic dalej, na wypadek gdyby ich syn się obudził, chcieli być blisko. Wszystko w naszym życiu się zatrzymało. Praca, przyjaciele, obowiązki. Nic nie było ważne oprócz naszej najbliższej osoby.
Rozmawiałam z ordynatorem i zapewniłam, że zachowam ostrożność na sali, dostosuję się do wszystkich wymogów w szpitalu by tylko móc być jak najbliżej swojego ukochanego. Codziennie go myję, golę, czeszę przy pomocy i nadzorze pielęgniarki. Siedzę przy jego łóżku czytając książki, tak by mógł mnie słuchać. Rozmawiam z nim o tym co się dzieje na świecie, jak wszyscy się o niego martwimy i z każdą sekundą błagam Boga by się poruszył, obudził.
Tak też miał wyglądać i mój dzisiejszy dzień. Wstałam jak każdego ranka od tygodnia o szóstej rano, wzięłam szybki prysznic, by nie tracić czasu związałam włosy w kok i założyłam dresy. Przestałam myśleć o sobie, dziecku. Nie malowałam się, nie ubierałam w nic innego niż dresy.
Stan mojej skóry i włosów strasznie się pogorszył, mogłabym się porównać wyglądem do rasowego ćpuna, który niewiele ma już do stracenia.
— Dzień dobry pani Carter — przywitałam się z właścicielką mieszkania, u której wynajęłam pokój.
— Witaj Summer. Popadasz w rutynę — stwierdziła kręcąc głową na boki.
Spojrzałam z wymuszonym uśmiechem w stronę starszej siwej na głowie kobiety, która siedziała na kanapie przyglądając się temu co dzieje się za oknem. Właścicielką była pani Elisabeth Carter. Stara wdowa, która od lat mieszkała sama po śmierci jej męża. Jak tylko odpowiedziałam jej jak ważne jest dla mnie mieszkanie akurat w tym miejscu bez wahania zgodziła się i odrzuciła wszystkie inne propozycje. Przyszli teściowie zdeklarowali się do pomocy i zapłacenia za mieszkanie tyle ile będzie trzeba. Staram się nie naciągać ich dobroci i wszystko inne zapewniam sobie z oszczędności jakie zostały na karcie narzeczonego.
— Przygotowała pani listę zakupów? — zwróciłam się do niej ignorując to co wcześniej powiedziała. Kobieta bez słowa podała mi kartkę papieru a ja zabrałam się za wycieczkę do najbliższego marketu. Ustaliłam z Elisabeth, że każdego ranka w ramach pomocy będę chodziła na zakupy kupując produkty dla niej jak i zarówno dla mnie.
Jak przez poprzednie sześć dni udałam się do marketu na ulicy obok i zapakowałam wszystko z listy do koszyka. Kupiłam dodatkowo kilka zgrzewek wody, by nie doprowadzić się do odwodnienia. Niestety odkąd Harry miał wypadek jadłam maksymalnie jeden posiłek dziennie i piłam małą butelkę wody. Stres i nerwy ściskały mi żołądek nie pozwalając normalnie funkcjonować.
CZYTASZ
To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.S
FanfictionW TRAKCIE POPRAWY 43/61 Niemal wszystkie historie miłosne kończą się happy endem - gromadką dzieci, wspólnym mieszkaniem, życiem w dostatku, bla, bla, bla. Co się stanie, jeśli ta, przepełniona złością, wulgaryzmami i zwrotami akcji historia wcale n...