Rozdział 28

111 11 0
                                    

   Wczorajszego wieczora, bawiliśmy się wyśmienicie objadając pizzą, tańcząc, pijąc piwo i namiętnie się całując. Poznałam bliżej znajomych Harry'ego, zmniejszając dystans do nich. Do tej pory wolałam trzymać się raczej na uboczu, byli dla mnie obcy. Dziewczyny były bardzo oschłe i miałam wrażenie, że wcale mnie tam nie chciały, mimo wszystko Louis zarzekał się, że są przyjaciółkami Harry'ego i cieszą się z jego szczęścia. Wszyscy zostaliśmy u bruneta w domu nie zmrużając oka ani na chwilę. Muzyka dalej grała, ale nieco ciszej, sąsiedzi skarżyli się godzinę po naszym przyjściu do domu, że za głośno. Siedzieliśmy na kanapach w salonie, w dalszym ciągu wystrojeni w galowe suknie i smokingi. Chłopcy, porozpinali koszule około szóstej rano odsłaniając swoje klatki piersiowe.

— Jesteś głodna? — zapytał Harry, kiedy wyszłam do kuchni po szklankę wody. Była już jedenasta rano, słońce wpadało przez okno oświetlając moją czerwoną długą suknię, która mimo zniszczenia dalej prezentowała się przepięknie.

— Nie, chciałam się tylko napić.

— Wyglądasz tak cudownie — podszedł szybkim krokiem i przyciągnął mnie do siebie namiętnie całując. Od momentu, w który nieśmiało mu wyznałam, że jednak coś do niego poczułam, nie szczędził sobie czułości przy znajomych, jak i na osobności. Zastanawiałam się ciągle, czy dobrze zrobiłam mówiąc mu o tym, kiedy sama nie byłam pewna tego co tak naprawdę czuje.

— Harry, czuje się trochę niezręcznie. Zachowujesz się jakbyśmy byli parą! — zaśmiałam się.
— A to nie jesteśmy?
— A jesteśmy?— odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie trochę zmieszana. Miałam wrażenie, że od dnia w którym oświadczyłam mu, jak nazwałam go przy ojcu, zaczął zachowywać się coraz swobodniej.

— Sama to przyznałaś przed tatą— puścił mi oczko.
— Tak myślałam! Od tamtej pory zachowujesz się aż za bardzo swobodnie— roześmiałam się przytulając do niego delikatnie.
Jesteś dla mnie jak narkotyk, moja własna odmiana heroiny... — zamruczał mi w ucho, powodując tym dreszcze, które owładnęły moje ciało.

— Czy ty właśnie, zacytowałeś mi kwestie ze Zmierzchu? — roześmiałam się, na co chłopak bardzo się speszył.
Nie mogę być szczęśliwa bez niego. Nie chcę być szczęśliwa bez niego.

Biorąc głęboki wdech, by go pocieszyć, również zacytowałam fragment, który zapadł mi najbardziej w pamięć. Spojrzał na mnie rozumiejąc co mam mu do przekazania.

* * *

Do domu Lexie, wróciłyśmy dopiero grubo po osiemnastej. Nogi od szpilek paliły mnie żywym ogniem, więc kiedy tylko przekroczyłam próg mieszkania, zrzuciłam je i machnęłam gdzieś w kąt. Przyjaciółka biegła z miejsca w miejsce. Louis pocałował ją na balu. Mimo tego, że nie byłam pewna co do tego, dlaczego to tak szybko się rozwinęło, cieszyłam się, że moja przyjaciółka w końcu myśli o sobie. Po pozbyciu się sukienki i makijażu opadłam w salonie na kanapie w wygodnych dresach i włosach upiętych w kucyk. Wyciągnęłam telefon i jak obiecałam, zadzwoniłam do mojej rodzicielki, odebrała szybko, po dwóch sygnałach.

— Summer, dziecko właśnie miałam do ciebie dzwonić. — Jej głos nie wskazywał nic dobrego.

— Mamo, coś się stało?
— Ojciec pojechał do twojego chłopaka — jęknęła z bólem w głosie.

— Jak to pojechał do mojego chłopaka?! — krzyknęłam zrywając się na równe nogi, co nie umknęło mojej przyjaciółce, bo zaczęła mi się bacznie przyglądać.

— Proszę, nie bądź na niego zła. Poprosił znajomego, żeby powiedział mu coś o tym, jak on się nazywa?
— Harry.
— Tak, Harry — kontynuowała — jednak nie dostał żadnych dobrych wieści. Wpadł w szał dowiadując się z czego znany był twój chłopak w poprzedniej szkole, z której go wyrzucili. Zamarłam. Nigdy nie rozmawiałam o tym z Harrym, nawet nie było okazji. Wiedziałam jednak, że ojciec wie zdecydowanie więcej niż ja.

— Wiesz co powiedział mu ten kolega?
— Z tego co słyszałam, kiedy rzucał jakimiś półsłówkami, chodzi o narkotyki.
Świat zawirował mi przed oczami, usiadłam z powrotem na kanapie walcząc ze złością. Harry był dilerem? Dlatego wyrzucili go z poprzedniej szkoły? Z drugiej strony jaki miałoby to sens, jest starszy ode mnie, więc albo zawalał klasy, albo zrobił sobie przerwę od nauki. Gdyby dilował,przecież nie zostawiliby tego tak bez konsekwencji.

Tak bardzo chciałam wierzyć w drugą opcje.

— Jadę tam! — krzyknęłam i po raz drugi wstałam z impetem z kanapy w poszukiwaniu kluczyków od auta Lexie.
— Kochanie, ojciec jest rozwścieczony, uważa że twoje niedawne zachowanie spowodowane jest właśnie narkotykami od Harry'ego.
— Przecież to bzdura! Odezwę się do ciebie później. Pa! — Nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. — Pojedź ze mną.

Spojrzałam na przyjaciółkę błagalnym tonem. Nie wiedziałam, czego mogę się tam spodziewać, nie widziałam ojca nigdy tak wściekłego jak opisywała mama, potrzebowałam wsparcia, chociażby psychicznego.

— Jasne, chodźmy — szepnęła i chwyciła kluczyki z komody. Założyłam na nogi tenisówki i wybiegłyśmy do samochodu. W adrenalinie i złości z każdą minutą przypominałam sobie drogę do domu bruneta, którą już kilkukrotnie pokonywałam. Na miejsce dotarłyśmy szybko, Lexie jechała uliczkami osiedlowymi mijając światła i korki. Pod domem, zauważyłam już czarnego mercedesa ojca. Wyskoczyłam z samochodu jak poparzona biegnąc do drzwi, bez zastanowienia otworzyłam je wbiegając do środka. Tym razem, panował tu porządek.


— Nie zrobiłem nic złego! — usłyszałam głos Harry'ego.

— Harry! — krzyknęłam biegnąc na górę do jego pokoju. Wpadłam pokonując kolejne drzwi. Ojciec stał z pięściami wymierzonymi w stronę mojego chłopaka. — Odbiło Ci!? — zwróciłam się do ojca stając między nim a Stylesem.

— Odejdź — warknął.

— Nigdzie się nie wybieram! Nie możesz odczepić się od mojego życia prywatnego? Zająć swoim? Swoją żoną, pracą, nie wiem hobby sobie znajdź! — wymachiwałam zamaszyście rękami.

— On jest dilerem Summer! — wrzasnął wskazując na Harry'ego.

— Nie obchodzi mnie to! Nigdy nie zrobił mi krzywdy, nigdy nie widziałam u niego narkotyków.— Nie zastanawiając się czy tak naprawdę nic nie przykuło mojej uwagi krzyczałam patrząc ojcu prosto w oczy.

— Nie pozwolę, żebyś spotykała się z takim kimś!

— Nie masz wyjścia, niedługo się pobieramy. — Uśmiechnęłam się triumfalnie, waląc taką głupotę, że nawet Harry się zdziwił. Zrobiłabym w tamtej chwili wszystko by dopiec ojcu. Jego oczy rozbłysły wściekłością. Podniósł już rękę by wymierzyć mi — jak zakładam— soczystego liścia w twarz, ale Harry zwinnie mnie wyminął i złapał jego dłoń wykręcając do tyłu. W tym momencie do pokoju wbiegło dwoje dorosłych, kobieta i mężczyzna.

— Synu! — Mężczyzna stojący w drzwiach podbiegł do Harry'ego i pomógł mu wyprowadzić mojego ojca z domu.

Jego rodzice, cudowna chwila na poznanie przyszłej synowej.

— Co tutaj się stało? — Kobieta skierowała się do mnie podchodząc bliżej.
— Dzień dobry... Ja, sama nie wiem — zająknęłam się nie wiedząc gdzie podziać wzrok.

— To ty jesteś Summer tak?
— Pani mnie zna? — zdziwiłam się podnosząc wzrok i przyglądając się jej uważnie. Miała ciemne brąz włosy do łopatek, piękne białe zęby i ciemne oczy.

— Harry trochę o tobie mówił. — Jej policzki zarumieniły się delikatnie.

— Nie wiedziałam — oblałam się rumieńcem, w momencie kiedy mężczyźni weszli do pokoju. Brunet od raz podszedł do mnie i zamknął w szczelnym uścisku. Odwzajemniłam czynność przytulając się do jego torsu.

— Summer, to jest moja mama Anne i ojciec Desmond.
— Summer — przedstawiłam się automatycznie. Spojrzeli na mnie i obdarzyli ciepłym uśmiechem. — A to moja przyjaciółka Lexie — wskazałam na dziewczynę stojącą obok mnie. — Bardzo państwa przepraszam za tą całą sytuację, sama nie wiem jak mogło do tego dojść. Mój ojciec jest dość... Impulsywny.

— Mam nadzieję, że ten człowiek więcej się tu nie pojawi — skwitował Desmond.
— Wiem, że to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale słyszeliśmy co mówi Summer. Synu, masz nam coś do powiedzenia? — Kobieta spojrzała na swojego syna wymownie. Przeniosłam wzrok na bruneta przerażona.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz