Rozdział 17

134 12 0
                                    

— Oj przestań maleńka, może zabawimy się razem w pobliskim klubie? —Zbliżali się niebezpiecznie szybko, a moje serce coraz mocniej biło. Miałam ochotę uciekać, ale strach i stres odjęły mi czucie w nogach.
— Nie mam ochoty na zabawę gdziekolwiek i z którymkolwiek z was — odparłam łagodnie wysilając się na resztkę odwagi. Jeden z mężczyzn zbliżył się do mnie przypierając do ściany. No tak, czego głupia Summer się spodziewała w środku nocy wchodząc w nieoświetloną uliczkę? Czułam od mężczyzny zapach alkoholu i tanich perfum pomieszany z dymem papierosowym. W głowie wymyślałam plan co zrobić, by wyjść z tego cało, ale jak na złość nic nie przychodziło mi na myśl.
— Ta dama, chyba wyraźnie powiedziała, że nie ma ochoty na zabawę z wami panowie. — Postać Stylesa wyrosła jakby z ziemi. Znalazł się tam tak nagle, skurwiel mnie śledzi?
—A ty co? Jej adwokat? — zaśmiał się jeden z nich.
— Jej partner, wystarczy?— Ślina zatrzymała mi się w gardle w połowie przełykania.

ŻE NIBY KTO?

Mężczyzna, który napierał na mnie spojrzał na Stylesa wrogim wzrokiem. Mimo nieoświetlonej ulicy dokładnie widziałam jak wielka złość rodzi się w oczach obcego. 
—Myślisz chłoptasiu, że przybiegniesz jej z pomocą a my grzecznie odejdziemy nie zabawiając się z twoją panną?— Odsunął się ode mnie i podszedł bliżej lokatego, który stał jakby niewzruszony całą sytuacją.
— Przyszedłem ze swoją kobietą spędzić miło czas w pobliskiej restauracji, zostawiłem ją zaledwie na chwilę samą, a panowie zaczęli psuć jej humor. —Jego twarz nie okazywała żadnych emocji a głos ciągle był w tym samym tonie.
Oderwałam się delikatnie od ściany i stanęłam za Stylesem łapiąc go delikatnie za płaszcz. Nadal uważam, że był kutasem, ale nie mogłam postąpić inaczej. Jego obecność tutaj dawała mi poczucie bezpieczeństwa jednak dalej był kutasem, który ratuje mi w tej chwili tyłek.
— Skończ pierdolić gościu i pozwól nam pobawić się z twoją słodką dziewczynką. — Jego mięśnie się napięły, co wyraźnie czuć było nawet przez jego ubranie, zesztywniał i wyjął ręce z kieszeni. Przez chwilę między nimi panowała niezręczna cisza, po czym Styles wymierzył pięścią w twarz tego, który stał naprzeciwko niego. Uderzył go naprawdę mocno a ten nie zdążył nawet zareagować jak zaczął przechylać się ku ziemi. Odskoczyłam wystraszona patrząc jak mężczyzna upada na ziemie.

— Któryś z panów ma coś jeszcze do powiedzenia?— Pozostałych dwóch pozbierało kolegę z ziemi i bez słowa zniknęli w dalszej części ulicy. Stałam jak słup zamurowana zachowaniem chłopaka. Wyprostował palce z zaciśniętej pięści. Odwrócił się w moją stronę a ja jeszcze bardziej zdębiałam. Nigdy nie patrzyłam się na niego jak na kogoś, kto ma taką siłę. W tamtej chwili, bałam się go. Podszedł do mnie szybkim krokiem i wtulił w siebie, chyba najczulej jak potrafił.  Nie potrafiłam go odepchnąć, ale też nie potrafiłam tego odwzajemnić. Stałam jak kamień pozwalając mu na przytulanie mnie. 
Z jednej strony czułam się przy nim bezpiecznie a z drugiej szał i złość w jego oczach były tak przerażające, że się bałam.
— Wiem, że zachowuje się jak dupek, ale kiedy zobaczyłem, że oni cię zaczepiają...
— Wiem —mruknęłam cicho nie chcąc by kontynuował.
—Przepraszam. —Odsunął się ode mnie poprawiając płaszcz. Jego mina szybko wróciła do postaci nie okazującej żadnych emocji. Stał wpatrując się we mnie.
— Dziękuję?— mruknęłam nie wiedząc co powiedzieć. 
— Mogę cię odwieźć do domu? — Kiwnęłam twierdząco głową i podążałam za chłopakiem w kierunku auta. Resztę drogi milczeliśmy tworząc tym bardzo niezręczną atmosferę. 
—Jeszcze raz dziękuję.— Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy zatrzymał się pod moim domem.

***

Wokół było cudownie, zachód słońca, szum fal, dźwięki mew latających nad głowami plażowiczów, którzy siedzieli na plaży. Nie wiem gdzie byłam, nie wiem jak się tu znalazłam, wiem że czułam się w tym miejscu najlepiej. Jakbym była w domu pełnym miłości, ciepła i radości. Powoli machałam nogami siedząc na molo i rozchlapując wodę . Poczułam ciepłą dłoń na swoim nagim ramieniu, który zdobiło tylko ramiączko kostiumu kąpielowego. 
  —  Jak się czujesz najdroższa? —   Delikatny i czuły głos Harry'ego dobiegł do moich uszu. Uwielbiałam, kiedy do mnie mówił jego głos był dla mnie ukojeniem. Sprawiał, że na moim ciele pojawiały się przyjemne dreszcze. Usiadł obok mnie dotykając mojego brzucha. Spojrzałam w dół a moje ciało zalała fala przyjemnego gorąca.
—  A jak czuje się nasze maleństwo? 
—   Chyba śpi. —   Uśmiechnęłam się do niego szeroko kładąc swoją dłoń na jego dłoni. Byłam w trzydziestym drugim  tygodniu ciąży, z moim ukochanym. Patrzyłam w jego oczy i widziałam miłość życia, mojego męża, przyjaciela, mój cały świat.
  —  Kocham Cię Summer.
  —  Ja też Cię kocham Harry.

***

— Sto lat! Sto lat!— Obudził mnie głośny śpiew rodziców. Minął tydzień od tamtej sytuacji, nie widziałam już Stylesa ani na mieście, ani w szkole. Starałam skupić się na przyziemnych sprawach, szkole i samej sobie. Coraz częściej nawiedzają mnie tego typu sny, a może jednak koszmary?
— Sto lat! Sto lat kochanie! 
Postanowiłam w końcu otworzyć oczy i spojrzeć na rodziców, którzy z uśmiechem i tortem w ręku stali przy moim łóżku.
— To już dziś? — mruknęłam zaspana przecierając oczy. Wzięłam wdech zdmuchując świeczki.
— Bez życzenia?— Tata zaśmiał się odsuwając tort. 
— Bez, mam wszystko co chciałabym mieć.— Wstałam udając się z rodzicami do kuchni. 
— Masz prawie wszystko co byś chciała. — Mama stwierdziła naciskając na drugie słowo w międzyczasie sięgając do szuflady. Spojrzałam na nią pytająco, pałaszując już jeden kawałek ciasta. Wyciągnęła w moją stronę małe czerwone pudełko z kokardką. Otworzyłam je a moim oczom ukazały się kluczyki do auta. 
—Żartujecie chyba — wydusiłam po chwili nie wiedząc o co chodzi  oglądając idealne wykonanie i każdy szczegół kluczyka. 
— Wyjdź przed dom i się przekonaj.— Wstałam biegnąc założyć buty i kurtkę po czym wybiegłam przed dom. Rozglądałam się we wszystkie strony, ale nie zauważyłam niczego nowego. Spojrzałam pod nogi a przed nimi leżała miniaturka mojego wymarzonego auta. 
—Zabawka i kluczyk atrapa? — zaśmiałam się odwracając do rodziców. Tata zaczął otwierać bramę garażu, ale nie zwróciłam na to uwagi zażenowana i roześmiana tą sytuacją.
—Spróbuj otworzyć. 
—Zabawkę mam kluczykiem otworzyć? — Nacisnęłam przycisk na kluczyku otwarcia auta a do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych zamków. Spojrzałam do już otwartego garażu a moim oczom ukazała się cudowna Audi A5 w odcieniu czerwonego matu. Upuściłam zabawkę z rąk i podbiegłam do auta nie wierząc w to co widzę. Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia, nie mogłam pohamować emocji. Rodzice stali bez słowa przyglądając się mojemu szczęściu. Obchodziłam samochód z każdej strony, jego czarne błyszczące dziewiętnasto calowe felgi idealnie pasowały do głębi krwistej  matowej czerwieni. Środek cały pokryty był czarnym materiałem, kierownica była jeszcze w gąbce ochronnej, musiał być nowiutki z salonu. Wsiadłam za kierownicę i cieszyłam się tą chwilą. 

— Tak bardzo wam dziękuję! — Pobiegłam do rodziców mocno ich przytulając.

To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz