Rozdział 56

116 8 2
                                    

W domu o wszystkim mamie opowiedziałam dokładając wszelkich starań by ojciec niczego nie słyszał. Nie chciałam na razie robić z tego wielkiej awantury. Musiałam dojść do siebie i przemyśleć tą całą sytuację. 
Wypłakałam chyba większość wody z organizmu w ramię mamy tacie tłumacząc, że to hormony buzują. Nie wierzyłam, jak dwie najbliższe mi osoby mogą zrobić coś takiego? Jak mój narzeczony, który zarzekał się, że mnie kocha mógł puścić się z pierwszą lepszą laską, która nawinęła mu się na kutasa? 

Odświeżałam swój pokój zmieniając pościel, gdy dostałam telefon od Louisa.
  —  Summer musimy porozmawiać.
—  Wybacz Lou, nie mam ochoty.
—  To ważne proszę.
—  Uszanuj moją decyzję. Nie chce o tym rozmawiać, bo domyślam się o czym chciałbyś. Ja już wszystko wiem.
—  Ja też wiem, ale nie możemy ich o to winić.
—  Chyba sobie żartujesz. —  zaśmiałam się głosem pełnym jadu i ironii.
— Oboje zaniedbywaliśmy swoich partnerów, oboje chcieli poczuć bliskość kogoś innego.
— Louis, lubię cię, ale jesteś w tej chwili śmieszny. Jak możesz mówić, że ja go zaniedbywałam? Niee, w ogóle ta rozmowa nie ma sensu. Cześć.
Powiedziałam i rozłączyłam się szybko. Jak ten idiota mógł powiedzieć, że to ja Harry'ego zaniedbywałam? I że to niby moja wina? Nie no, cyrk na kółkach.
Dokończyłam zmianę pościeli i wzięłam długą relaksującą kąpiel starając się pozbyć tego stresu i nerwów.
Niestety każda próba szła na marne. Dłonie trzęsły mi się w dalszym ciągu, tylko nieco mniej. Położyłam się do łóżka w ciepłej piżamce, ale nawet sen nie był dziś po mojej stronie. Przewracałam się z prawego boku na lewy z minuty na minutę irytując się coraz bardziej. W końcu wzięłam telefon i zaczęłam przeglądać zdjęcia.

Po co ja to w ogóle robię?

Między moimi selfie przewijały się zdjęcia z Harrym i Lexie. Jedno ze zdjęć przykuło moją uwagę.
Pamiętam, zrobiliśmy je na jednym z wypadów całej paczki, każdy się wtedy śmiał, cieszył a przede wszystkim Harry wtedy mnie kochał. Byliśmy tacy szczęśliwi, zakochani w sobie po uszy gotowi zrobić dla tego drugiego wszystko. Dziś nie uwierzyłabym mu nawet, gdyby powiedział która jest godzina. 
Przez większość nocy leżałam i płakałam. Sen nie był mi dziś dany. On pewnie sobie smacznie chrapał nieświadomy tego, co się właśnie ze mną dzieje. Około godziny szóstej nad ranem dostałam wiadomość.

OD: Lexie
Przepraszam, mogę to wszystko jakoś wyjaśnić.

DO: Lexie
Bycia szmatą nie wyjaśnisz.

Odpisałam jej szybko i wrzuciłam ten numer na czarną listę. Nie chciałam nawet słyszeć żadnych tłumaczeń. Wystarczyło mi w zupełności to co powiedział ten idiota i dowody jakie znalazłam w domu. Teraz przynajmniej wiem, dlaczego wszystko było dookoła porozwalane. Ciekawe, czy to był ich pierwszy skok w bok, czy pieprzyli się regularnie za moimi plecami.

  — Nie śpisz? —  pół godziny później zajrzała  do mnie mama ze szklanką soku pomarańczowego.
  —  Nie.
—  Chciałam ci zostawić coś do picia. —  powiedziała i postawiła napój na szafce. —  Jak się czujesz?
—  Tak jak zapewne wyglądam. —  powiedziałam mając świadomość tego, jak fatalnie się czułam.
—  A dzidziuś?
—  Wybacz mamo, ale nie chce teraz o tym myśleć. Chciałabym wymazać z pamięci wszystko co przypomina mi jego. 
  — Uwierz dziecko to przejdzie. Za jakiś czas będziesz się śmiać z tej sytuacji.
—  Potrzebuję tego czasu mamo. —  zaakcentowałam słowo czas. Mama zrozumiała, cmoknęła mnie w policzek i wyszła zostawiając mnie samą. 

I tak minęły dwa dni. Dziewięćdziesiąt procent tych czterdziestu ośmiu godzin spędziłam w łóżku. Mama trzy razy dziennie przynosiła mi jedzenie, ale ja wcale nie chciałam jeść. Leżałam tylko i zastanawiałam się jak będzie wyglądać moje życie. 

Samotna matka bez pracy i oszczędności.

Rodzice zdeklarowali swoją pomoc, obiecali że wyłożą każdą kwotę na wnuka, ale to nie było żadne pocieszenie.
—  Summer on znowu przyszedł.

—  Nie otwierajcie drzwi.
—  Dobija się.

—  Nie obchodzi mnie to, niech się wali. —  stwierdziłam, kiedy po raz kolejny dziś mama przyszła by poinformować, że Harry jest przed domem.  
  —  Chociaż pokaż mu się, że żyjesz.

— Nagle go to niby obchodzi? —  westchnęłam i ze względu na rodziców postanowiłam zejść na dół. Ubrana w szarą piżamę w kaczki z roztarganymi włosami i worami pod oczami sinymi jak śliwki chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi od razu patrząc mu prosto w oczy.
— Boże, jak ty wyglądasz.
—  Tyle masz mi do powiedzenia? To cześć. —  chciałam już zamknąć drzwi, ale on sprytnie i szybko złapał je i ponownie otworzył na oścież.
—  Chciałem to  wszystko wyjaśnić.
  —  Serio, ja nie wiem co ty chcesz wyjaśniać. —  roześmiałam się ironicznie.
— To nie było tak jak myślisz.
—  Aha, czyli nie ruchałeś mojej najlepszej przyjaciółki?
— Znaczy... —  zawahał się drapiąc po głowie.
— Po co ja w ogóle z tobą gadam? —  zaśmiałam się i zatrzasnęłam mu drzwi prosto przed nosem. —  I więcej tu nie przychodź!
Krzyknęłam do drzwi po czym pobiegłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i po raz kolejny wpadłam w histeryczny płacz. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało w ostatnich dniach. 
Jak w ciągu jednej chwili można stracić całe swoje dotychczasowe życie? 
  — Skarbie, może daj mu to wyjaśnić? —  mama przysiadła się do mnie gładząc opiekuńczo moje ramie.
— Co ja mam mu dawać wyjaśnić? To, że przeleciał Lexie, kiedy ja byłam w pracy?
— Poznaj jego wersję.
—  Ja już jego wersję poznałam. Sam się przyznał! —  krzyknęłam.
— No dobrze dobrze, uspokój się bo zaszkodzisz dziecku.
— Odkąd zaszłam w ciążę przeżywam taki stres, że chyba już nic mu zaszkodzić nie może.

Mama odpuściła dalszą rozmowę widząc w jakim jestem stanie. Kolejne godziny minęły na płaczu i zwijaniu się z bólu psychicznego. Brak pożywienia, witamin i totalne wycieńczenie organizmu spowodowało omdlenie w drodze do łazienki, by po raz kolejny zwymiotować ze stresu. Kiedy się ocknęłam czułam wielki ból w podbrzuszu, otworzywszy oczy zorientowałam się, że jestem w karetce.
  — Proszę być spokojną, za chwilę będziemy na miejscu. —  zwróciła się do mnie pielęgniarka. Byłam oszołomiona bólem i wszystkim co działo się wokół. Rozglądałam się w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy, niestety byłam w tym wszystkim sama. 

Co się w ogóle stało? Dlaczego jestem w karetce? I gdzie są moi rodzice?

Leżałam na noszach przypięta pasami błądząc wzrokiem po wnętrzu auta. Do dłoni wkuty miałam wenflon a do niego przypiętą kroplówkę z jakimś płynem. Po krótkiej chwili dotarliśmy do szpitala. Później wszystko działo się bardzo szybko.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz