Rozdział 45

126 11 3
                                    

Tak jak Anne mówiła, byli w Londynie około godziny osiemnastej. Jako, że czułam bliski koniec mojego związku postanowiłam się tak nie panoszyć w nie swoim domu mimo, że Harry dwa miesiące temu twierdził, że jestem już częścią rodziny. 
  —  Summer! — ucieszyła się na mój widok mama Harry'ego. 
  —  Dzień dobry. — Przytuliłam ją przelotnie i przywitałam ukochanego wymuszonym pocałunkiem w policzek, by stwarzać pozory przed rodzicami. Nie widziałam potrzeby by martwić ich naszymi problemami. O dziwo nie odsunął się ode mnie, ale nie ruszyło mnie to tak, jakby ruszyło tydzień temu.
  —  Mamo, tato chciałbym wam coś powiedzieć. 
Spojrzałam na chłopaka, który niepewnie spojrzał na mój brzuch zasłonięty bluzą. Rodzice spojrzeli na nas zaniepokojeni. 
  — Będziemy rodzicami — powiedział głosem wypranym z uczuć, jakby mechanicznie.
  —  Summer? — Desmond spojrzał na mnie ojcowskim czułym wzrokiem.
  — Jestem prawie w osiemnastym tygodniu ciąży — powiedziałam z dumą w głosie i rozpięłam bluzę ukazując już wyraźnie zaokrąglony brzuszek. 
  —  Dziecko moje! Gratuluję! — Anne uścisnęła mnie mocno i pogładziła dłońmi moje plecy. Byłam zaskoczona tym, że tak łatwo to przyjęli w szczególności, że pamiętam co powiedzieli, gdy do ich domu wtargnął mój ojciec a ja w złości i żądzy zemsty krzyknęłam, że Harry jest ojcem mojego dziecka.
Wspólnie zjedliśmy zamówione pizze i porozmawialiśmy o przyszłości. Rodzice Harry'ego zdeklarowali się więcej pracować, by pomóc nam w uzupełnieniu wyprawki dla dziecka, w umeblowaniu pokoju, który co prawda chwilowo ja zajmowałam. Rodzice byli bardzo zatroskani i wypytywali o to, czy moi już wiedzą.

Nie mam pojęcia, jak przekazać to ojcu. Niby na obiedzie ostatnio zachowywał się normalnie, ale mam wrażenie, że każdy temat związany z Harrym mu się nie podoba. Zresztą, co oni mają do gadania? Zanim urodzę dziecko, będę miała już dwadzieścia lat. Nikt mi nic powiedzieć nie może, jestem dorosłą kobietą, która sama o sobie decyduje.

***

Rano obudziłam się przez warkot maszyn ścinających trawę na osiedlach. Westchnęłam i szybko usiadłam na łóżku leniwie się przy tym przeciągając.
Wczorajszy wieczór spędziliśmy osobno. Ja czytałam książkę w pokoju, a Harry oglądał w salonie mecz. Nie miałam zamiaru wchodzić mu w drogę, skoro nie chciał mojej obecności nie dawałam mu jej. Niestety w dzień musieliśmy się jakoś tolerować.

Boże jak to brzmiało! TOLEROWAĆ.
Osoby, które jeszcze dwa miesiące temu były w sobie zakochane, dziś muszą się tolerować.

Ja go wciąż kocham i cholernie boli mnie ta cała sytuacja.
Westchnęłam smutno i wstałam zakładając szlafrok. Normalnie wyjście w samej koszulce i majtkach nie sprawiłoby mi żadnego trudu, ale teraz czułam dziwne zawstydzenie. Zawiązałam sznurek ubrania na swoich biodrach i wyszłam z pokoju. W domu roznosił się zapach słodkich owoców i jego perfum. Cudowne połączenie, którego tak dawno nie czułam, którego przez ostatnie dwa miesiące pragnęłam. Wzięłam głęboki wdech rozkoszując się tym zapachem, ale gdy poczułam burczenie w brzuchu kierunek obrałam na kuchnię.
— Cześć — przywitał się oschle.
— Cześć.
— Zrobiłem śniadanie, naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną.
— Nie musiałeś.
— Ale chciałem. Jedz.
Nie odezwałam się już, tylko wzięłam podaną przez niego porcję. Jak na kogoś głodnego zjadłam zaledwie dwa placki, chociaż wcześniej pewna byłam, że poproszę o dokładkę. Przyglądał się przez cały czas jedząc swoją porcje. Jego oczy były wciąż takie same, a jednak całkowicie inne. Nie patrzył na mnie tak jak kiedyś, nie patrzył z czułością i miłością, jedyne co mogłam wyczytać z jego tęczówek to obojętność.
— Czemu mi się przyglądasz?
— Bo jesteś moją kobietą i jesteś piękna.
— Nagle sobie przypomniałeś — prychnęłam zdziwiona jego komplementem. 
— Cały czas pamiętałem.
Uśmiechnęłam się sztucznie i odłożyłam talerze do zlewu.
— Potrzebuje pieniędzy. Korzystałam z twojej karty, mam nadzieję, że się nie obrazisz. Musiałam coś jeść.
— Nic nie szkodzi. Poproszę rodziców o trochę pieniędzy, pomogę ojcu w firmie i..
— Nie! — krzyknęłam odwracając się raptownie. — Nie chce, żebyś się ruszał z domu.
— To nie zarobie.
— Ostatnim razem jak byłeś u ojca... Nie chce by to się powtórzyło. Drugi raz ze śpiączki możesz nie wyjść, albo co gorsza zginąć na miejscu. Drugi raz ja tego nie zniosę!
Głos zaczął mi drżeć a łzy napłynęły do oczu. Pomimo tych wszystkich sytuacji i jego zachowania, ja naprawdę nie chciałam go stracić. Na sama myśl, że mógłby zginąć, umrzeć, już nie być ze mną i dzieckiem na świecie ogarniała mnie histeria. Niekontrolowanie łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Harry zerwał się z krzesła i przytulił mnie do siebie chyba najmocniej jak potrafił, schował mnie w swoich ramionach głaskając jedną dłonią moje włosy.
— Już wszystko w porządku. Jestem tutaj.
— I bądź już.
— Będę.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz