Rozdział 34

115 11 0
                                    

Dzień zaczął się typowo, pojechaliśmy do szkoły w milczeniu. Chłopak zaparkował tam gdzie zawsze i tak jak każdego dnia od poniedziałku do piątku okrążył samochód otwierając mi drzwi. Chwycił moją dłoń i pomógł zgrabnie wydostać się z wnętrza auta. Korzystałam całą sobą z tego czasu, był kochany, czuły i nie tryskał jadem na prawo i lewo. Złapał mnie mocno za dłoń przyciągając do siebie, kiedy opierał się na masce samochodu. Jak zwykle czekaliśmy na resztę jego przyjaciół. 
— W szkole jesteś taki miły —  jęknęłam mu zrezygnowana do ucha.
— Nie zaczynajmy tego tematu tutaj.
— Tutaj mam pewność, że nie wybuchniesz złością.  Ja naprawdę staram się jak mogę.

— Wiem — powiedział szybko. Uśmiechnął się do kogoś, kto stał za moimi plecami. Odwróciłam się odruchowo. Kogo innego mogłabym się spodziewać? Jego przyjaciele zmierzali ku nam. Pośród małej grupki osób  była także moja przyjaciółka. Szła trzymając za rękę swojego chłopaka. Nie byli długo razem, dopiero od nie dawna przyjeżdżali jednym autem i wszędzie chodzili za rękę. Cieszyłam się jej szczęściem. Cieszyłam się, że w końcu znalazła kogoś przy kim jest szczęśliwa. Mój partner napiął wszystkie mięśnie na widok Lexie.
— Mi możesz zabronić się z nią spotykać, ale przyjacielowi nie — dogryzłam mu. Puścił mimo uszu moją uwagę i skupił się na Louisie. Szarpnął mnie, bym zajęła miejsce u jego lewego boku, odgradzając tym samym kontakt z dziewczyną. Westchnęłam i wtuliłam się w niego, wykorzystując do tego każda okazję.
— Cześć. — Przywitali się wszyscy. Uśmiechnęłam się jedynie do przyjaciółki wykorzystując moment, że Harry tego nie widzi. Odwzajemniła go nieśmiało i przeniosła wzrok na swego lubego. Rozmowy się zaczęły a ja w dalszym ciągu tuliłam ramię mojego partnera.

Kiedy kilkanaście minut później rozbrzmiał dzwonek na zajęcia ruszyliśmy całą grupą do budynku. Wzrok każdej dziewczyny był przylepiony do Harry'ego, kilka jego ex zabijało mnie wzrokiem, bardzo bawiły mnie takie reakcje. Z drugiej strony czasem miałam ochotę podejść do jakiejś i zapytać czy przy niej Harry też taki był. Podobno uważał, że żadna go nie znała z takiej strony, ale dlaczego kiedyś wydawało mi się, że chodziło mu o pozytywną stronę.
Zajęliśmy miejsca w sali, oczywiście nie mogłam już siedzieć z przyjaciółką. Mój chłopak zajmował miejsce obok mnie od dwóch tygodni. Lekcja zaczęła się tradycyjnie od sprawdzenia obecności, później czytanie tekstów w podręczniku i robienie notatek. Każda lekcja wyglądała bardzo podobnie, na jednej nauczyciel wywoływał do odpowiedzi na innej robiliśmy doświadczenia i kolejne notatki. Przygotowaliśmy się teraz do egzaminów końcowych, które miały być za tydzień.
Przerwa na lunch tego dnia była nieco dłuższa, z powodu zwołanej rady nauczycieli która miała trwać czterdzieści pięć minut. Zasiedliśmy przy tym samym stoliku co zawsze i zabraliśmy się do jedzenia.
— Jakie macie plany po zakończeniu szkoły? — zapytał jasnoskóry blondyn.
— Imprezy! — odkrzyknął brunet z tatuażem strzałek na ręku.
— My nie mamy planów — odpowiedział za nas dwoje mój chłopak.
— Tak właściwie, to ja zastanawiałam się nad studiami.
— Nic mi o nich nie mówiłaś— syknął zdenerwowany Harry obejmując mnie dla niepoznaki ramieniem.
— Bo myślę o tym od niedawna.
— Nie wybieram się na studia — odpowiedział pewny siebie.
— Nie kwestionuje twoich planów, ale ja mówiłam o sobie.
— Nigdzie nie pojedziesz.
— Nie będziesz mi mówił, co będę robić a czego nie. Wybaczcie, ale nie jestem już głodna.
Powiedziałam zwracając się do wszystkich. Odsunęłam od siebie tace z ledwo nadgryzionym obiadem i wstałam oddalając się ze stołówki. Słyszałam, że Harry próbuje uratować sytuację krzycząc "kochanie wróć, porozmawiajmy, przecież tylko żartowałem", ale wywołał u mnie tylko śmiech i jeszcze gorsze poirytowanie.
Wyszłam przed szkołę i usiadłam na jednej z ławek przy wyjeździe na ulicę. Wiało dziś delikatnie, co powodowało na moim ciele co chwilę dreszcze.
— Summer?
— Dylan? — odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał znajomy głos.
— Co za zbieg okoliczności. — Uśmiechnął się szeroko, powodując u mnie mimowolne uniesienie warg w uśmiech.
— Tak, zdecydowanie. Co tu robisz?
— Wracam z miasta, zabrakło mi pieniędzy na taksówkę, więc przyszło mi iść na piechotę.
— Niezła wycieczka.
— Tak, już mam dość — przysiadł się do mnie.
— Myślę, że to nie najlepszy pomysł.
— Co, że usiadłem obok ciebie? — roześmiał się.
— Widzisz, w szkole jest mój chłopak, ostatnio dziwnie się zachowuje, nie chciałabym żeby wpadł w szał. Już dość mam awantur.
— Mała nie przesadzaj, tylko rozmawiamy.
— O nie — jęknęłam instynktownie odzywając się, kiedy mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Harry'ego.
— Kto to? — warknął ciągnąc mnie za rękę ku swemu ciału. Obiwszy się z jego torsem złapałam go za koszulkę starając uspokoić.
— To mój znajomy. Mieszka niedaleko moich rodziców, poznaliśmy się jakiś czas temu.
— Ty masz kolegów? — zaśmiał się sarkastycznie.
— No wyobraź sobie, że ma. Dylan jestem, jakże miło mi cie poznać. Summer dużo o tobie opowiadała.
Oczy bruneta aż zabłyszczały ze złości. Zrobił krok w stronę Dylana tym samym pchając mnie, stawienie oporu nie miało najmniejszego sensu, był o wiele silniejszy.
— Dylan nie wygaduj głupstw! Nic takiego nie mówiłam — powiedziałam nie odwracając się do kolegi. — Harry to nie prawda, nic nikomu nie mówiłam!
Odciągnęłam chłopaka na odpowiednią odległość nie żegnając się ze znajomym. Gdziekolwiek ten człowiek się nie pojawi, spotykają mnie nieprzyjemne sytuację, chyba muszę zacząć go unikać.
— Kto to był? — zapytał nieco spokojniej, kiedy na parkingu zaczęło zbierać się sporo osób.
— Powiedziałam ci, że to kolega. Nikt więcej.
— Zdradzasz mnie?!
— CO!? — krzyknęłam ile sił. — Chyba sobie żartujesz zadając mi takie pytanie.
— Odpowiedz. Zdradzasz mnie z tym frajerem?
— Jesteś chory człowieku. CHORY!
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do wyjścia z parkingu szkoły. Nie miałam w zwyczaju opuszczania zajęć, nawet nie zdarzyło mi się to więcej niż może z dziesięć razy w życiu, ale dziś miałam tak cholernie dość wszystkiego, że wykorzystałam niedawny podarunek od Harry'ego w postaci klucza do jego domu. Wezwałam taksówkę i jak najszybciej oddaliłam się od szkoły. Wysłałam przyjaciółce wiadomość, że wróciłam do domu i proszę by nikomu o tym nie mówiła.
Byłam na niego taka wściekła. Gdybym jeszcze miała czas żeby go zdradzać! A ledwo znajdowałam czas dla siebie między robieniem dla niego obiadu a praniem brudnych ciuchów. Nie tak wyobrażałam sobie dorosłe życie z facetem. Miało być tak pięknie, tak kolorowo. Życie przepełnione miłością, pomocą, życzliwością. Co ja takiego zrobiłam, że zamiast tego dostaje ciągłe pretensje, awantury a teraz na domiar złego oskarżenia o zdradę! Mogę go zdradzać na zmianę z lodówką i pralką, bo tylko na to mam czas. Czasem wydaje się też w romans z mopem do podłogi.
Z głośnym westchnięciem weszłam do domu.
— Harry? — damski głos rozniósł się po salonie. Zajrzałam niepewnie do pomieszczenia.
— To tylko ja — wysiliłam się na ciepły uśmiech w stronę rodzicielki mojego partnera.
— Nie przyjechaliście razem?
— No dziś się złożyło, że osobno — zaśmiałam się nerwowo.
— Chodź musimy porozmawiać.
Skierowała się na kanapę i poklepała miejsce obok siebie. Nie miałam dobrych przeczuć. Moja przyszywana teściowa przyjechała bez uprzedzenia i jeszcze musi o czymś ze mną porozmawiać, mam w głowie tylko czarne scenariusze. Usiadłam obok zgodnie z jej prośbą i wzięłam głęboki wdech. — Rachunek za prąd nie jest zapłacony. Dostaliśmy z mężem maila o braku terminowej wpłaty, która miała być uiszczona ponad dwa tygodnie temu. Wysłaliśmy Harry'emu pieniądze na konto. Wiesz coś o tym?
— Znaczy... Rachunkami zajmuje się Harry, ja nie mam do tego wglądu, może po prostu zapomniał — starałam się jak najciszej przełknąć ślinę. Nie wiem co się dzieje z pieniędzmi, które są przesyłane na jego konto. Z własnej kieszeni kupowałam jedzenie i w miarę możliwości chemię do domu.
— A powiedz mi, dlaczego po całym domu porozrzucane są jego ubrania?
— Zbierałam dzisiaj rano pranie, mam małe ręce, sporo mi wypadło — zaśmiałam się, starając brzmieć wiarygodnie. — Zbierałam tuż przed wyjściem do szkoły, Harry mnie popędzał. Zaraz to posprzątam.
— A co powiesz mi o pustej lodówce?
— Sprawdzała pani nawet lodówkę? — zmarszczyłam czoło. — Wczoraj świeciła pustkami, nie chciało nam się jechać do sklepu, kupiłam coś w osiedlowym dziś mieliśmy jechać na większą wyprawę.
— Summer, dziecko. — Kobieta pogładziła delikatnie moje ramie. — Jestem jego matką, mnie nie oszukasz, że jest świetnym panem domu, dba o porządek i sprząta po sobie. Nie wiem, jak dokładnie to wygląda, ale ulicha! Wyglądasz jakbyś była totalnie pozbawiona życia!
— Ostatnio trochę się nam po prostu nie układa.

— Wiem, że mój syn jest trudnym człowiekiem, ale spróbuj go zrozumieć.
— Nawet sobie pani nie wyobraża, jak bardzo próbuje to zrobić.

* * * 

Całe popołudnie i wieczór spędziłam sama. Mama Harry'ego nie siedziała długo zapewniła, że zapłaci rachunek i będzie bardziej kontrolować syna. Wyjaśniła mi, jak bardzo Harry cierpiał po utracie swojej miłości i jak zmienił się pod moim wpływem. Było mi przykro i jednocześnie byłam zła. Wszyscy wokół mówili o jakiejś wielkiej miłości mojego chłopaka a on sam słowem wyjaśnić mi tego nie chciał. To nie tak, że bardzo mnie to interesowało. Ja tylko starałam się zrozumieć jego zachowanie, powód tego wszystkiego, ale on sam mi tego nie ułatwiał.
Nie wrócił po zajęciach do domu. Nie byłam z tego powodu jakoś załamana. Było mi to nawet na rękę. Mogłam na spokojnie oddać się obowiązkom domowym, bo gdybym nie zrobiła tego ja, nie zrobiłby tego nikt. Zrobiłam pranie, ugotowałam obiad i pozmywałam. Wzięłam długą gorącą kąpiel oddając się czytaniu ulubionej książki. Po skończonym relaksie ubrałam się w luźne dresy i koszulkę na ramiączkach. Usiadłam do książek i postanowiłam pouczyć się na egzaminy.
Po niecałej godzinie, na dole usłyszałam męskie krzyki. Odłożyłam książkę od matematyki i postanowiłam zbadać co dzieje się w salonie. Zeszłam po schodach związując włosy w kok.
— Mamy i naszą gwiazdę wieczoru! Moja kochana! — krzyknął w moją stronę kompletnie pijany Harry.
— Znaleźliśmy go takiego pod knajpą niedaleko szkoły. — stwierdził szorstko Malik. Małomówny gość.
— Samego?
— Leżał kompletnie pijany na ławce.
— Boże Styles co ty ze sobą robisz. Możecie zanieść go do sypialni? Nie dam rady sama go zatargać po schodach. — zwróciłam się do Zayna i Liama, którzy trzymali swojego przyjaciela. Skinęli głowa i ruszyli do wyznaczonego przeze mnie pomieszczenia. Chłopak niezrozumiale bełkotał coś pod nosem.
Rzucili go na nasze łóżko i opuścili dom życząc mi powodzenia. Westchnęłam głośno zamykając za nimi drzwi na klucz. Zrobiłam sobie herbatę i ruszyłam na górę szykując się na wyzwanie dzisiejszego wieczora.

__________________________________________
Zachęcam do komentowania kochani :)

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz