Rozdział 15

147 15 1
                                    

Codzienna rutyna szkoły trochę dobijała, na samych zajęciach nic się nie działo a przerwy mijały szybko w towarzystwie Lexie albo Stylesa. Wstawianie o 6:00 było męczące, nie wysypiałam się ostatnimi dniami, za dużo myśli miałam w głowie, które wcale nie dotyczyły szkoły, egzaminów czy przyjemnych rzeczy.
Budzik zaczął dzwonić punkt godzina 6:00 jak codzień. Wyłączyłam go szybko i leniwie podniosłam się opierając na łokciach. 
— Dzień dobry śpiochu. — Mama zapukała delikatnie w drzwi. 
—Kim jesteś i co zrobiłaś z moją mama?— zapytałam poważnie siadając na łóżku i wsuwając na stopy ulubione kapcie. Rodzicielka spojrzała na mnie zaniepokojona.
—Jest godzina szósta rano, a ty pełna energii wchodzisz do mnie do pokoju i to na tygodniu — dodałam.
—Jak mówiłam ci wczoraj, w pewnym momencie człowiek dostrzega coś więcej niż rzeczy materialne. — Usiadła obok mnie na łóżku.
— Nadal nie bardzo rozumiem. Co takiego dostrzegłaś?
— To, że warto spędzić więcej czasu z rodziną w domu, niż samej w podróży. Chodź, zrobiłam ci naleśniki z dżemem. — Kobieta poklepała mnie po udzie i wyszła zabierając kilka rzeczy z podłogi ze sobą.

Czy ona zamierza zrobić pranie?

Założyłam na siebie bluzę i leniwym krokiem udałam się do kuchni, w której jak mama mówiła, czekało już na mnie śniadanie. Można by pomyśleć, że przecież to normalne zachowanie matki, która ma dom, dziecko i męża. Niestety nie jest, a raczej nie było to normalne i codzienne  zachowanie mojej mamy. 

Moja mama była niewysoką blondynką o cudownych brązowych oczach. Opowiadała mi kilka razy, jak tata za nią w młodości szalał, ile miejsc razem zwiedzili. Bardzo mi przykro, że kiedy ja się urodziłam, zmienili całkowicie swoje plany na przyszłość, zaprzestali wycieczek i mocno się od siebie oddalili. Jako mała dziewczynka, zazdrościłam im takiej miłości, zabawy, poznawania nowych miejsc.
Odkąd pamiętam, dużo podróżowała podrzucając mnie a to koleżance, a to opiekunce, która u nas była wynajęta na pełen etat. Były takie tygodnie, zazwyczaj kiedy robiło się ciepło,ze mama mama wracała, spędzała ze mną trochę czasu, ciągała po sklepach, namawiała na wyjazdy z nią. To nigdy nie było moim marzeniem, wolałam zostać na miejscu, chodzić do szkoły i mieć normalnych znajomych, z którymi będę mogła się widywać na żywo, nie przez kamerki internetowe.

Nie widziałam nigdy by moja rodzicielka zabierała się za pranie! A może po prostu tego nie pamiętam? 

— Smakowało? — Kobiecy głos wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałam na talerz, był pusty. Musiałam się naprawdę zamyślić. 
—Tak, dziękuje. 
—Jak przygotowania na bal? — Zabrała talerz i zajęła się jego myciem.
—Jaki bal? 
—W szkole, nie idziesz? 
—No tak, bal. Zapisałam się na listę chętnych, ale sama nie wiem.
— Nawet nie ma dyskusji! Pojedziemy na wspólne zakupy, wybierzemy ci najlepsza suknię pod słońcem! — Mama cała podekscytowana przytuliła mnie mocno. 
— Jak na razie muszę wybrać ubrania na zajęcia — zaśmiałam się uciekając z uścisku kobiety. Nie byłam przyzwyczajona do takiego spoufalania z mamą, a już w szczególności o takiej godzinie. Po krótkiej chwili byłam już przed swoją szafą, przerzuciłam kilka ubrań a wybranie ostatecznego stroju nie zabrało mi wiele czasu. Wyjęłam z szuflady komplet białej bielizny i zamieniłam ciepłe nocne ubranie na kusy materiał, nasunęłam na siebie granatowe rurki, białą koszulkę na ramiączkach i czarną ramoneskę, wyjęłam ze słoiczka z odłożonymi pieniędzmi dwieście funtów i włożyłam do portfela,może małe zakupy pozwolą chociaż na chwilę pozytywnie pomyśleć. Sprawdziłam czy wszystko co mi potrzebne znajduje się w mojej czarnej torebce po czym zeszłam na dół. 
W ostatniej chwili przed wyjściem postanowiłam wrócić do pokoju i mocno podkreślić rzęsy a na usta nałożyć delikatną różową pomadkę.
Zbiegłam na dół w pośpiechu zakładając czarne krótkie Converse i chwytając za torebkę wybiegłam rzucając krótkie "Pa!" rodzicielce.
Dziś jechałam autobusem do szkoły, nie przepadałam za taką formą transportu, ale kiedy Lexie była strasznym leniem i nie chciało jej się przyjeżdżać lub była chora  nie miałam zbytnio wyjścia. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam pierwszy lepszy kawałek z playlisty. Upewniłam się, że moja torebka jest zamknięta i ruszyłam w stronę przystanku.

***

Do szkoły dotarłam zaskakująco szybko, bo piętnaście minut przed dzwonkiem. Stałam oparta o drzewo czekając na Lexie i przyglądając się uczniom naszej szkoły. 
—Hej, przepraszam? — Cichy i delikatny damski głos dotarł do moich uszu, od razu odwróciłam się w stronę z którego dobiegał.
— Tak?— Spojrzałam na piękną dziewczynę o mocno niebieskich oczach i czarnych włosach.
— Jestem tu nowa, Amber. — Wyciągnęła w moją stronę dłoń, którą bez wahania uścisnęłam
— Summer.
—Nie wiesz może, jak trafić na zajęcia profesor Green? 
— Odbywają się na drugim piętrze w sali dwieście jeden. — Uśmiechnęłam się lustrując dziewczynę wzrokiem, była bardzo szczupła, jej udo zdobił tatuaż, który do połowy był zakryty spódniczką przez co nie dało się odgadnąć co to takiego, ubrana była w ciemne barwy a na nosie trzymały się duże czarne okulary, które sprawiały że wyglądała bardzo uroczo. 
— Jesteś bardzo ładna — przyznała a jej policzki zalał rumieniec. 
— Dziękuję. — Uśmiechnęłam się szeroko. 
— Też się tu uczysz? 
— Skoro wiedziałam gdzie zajęcia ma profesor Green, to raczej tak — zaśmiałam się a dziewczyna na to zareagowała speszeniem. Rozmawiałam z nią jeszcze chwilę, dopóki mojej uwagi nie odwrócił chłopak z bujnymi brązowymi lokami. Zamyśliłam się patrząc na niego, wysiadł ze swojego samochodu i udał się pod drzwi pasażera, obserwowałam go z zaciekawieniem.
Otworzył drzwi i pomógł wysiąść blondynce, z którą wczoraj udał się, jak zakładam do swojego domu, by dać upust fizycznym potrzebom. Lustrowałam ją wzrokiem i nie trudno było zauważyć, że ubrana była w to samo co poprzedniego dnia. 

Czyli spędziła z nim noc..

—Podoba Ci się? — Amber zapytała cicho i niepewnie. 
—Co?! Nie! —zaprzeczyłam podskakując jak poparzona.— Skąd to pytanie?
— Przepraszam.. Ja.. — Dziewczyna zaczęła się denerwować i jąkać. 
— Ej, spokojnie. Nie chciałam krzyczeć.  — Pogładziłam delikatnie dłonią ramie dziewczyny, by rozluźnić atmosferę. Nie odpowiedziała, ale obdarzyła mnie cudownym, szerokim uśmiechem.

—Summer! — Głos przyjaciółki dobiegł do moich uszu.
—Musze lecieć. Gdybyś czegoś potrzebowała, szukaj mnie przy szafkach obok sali chemicznej. Pa!
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę przyjaciółki, która już czekała przed wejściem do budynku. Przywitała mnie cmoknięciem policzka i bez słowa udałyśmy się do szafek. 
—Chodź kupimy coś do picia. — Przyjaciółka podeszła, gdy brałam podręcznik do angielskiego.
— Dobry pomysł. — Upewniłam się, że zamknęłam szafkę i schowałam kluczyk do kieszeni spodni po czym udałyśmy się do szkolnego sklepiku obok stołówki.
— Miałaś się odezwać— zaczęła Lexie.

— Tak, wiem. Przepraszam, chciałam czymś zająć myśli, znalazłam zajęcie i tak jakoś zleciał czas do wieczora. 
— Przez niego. 
—Przez niego co? — Spojrzałam na dziewczynę.
— Chodzisz zła, nie masz humoru i wolisz siedzieć w domu niż spotkać się z ludźmi i zrobić coś fajnego.

—Ale jak mówiłam ci, że nie chce mieć z nim nic wspólnego nalegałaś — zaśmiałam się. — Poproszę sok jabłkowy.
Zwróciłam się do starszej blond kobiety, która od dwóch lat pracowała w naszym sklepiku. 
—Oczywiście. 
— Ja nadal wierze, że będziecie związkiem idealnym! 
— Będzie 2.60$ — zwróciła się do mnie kobieta podając sok. Wyjęłam z portfela odliczoną kwotę i poczekałam aż Lexie kupi swój napój.
— A ja wierzę w to, że skoro zainteresował się tą blond kurwą, da mi spokój.
—Kto zainteresował się blond kurwą i ma ci dać spokój? — Ten głos.. Harry.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz