Po kąpieli od razu poszłam spać podjadając jeszcze w międzyczasie jednego banana. Harry oczywiście nie mógł się oprzeć temu by mnie przytulić i przykleił się do mnie jak mucha do lepu. Zasnęłam więc a jego ramionach, ale niestety rano obudziłam się w pustym łóżku. Na stoliku nocnym leżała jedynie karteczka,
"Poszedłem pobiegać, niedługo wrócę.
Harry. xx"ale bardzo zastanowiła mnie jej treść. Od kiedy Harry biegał? Biorąc pod uwagę jego stan po śpiączce i to jaką trudność sprawiają mu dłuższe wyprawy nie mogłam w to uwierzyć.
Wstałam bez zbędnego przeciągania się i od razu wyskoczyłam w dzisiejszy strój składający się z szarych leginsów i białej bluzy bez kaptura. Postawiłam na wygodę, bo nie miałam zamiaru ruszać się dziś poza dom. Poszłam zrobić sobie naleśniki z czekoladą na śniadanie i zjadłam je siedząc na bujanym fotelu na tarasie, który znajdował się z tyłu domu. Wejście do niego prowadziły duże oszklone drzwi z salonu. Ogród domu państwa Styles był cudowny. Wielki, pełen zieleni, różnokolorowych kwiatów i małego oczka wodnego przez niektórych nazywanego stawem, niedaleko płotu rosło kilka małych drzewek i choinek, całość wyglądała przepięknie.Po zjedzeniu śniadania rozkoszowałam się piękną pogodą popijając ulubioną malinową herbatę. Mój relaks przerwał telefon od mojego szefa z ciastkarni.
— Witam, czy coś się stało? — zapytałam.
— Summer wybacz, że do ciebie dzwonię, ale nie mam się do kogo zwrócić.
— Proszę mówić, śmiało.
— Potrzebuję pracownika za kasę na sklepie. Dziewczyny pobrały urlopy na żądanie a ja mam dwóch pracowników na magazynie!
— Nie ma problemu, przyjechać od razu?
— Gdybyś mogła. — w jego głosie poczułam wyraźną ulgę.
— Niedługo będę. — powiedziałam i się rozłączyłam. Dawno nie odwiedzałam szefa i nie byłam w sklepie, więc to była świetna okazja by zażyć trochę przeszłości. Wygodną bluzę zmieniłam na zwiewną koszulkę z długim rękawem założyłam buty i zgarniając klucze z komody wyszłam z domu dokładnie zamykając drzwi wejściowe.DO: Harry, Lexie
Jestem w ciastkarni.Napisałam szybkiego sms'a do Harry'ego i Lexie po czym wsiadłam do swojego auta i udałam się w kierunku sklepu, który znajdował się dwadzieścia minut drogi od mojego aktualnego domu. Odpowiedzi zwrotnej od żadnego z nich nie dostałam, więc wrzuciłam telefon do szafki, kiedy tylko dotarłam do budynku i zajęłam miejsce przy kasie. Obsługiwałam klientów z taką samą przyjemnością jak kiedyś, zamiatałam podłogę oraz wycierałam stoliki.
— Dzień dobry. — usłyszałam męski głos za sobą. Odwróciłam się instynktownie spotykając z tęczówkami Dylana.
— Cześć. — jęknęłam speszona sytuacją i cofnęłam się dwa kroki.
— Wyglądasz... — zawahał się spoglądając na mój brzuch, który pomimo zwiewnej koszulki uwydatnił się przez materiał.
— Kwitnąco! — odezwał się szef, który wyszedł z zaplecza. — Dylan, jesteś spóźniony. Zamiast urządzać sobie pogaduszki powinieneś już być na magazynie.
— Dziękuję. — powiedziałam bezgłośnie w stronę szefa i wróciłam za kasę.
Każda sytuacja z Dylanem stawała się coraz bardziej niezręczna. Miałam wrażenie, że ten chłopak w przeszłości za dużo sobie wyobraził i miał nadzieję na coś, co nigdy by się nie wydarzyło.
Dzień mijał bardzo powoli i w miłej atmosferze. Stali klienci cieszyli się, że wróciłam a nowi byli zdziwieni, że widzą nową twarz w sklepie.
— Summer, jestem ci bardzo wdzięczny, że przyszłaś. — powiedział szef, kiedy zbliżała się godzina zamknięcia ciastkarni.
— Nie ma sprawy. Mówiłam, że może pan na mnie liczyć w każdej chwili.
— Tutaj jest twoje wynagrodzenie za dzisiejszy dzień sto funtów.
— Dziękuję. — powiedziałam i otworzyłam szafkę w celu zabrania swoich rzeczy. — Do zobaczenia!
Na wyświetlaczu mojego telefonu widniało dwadzieścia sześć nieodebranych połączeń od Harry'ego.
— Summer! — usłyszałam głos Lexie. Odwróciłam się w stronę źródła z jakiego dobiegał i zobaczyłam roześmianą przyjaciółkę opierającą się o samochód mojego narzeczonego.
— Lexie? Co ty tutaj robisz?
— Przyjechaliśmy cię odebrać z pracy!
— Przecież ty jesteś pijana.
— Oj tylko troszkę wypiliśmy. — roześmiała się ponownie i beknęła na cały głos.
— Boże, wsiadaj do samochodu. — rozkazałam i poszłam otworzyć drzwi kierowcy. — Wysiadaj.
— O! Cześć! — zaśmiał się mówiąc pijackim bełkotem Harry.
— Nie wierzę, że wsiadłeś za kółko w takim stanie. Wyłaź. — powiedziałam i pociągnęłam go za rękę. Wygramolił się i zajął miejsce na tylnej kanapie.
Zostawiłam swoje auto na parkingu pod sklepem i odwiozłam przyjaciółkę autem Harry'ego pod dom.
— Cześć Louis. Jesteś w domu? — zadzwoniłam do narzeczonego Lexie.
— Tak, coś się stało?
— Mógłbyś zabrać zwłoki swojej pijanej dziewczyny z mojego samochodu?
— Kurwa. — powiedział i się rozłączył. Miałam nadzieję, że to znaczyło, że już idzie.
Poczekałam kilka minut i pojawił się pod autem.
— Jesteś kompletnie pijana! Gdzieś ty była!? — krzyczał wyciągając ją z pojazdu.
— No z Harrym.
— A co ty robiłaś z Harrym? — zapytał zdenerwowany.
— Miałam spotkać się z Summer, ale ona nie przyszła.
— Napisałam ci przecież, że jestem w ciastkarni! — krzyknęłam nie mogąc powstrzymać złości. — Przecież mogłaś przyjść! Poczekać na mnie! Nie musiałaś z nim chlać!
— Oj tam. — machnął ręką Harry.
— A ty to się lepiej zamknij. — warknęłam.
— Przepraszam za nią Summer. — powiedział Louis i wyciągnął swoją dziewczynę na zewnątrz biorąc od razu na ręce.
— Nie musisz, połóż ją spać. — pokiwał twierdząco głową i zamknął drzwi auta. Odpaliłam ponownie silnik i pojechałam prosto do domu.
— Summer. — burknął Harry, kiedy próbowałam wyciągnąć go z auta.
— Zamknij się. Co ty sobie w ogóle wyobrażałeś!?
— Czekaliśmy na ciebie. — uśmiechnął się.
— Nie wiem, dlaczego się tak szczerzysz.
— Bo mi wesoło, że jesteś.
— Super. Świetny powód do radości. — rzuciłam sarkastycznie otwierając jedną ręką drzwi a drugą trzymając jego cielsko by nie poleciał plackiem na ziemię.
Wchodząc do domu doznałam szoku. W całym salonie porozwalane były butelki po piwie, porozrzucane po podłodze i kanapach chipsy, poduszki leżące na podłodze, bluza Harry'ego rzucona na komodę.
— Co tutaj się stało? — zapytałam stanowczo rzucając go na kanapę.
— Bawiliśmy się. — roześmiał się.
— Co? — zapytałam zdejmując mu buty, by nie pobrudził mebli.
— Fajnie. — śmiał się jak idiota.
Postanowiłam zignorować jego zachowanie i posprzątać trochę, by nie siedzieć jak w chlewie. Totalnie go ignorując zaczęłam odkurzać wokół i zbierać wszystko z podłogi. Moją uwagę przykuło małe czarno-niebieskie opakowanie wsunięte pod jedną z kanap. Sięgnęłam dłonią po nie i wyciągnęłam.
Poczułam jak moje ciało ogarnia fala gorąca, nudności i płaczu. W dłoni trzymałam otworzone opakowanie prezerwatyw z jedną brakującą sztuką. Złość kipiała we mnie do tego stopnia, że zaczęłam się trząść jak galareta. Rzuciłam opakowaniem w śpiącego Harry'ego, który niewzruszony tym dalej smacznie spał. Pobiegłam na górę i w walizkę, którą miałam pod ręką spakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Zdjęłam pierścionek zaręczynowy z dłoni i zostawiłam go na stoliku wraz z karteczką."Bądź z siebie dumny.
Oboje jesteście siebie warci, niedługo przyjadę po resztę swoich rzeczy."Wezwałam taksówkę i pojechałam pod ciastkarnie by odebrać swój samochód. Wrzuciłam na tylne siedzenie walizkę i z piskiem opon odjechałam w kierunku domu rodziców. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że ledwo trzymałam w nich kierownice. Musiałam się bardzo skupiać na drodze i myśleć o bezpieczeństwu dziecka, by nie zrobić jakiegoś głupstwa. Po pięciu minutach szybkiej i gwałtownej jazdy zaparkowałam pod rodzinnym domem.
Zaczęłam krzyczeć jak opętana i uderzać pięściami w kierownice.
— Summer? — usłyszałam głos mamy. Klęczała przerażona obok mnie.Odzyskałam świadomość. Co się właśnie stało?
— Boże dziecko, co się stało? Nie mogłam cię uspokoić od kilku minut. — dyszała z przerażenia.
— Przepraszam, chyba mnie za bardzo poniosło. Już wszystko w porządku. Mogę się u was zatrzymać?
— Oczywiście, że tak skarbie. Chodźmy do środka.
— Czy tata może zaparkować mój samochód w garażu? Nie chce by był widoczny.
— Dobrze, zaraz zaparkuję. — powiedziała mama i zaprowadziła mnie do domu.
CZYTASZ
To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.S
FanfictionW TRAKCIE POPRAWY 43/61 Niemal wszystkie historie miłosne kończą się happy endem - gromadką dzieci, wspólnym mieszkaniem, życiem w dostatku, bla, bla, bla. Co się stanie, jeśli ta, przepełniona złością, wulgaryzmami i zwrotami akcji historia wcale n...