Rozdział 29

121 10 0
                                    


— Wiem, że to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale słyszeliśmy co mówi Summer. Synu, masz nam coś do powiedzenia? — Kobieta spojrzała na swojego syna wymownie. Przeniosłam wzrok na bruneta przerażona.

— Tak właściwie to... — zawahał się. — To jeszcze nic pewnego. Rozmawialiśmy z Summer o tym, ale żadna decyzja jeszcze nie zapadła — mówił z takim spokojem w głosie, że sama uwierzyłam w to co mówił.

— Ciesze się, myślę, że jesteście jeszcze za młodzi na takie decyzje.

* * *

­— Tak bardzo przepraszam cię za tą sytuację — szepnęłam kiedy zostaliśmy sami.

— Muszę ci o czymś powiedzieć  — usiadł na łóżku i poklepał miejsce obok siebie. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam obok. Jego ton nie wskazywał na miłą pogadankę, co jeśli uznał, że moja rodzina jest toksyczna i może narobić mu tylko problemów? Co jeśli uznał, że już nie chce ze mną być bo ma dość nienawiści ze strony mojego ojca. A co jak on chciał się mną tylko pobawić, ale wcale nie bawi go moja osoba i mu się wszystko znudziło? — Summer?

— Przepraszam, zamyśliłam się — spojrzałam na niego.

— Twój ojciec miał racje.

— Jesteś dilerem? — wypaliłam bez zastanowienia.

— To za dużo powiedziane — zacisnął dłonie w pięści. — Po prostu, w szkole z której mnie wyrzucili, obracałem trochę trawką między uczniami, nic wielkiego. Była tam taka jedna, nie pamiętam już nawet jak miała na imię. Zakochała się we mnie — zaśmiał się. — Nigdy jej niczego nie obiecywałem nie mówiłem, że będziemy razem, ale kiedy ją odrzuciłem chciała się zemścić i poszła fala plotek, że jestem dilerem, że handluje ciężkimi prochami w szkole. Informacja doszła do nauczycieli, dyrekcji a w końcu do moich rodziców i policji. Kilka dni później, idiotka naćpała się czegoś na imprezie i powiedziała, że ma dragi ode mnie. Policja, sąd, udowadnianie za wszelką cenę, że nie miałem z tym nic wspólnego.

— Ja ci wierzę.

— Nie o to chodzi. Ta łatka będzie ze mną zawsze. Nie mógłbym ci zrobić krzywdy.

— Wiem, nie podziękowałam ci nawet za tak cudownie urządzone urodziny.

— Nie musisz mała, dla ciebie wszystko — musnął kciukiem mój policzek.

— Byłam dla ciebie cholernie wredna.

— Taką wredną, też cię kocham— zastygłam na ostatnie słowo. Dość często dawał mi do zrozumienia, że dla niego nasza relacja była zdecydowanie czymś poważniejszym, niż do tej pory dla mnie. Mimo jego chamskiego charakterku, mogłam wyobrazić sobie nas jako parę za jakiś czas. Miałam nadzieję, że to przetrwa, a ja będę mogła zobaczyć, co kryje się za murami, które wybudował wokół siebie chłopak.

— Tak czy siak, chciałabym ci naprawdę podziękować. To były magiczne urodziny, lepszych nie mogłam sobie wymarzyć. — Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, pogłębiając go w każdej sekundzie. Łapczywie brałam powietrze między pocałunkami. Serce podeszło mi do gardła a ciało owładnęły dreszcze. — Harry ja...

  —  Rozumiem —  odsunął się automatycznie. 

* * *

Po wielu rozmowach z Harrym i przyjaciółką zdecydowałam pojechać do ciastkarni i porozmawiać z szefem. Bardzo nadużyłam jego dobroci. W głowie układałam sobie co mu powiem, jak wszystko wyjaśnię. 
  —  Cześć Ruby —  zwróciłam się do ciemnowłosej dziewczyny, o
 ciemno-śniadej karnacji z brązowymi oczami, która stała za ladą. Pracowała tu o wiele dłużej ode mnie.
— Summer, co cię do nas sprowadza? —  oderwała się od czyszczenia lady.
—  Nadal tu pracuję —  zaśmiałam się nerwowo. —  Jest szef?
— Na zapleczu —  kiwnęła głową w stronę drzwi z napisem "Tylko dla personelu" i wróciła do poprzedniego zajęcia. 

Udałam się od razu we wskazane i dobrze znane mi miejsce. Pomieszczenie pełne było produktów, domyślam się, że właśnie przyszła dostawa.
—  Ekhem —  chrząknęłam. —  Szefie?
—  Summer? —  jego głowa wynurzyła się zza jednej z palet. —  Summer!
Ucieszyłam się, kiedy zareagował tak entuzjastycznie, gdy mnie zobaczył. 
—  Wróciłam! —  Uniosłam ręce do góry w geście radości. 
—  Bałem się, że już cię nie zobaczę. Naprawdę cieszyłem się z naszej współpracy.
—  Wiem. Ja również byłam zadowolona, możemy porozmawiać w jakimś bardziej komfortowym miejscu? —  zaśmiałam się przebiegając wzrokiem po pomieszczeniu załadowanym od góry do dołu paletami produktów na nowe ciastka. Przeszliśmy do pokoiku mierzącego zaledwie 4 metry na 2,5 metra. Prowizoryczne biuro, jak to lubił mawiać szef.  
— Więc, co cię do mnie tak naprawdę sprowadza? —  Zasiadł na fotelu i spojrzał na mnie z poważną miną.
—  Chciałabym znów móc u pana pracować, ale nie na cały etat, nie znalazłabym na to czasu.

— Co proponujesz? —  przyglądał mi się uważnie.
—   Pracę na pół etatu, lub wtedy, kiedy będzie panu potrzebny pracownik.
—  Musisz się liczyć z niższą pensją.
—  Oczywiście, wszystko przemyślałam. Chciałabym się skupić na nauce i partnerze. —  uśmiechnęłam się na ostatnie słowo.
— Rozumiem, od kiedy chciałabyś zacząć? 
—  Od dziś? Widziałam, że ma pan pełno towaru do rozładowania. —  Uśmiechnął się z ulgą i od razu zabraliśmy się do roboty.  Przerzucałam kolejne pudełka cukru, mąki i lukrów. Nie powiem, by dziś praca była lekka. Co jakiś czas wymieniałam smsy z Harrym, który już nie mógł się doczekać wieczoru. Mieliśmy spotkać się u niego i obejrzeć jakiś film. Minęło trochę czasu od ostatniej kłótni z ojcem w jego domu. Ograniczyłam kontakt z mamą do minimum, nie chciałam by wiedziała co się ze mną dzieje, co by przypadkowo nie powiedziała nic ojcu. Dalej mieszkałam z Lexie, chociaż Styles upierał się, by opowiedzieć o wszystkim jego rodzicom, na pewno zgodziliby się, abym zamieszkała na jakiś czas z brunetem. Nie chciałam tego wszystkiego posuwać tak szybko na przód, nie byłam nawet pewna, co tak naprawdę do niego czuję. Wiedziałam jedno, nie chce by odszedł.
— Summi?
— Tak? — wyrwałam się z rozmyśleń na głos Ruby, który dotarł do moich uszu.
— Staniesz na kasie? Chciałabym iść coś zjeść.
— Jasne — uśmiechnęłam się do niej i chwyciłam uniwersalny fartuszek z wieszaka, na wypadek gdyby któraś z nas zapomniała swojego. Nie byłam przygotowana na pracę dziś, więc nie miałam przy sobie kluczyka do szafki, widziałam jednak jak bardzo szef potrzebuję pomocy, zostałam. Zawsze to kolejne pieniądze do odłożenia. Z racji, że dostałam od rodziców wymarzone auto, całą sumę jaką uzbierałam, mianowicie 8 tysięcy, mogłam na coś przeznaczyć. Podeszłam do lady zajmując miejsce, które wcześniej zajmowała brązowooka i obsługiwałam klientów. Praca, jak praca nie zmieniła się od czasu, kiedy szef dał mi sporo wolnego, bym mogła poukładać swoje sprawy. To był człowiek o złotym sercu. Kiedy któraś szła na zwolnienie lub urlop, szukał zastępstwa w ludziach, którym praca nawet na kilka dni się przyda, by przytulić trochę gotówki. Przychodziły do nas różne osoby od zdesperowanych ćpunów, którzy zarzekali się, że chcą rzucić, po matki z trójką dzieci zostawione na pastwę losu. 
— Dzień dobry, poproszę kawałek tego ciasta bananowego. — Dziwnie znajomy głos dotarł do moich uszu, odwróciłam się w stronę klienta i szeroko uśmiechnęłam.
— Dylan! Cześć. 
— Spodziewałbym się huraganu, niż ciebie! — Ucieszył się równie mocno.
— Co u ciebie słuchać? Nie widzieliśmy się jakiś czas.
— Tak, liczyłem że spotkam cię jeszcze, w nieco przychylniejszej sytuacji.
— No tak — rzuciłam krótko przypominając sobie tą przykrą sytuację, która spotkała mnie przed poznaniem blondyna.
— U mnie wszystko w porządku, hej! Pracujesz tu? — zauważył po chwili.
— Tak, od dawna.
— Ja też! Przychodzę pomagać, kiedy są dostawy.
— Szkoda, że dzisiaj cię nie było, przerzuciłam chyba z pół tony produktów! — zaśmiałam się krótko.
— Nie dostałem żadnej wiadomości. A co u ciebie? Już nie płaczesz na torbie z nadzieją na wybawienie przez pięknego blondyna? — zaśmiał się, nie wiem czy żartował, czy to miało zabrzmieć jak próba flirtu.
— Nie, mam już swojego wybawcę. — zaśmiałam się nerwowo nakładając mu kawałek ciasta o które prosił przed chwilą. —  Trzy funty.
Położył bez słowa odliczoną kwotę na ladzie i zasiadł przy jednym ze stolików. Przez cały czas ukradkiem mi się przyglądał, gdy obsługiwałam innych klientów, gdy sprzątałam. W końcu przyszła Ruby by mnie zmienić, szybko ściągnęłam fartuch odwieszając go na miejsce i zniknęłam za drzwiami naszego małego magazynu.
— Jeśli chcesz, możesz już iść do domu. Większość towaru mamy rozładowane, jutro przyjdzie chłopak, któremu zaproponowałem pracę.
— Tak, był przed chwilą w sklepie.
— Znacie się? — zdziwił się szef.
— Trochę, wprowadził się niedaleko mnie — urwałam szybko temat. — Proszę do mnie napisać, kiedy będzie panu potrzebna pomoc, do widzenia! 

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz