Serce zabiło mi szybciej przez co głośno przełknęłam ślinę. Spojrzałam na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Jeśli chcesz — odpowiedziałam wymijająco.
—Dlaczego mnie nienawidzisz? — Spojrzał w moją stronę, splatając swoje palce między siebie. Głos miał opanowany i cichy, wydaje mi się, że nie chciał aby ktokolwiek słyszał naszą rozmowę.
—Nie nienawidzę cię — mówię zgodnie z prawdą. Dlaczego miałabym go nienawidzić? Jest denerwujący, arogancki i chamski, ale nie żywię do niego żadnych uczuć, ani pozytywnych ani negatywnych.
— Więc dlaczego zachowujesz się, jakbym ci zrobił krzywdę?
—Nie zrobiłeś, ale zrobisz — powiedziałam to z zadziwiającą pewnością, choć mimo wszystko nie miałam nawet minimalnej co do tego. Jedynie spekulacje na podstawie jego wcześniejszego podejścia do kobiet. Nie odezwał się. Przemyślałam to co powiedziałam i szybko wywnioskowałam, że mogło go to zaboleć, postanowiłam się delikatnie wytłumaczyć. — Patrząc na twoje zachowanie wobec dziewczyn, nic innego do głowy mi nie przychodzi.
— Nie znasz mnie — skwitował moją wypowiedź. Mówił jednak prawdę, nie znałam go, a jedyne informację jakie miałam to te z plotek.
— Bo ty mnie znasz — parsknęłam chamsko.
— Nazywasz się Summer Williams, nie umiesz pływać, twoja mama kocha podróżować, od zawsze miałaś tylko jedyną przyjaciółkę, twoim ulubionym kolorem jest czarny i bordowy, nie znosisz większości warzyw i w głębi wiesz, że za mną szalejesz.
— Oprócz ostatniego wszystko się zgadza — szepnęłam a on się tylko uśmiechnął.
Przez moje mysli przebiega milion teorii skąd on mógł to wszystko wiedzieć. Przecież nigdy nikomu o tym nie mówiłam, wiedziała tylko Lexie a nie sądzę, by ona stała się taka wylewna do obcych osób.
Patrzył na mnie wzorkiem oczekującym czegoś więcej niż do tej pory powiedziałam jednak milczałam nie wiedząc co powiedzieć.
— Nie chce dla Ciebie źle. — przerwał ciszę panującą między nami dłuższy czas.
— Rozumiem. — To jedyne co mogłam z siebie w tej chwili wydusić. Siedziałam jak zamurowana wpatrując się bez celu w korę drzewa, które rosło przed nami.— Dobranoc. — Wstał i odszedł do swojego namiotu. Mój umysł bił się z sercem, w którym zrobiło się ciepło na wiadomość tego co chłopak dla mnie robił. Próbuje zrozumieć samą siebie, dlaczego tak wiele emocji pojawiło się we mnie podczas rozmowy z nim, czy na każdej wywoływał takie zmieszanie, czy tylko moje ciało reaguje tak dziwnie? Jego głos był taki łagodny, cichy i delikatny jakby bał się, że podniesienie tonu wszystko zepsuje. Siedziałam wpatrując się w odbicie księżyca na tafli wody.
Sama nie wiedziałam co myśleć, o nim, o tej całej sytuacji.
Nie wiem nawet kiedy, zasnęłam na kocu, pod gwiazdami.Obudziłam się z poduszką pod głową, przykryta kocem. Nie zastanawiałam się kto mógł być tego sprawcą, obawiałam się, że to zbyt oczywiste.
Promienie słoneczne padały na moją twarz powodując przyjemne ciepło. Przeciągnęłam się i rozejrzałam wokół. Okolica była cicha i spokojna. Moją uwagę przyciągnęła postać siedząca niedaleko mojego namiotu.
— Na co się tak przyglądasz? — zapytałam Harry'ego, który z uśmiechem bacznie mnie obserwował.
— Na Ciebien— odpowiedział krótko kierując się w moją stronę. W głowie rozbrzmiały mi słowa przyjaciółki, "Wykorzystać jak najlepiej ostatnie trzy dni nie przejmując się niczym". Postanowiłam nie kręcić afery o obecność chłopaka i reszty. Lokaty usiadł obok mnie i ciepło się uśmiechnął. Przetarłam oczy, by móc się mu przyjrzeć. Miał wyraźne rysy twarzy, brązowe pokręcone włosy i przepiękne zielone oczy, które przyglądały mi się tak uważnie, że poczułam się nieswojo.
— Gdzie reszta? — zapytałam przerywając chwilową ciszę między nami. Rozglądając się wokół zauważyłam, że nie było samochodów chłopaków ani mojej przyjaciółki.
— Pojechali do pobliskiego miasteczka na zakupy.
— Dlaczego nie pojechałeś z nimi?
— Przecież nie mogłem, ani nie chciałem zostawić cie tutaj samej. A co jeśli coś by ci się stało? — uśmiechnął się szeroko. Moje policzki zalał delikatny rumieniec, moje zdanie o nim nie zmieniło się ani trochę, ale muszę przyznać że to naprawdę miły gest. Wydawał się człowiekiem o dwóch twarzach, który co chwilę je zmienia. Cham i arogant, ale również troskliwy i miły.
— Jesteś głodna?
— Troszkę — odpowiedziałam a chłopak wstał i udał się do swojego namiotu. Przeciągnęłam się ponownie rozkoszując tym słonecznym dniem.
Ruszyłam w stronę swojej walizki znajdującej się w naszym małym namiocie i postanowiłam się przebrać w biała bieliznę, krótkie jasne spodenki i biała bluzkę na ramiączkach. Wychodząc z namiotu zauważyłam Harry'ego stojącego z taca, na której znajdowały się cudownie wyglądające kanapki z szynka, pomidorem, ogórkiem i szczypiorkiem oraz jak myślę, sok pomarańczowy.
Uśmiechnęłam się mimowolnie i ruszyłam w jego stronę.
— Smacznego słońce. — Moje ciało spięło się na słowo słońce.
— Dziękuję, nie musiałeś. — Usiadłam na kocu razem z nim, chwytając pierwszą kanapkę.
— Nie musiałem, ale chciałem. — Posłał mi promienny uśmiech. Pałaszowałam śniadanie popijając sokiem, uwielbiam sok pomarańczowy. Nie odrywał ode mnie wzroku dopóki nie wzięłam ostatniego kęsa.
— Przejdziemy się na brzeg? — zapytał a ja niepewnie pokiwałam twierdząco głową, mimo że to nie on próbował zrobić mi krzywdę, miałam obawy.
Powolnym krokiem w ciszy zmierzaliśmy do brzegu. Czułam się bardzo niezręcznie, nawet nie mieliśmy o czym gadać.
— Powiedz, dlaczego to wszystko robiłeś? — zapytałam, kiedy dotarliśmy na brzeg siadając na pomoście.
— Nie potrafię tego wytłumaczyć. — podrapał się w tył głowy spuszczając swój wzrok na wodę. — Nie chciałem, byś była smutna.
Nic nie odpowiedziałam, nie wiedziałam nawet co mogłabym mu powiedzieć. Nigdy nie rozmawialiśmy i nie wiedziałam jak się zachować.
Nie wiem ile czasu minęło zanim wszyscy wrócili. Z Harrym nie zamieniłam więcej słów niż Jak się czujesz? Ładna pogoda. Ciekawe co kupią.
Moim wybawieniem z niezręcznej sytuacji były dźwięki wracających znajomych. Wstalismy i bez słowa udaliśmy się w ich kierunku. Przyjaciółka spojrzała na mnie z radością w oczach i zaczęła wyjmować zakupy. Wiadomo, pod namiotem nie można popisać się ilością kupionych produktów, ale zawsze coś się przyda.
— Rozmawiałaś z Harrym? — Zaciekawiona przyjaciółka zapytała wyciągając zakupy z siatki.
— Niewiele. O czym miałabym z nim rozmawiać?
— Myślałam, że złapiecie wspólny język.
— Było trochę niezręcznie.
Wzruszyłam ramionami i dołączyłam do reszty, która siedziała już przy namiocie. Chłopaki kupili sporą ilość alkoholu na wieczór, więc reszta dnia zapowiadała się ciekawie.Siedzieliśmy śmiejąc się i rozmawiając na różne tematy, wzrok Harry'ego oczywiście spoczywał na mnie przez cały czas.
— Słuchajcie, niedaleko rozbiło się wesołe miasteczko, może skoczymy?— Louis zaproponował zwracając się do wszystkich.
— Jasne — od razu odpowiedziałam, lubiłam taką rozrywkę, a opcja uniknięcia przenikliwego wzroku Styles'a była wyśmienita. Poszliśmy do samochodów i od razu udaliśmy się na miejsce, upewniając się, że dokładnie zamknęliśmy namioty.
CZYTASZ
To nigdy nie powinno się wydarzyć |H.S
FanficW TRAKCIE POPRAWY 43/61 Niemal wszystkie historie miłosne kończą się happy endem - gromadką dzieci, wspólnym mieszkaniem, życiem w dostatku, bla, bla, bla. Co się stanie, jeśli ta, przepełniona złością, wulgaryzmami i zwrotami akcji historia wcale n...